Final Fantasy XIII-2 - recenzja
W ciągu ostatnich miesięcy zrobiłem co najmniej kilka rzeczy, o które nikt by mnie nie podejrzewał. Rzeczy bardzo różne, mające jednak wspólny mianownik - Japonię. Zapragnąłem posmakować gier z Kraju Kwitnącej Wiśni i wbrew wszelkim znakom na niebie i ziemi ukończyłem najpierw czwartą Yakuzę, a chwilę później Dark Souls. Nie mogłem sobie odmówić także przyjemności zmierzenia się z rasowym jRPG. Czy miliony fanów wielbiących serię Final Fantasy mogą się mylić? A może król jest nagi?
Nowicjusz wyrusza w podróż Ocena: 4/5 - Warto "Po kilkudziesięciu godzinach rozgrywki, nawet po ukończeniu głównego wątku fabularnego, wciąż było mi mało".
Mogłoby się wydawać, że rozpoczynanie swojej przygody z taką serią od drugiej odsłony trzynastej części to samobójstwo. Podjąłem wyzwanie z własnej nieprzymuszonej woli, nie do końca jednak wierząc w końcowy sukces. Nawet w momencie, gdy płytka zagościła w napędzie mojej konsoli, nie byłem pewien, czy moja psychika zniesie „skaczące parówki” bądź inne „paprykowe stwory”.
Do gry wprowadza nas dość zdawkowe, aczkolwiek przepiękne intro. Gracz niezaznajomiony z serią może się czuć troszkę nieswojo, ale dalej jest już tylko lepiej. Ci, którzy nie grali w poprzednią część, szybciutko nadrobią fabularne zaległości, dzięki wbudowanemu w grę streszczeniu. „Dwójka” w wielu miejscach nawiązuje do swej poprzedniczki, jednak ani przez minutę z całych pięćdziesięciu godzin nie czułem, że ominęło mnie coś ważnego. Warunkiem koniecznym jest jednak dogłębna lektura leksykonu. Bez tego nigdy nie dowiecie się, co to tak naprawdę jest ten Cocoon, albo że „te dziwaczne ptaki” to Chocobo, skąd się wzięły i jaka jest ich rola.
Naprawdę nie trzeba wiele, żeby zatopić się we wspaniałym świecie, który wykreowali dla nas spece ze Square Enix. Nadszedł taki moment, w którym zacząłem rozpoznawać te wszystkie „tańczące przyprawy”, a poznawanie losów bohaterów sprawiało mi prawdziwą frajdę. Co jak co, ale fabuła najzwyczajniej w świecie wciąga. Trzeba być zupełnym ignorantem, żeby tego nie dostrzec. Wszystko było dla mnie nowe i rozbudowane, a przy tym nadzwyczaj spójne i niepozwalające się nudzić.
„Time and memory, frozen in crystal”
W grze kierujemy poczynaniami dwójki bohaterów - Serah Farron (siostrą Lightning, którą fani poprzednich części na pewno kojarzą) oraz Noelem Kreissem, osiemnastolatkiem, który przybył z odległej przyszłości. Tak, w „Final Fantasy XIII-2” wszystko kręci się wokół osi czasu. Towarzyszy nam również stworek Mog, który finalowych nowicjuszy i graczy mało tolerancyjnych względem „growej japońszczyzny” może odrzucać sposobem mówienia. Z upływem czasu da się jednak do tego przyzwyczaić, a pod koniec gry nie można wyobrazić sobie bez niego życia. W czasie podróżujemy za pomocą Historia Crux, specjalnego menu pozwalającego na odwiedzanie tych samych miejsc w odstępach kilkuset lat. Na szczęście lokacje za każdym razem wyglądają inaczej i mimo niewielkiego rozbudowania coś kusi, aby lizać w nich ściany na nowo. Wszystko to oczywiście w jednym celu - trzeba odnaleźć wspomnianą wcześniej Lightning. Nie zdradzając zbyt wiele z fabuły, dodam tylko, że główny antagonista, Caius Ballad, to najciekawsza postać z całej gry. Do tego fenomenalnie zagrana przez Liama O'Briena. To ten sam człowiek, który użyczył głosu Wojnie z „Darksiders”.
Wciśnij „X”, aby przejść dalej Gra zawiera wiele zadań pobocznych, jednak od samego początku obnaża ją spora liniowość. W niczym to nie przeszkadza i rozgrywka pomimo swojej prostoty bardzo wciąga. Podczas eksploracji danego obszaru, gdzie rozmawiamy z bohaterami niezależnymi, zbieramy przedmioty itp., w każdym momencie może wyskoczyć na nas grupka potworów. Jeśli uda nam się oddalić w określonym czasie, znikają - jeśli nie, przechodzimy do walki. Przeciwnicy pojawiają się znikąd i momentami bywa to bardzo irytujące. Są etapy, w których nie da się zrobić dziesięciu kroków bez dodatkowej potyczki.
Walka opiera się na dobrze znanym systemie ATB (Active Time Battle), nazwanym tutaj Command Synergy Battle. Dla niewtajemniczonych - to turowe starcie z kolejką rozkazów, które zostaną wykonane, gdy naładuje się odpowiedni pasek. Dodatkowo, korzystamy z systemu Paradigm Shift, umożliwiającego zmianę aktualnej strategii walki. W jednej chwili możemy być duetem miotającym magią, aby po chwili zamienić się w czujnych wartowników wspomaganych przez medyka. To właśnie system walki oraz rozwój postaci był głównym czynnikiem wpływającym na podjęcie przeze mnie wyzwania ukończenia najnowszego „Final Fantasy”.
Wyścigi Chocobo to gra, w której możemy wystawić najlepiej wyszkolonego „ptaka” zwerbowanego do drużyny podczas wędrówki. Im wyższy jego poziom, tym większe szanse na wygraną. Mistrzostwo zdobędą jednak tylko unikatowe okazy (np. Golden Chocobo), które można znaleźć w różnych zakamarkach świata Final Fantasy.
Całość jest uzupełniana umiejętnościami stworków, które możemy zwerbować do drużyny i wraz z postępem gry mamy do wyboru naprawdę potężny arsenał, zarówno jeśli chodzi o taktykę, jak i umiejętności. Niestety każdy kij ma dwa końce. Na pewnym etapie gry ograniczamy się już tylko do ciągłego wciskania przycisku „auto-battle”. Zmiana paradygmatu walki jest po prostu niepotrzebna. Nasz zespół jest na tyle przypakowany, że zazwyczaj po dwóch atakach możemy zbierać fanty, które pozostały po przeciwniku. Walka bardzo często kończy się po pięciu sekundach, a wymagające starcia ograniczają się wyłącznie do pojedynków z bossami. Tu z kolei trzeba się bardzo nakombinować, nierzadko wykazując małpim refleksem. Jest co najmniej kilka starć, które przeciętny gracz powtórzy kilkanaście razy, wykrzykując mniej lub bardziej wyrafinowane przekleństwa. Jakby tego było mało, przez całą grę miałem wrażenie, że wszelkie przedmioty, które mogę zebrać lub kupić, są zupełnie nieprzydatne. Ot, kolejny ekwipunek zalegający w plecaku, mający sens tylko w opisie.
Główka pracuje
Świat uzupełniają przeróżne minigierki. Zarówno te logiczne (które potrafią być dość trudne), jak i hazardowe. Przykładem niech będzie tu chociażby zagadka z zegarem. Należy w niej tak manewrować wskazówkami, aby pozbyć się wszystkich cyferek jednocześnie, nie dopuszczając do sytuacji, w której oba ramiona zegara wskazują puste miejsca na tarczy. Brzmi to dość skomplikowanie i rzeczywiście takie jest. Satysfakcja z samodzielnego rozwiązania takiej łamigłówki jest ogromna, zwłaszcza gdy na rozwiązanie trafiamy po godzinie wytężania szarych komórek. Stopień skomplikowania wyścigów Chocobo (patrz ramka) zaskoczył mnie na tyle, że spędziłem przy nich dobrych kilka godzin, a wystarczy przejść odrobinę dalej i kolejne upłyną nam na grze np. w jednorękiego bandytę. Sam zestawik minigier śmiało można by wrzucić na XBLA i zawołać za niego 800 punktów. Oczywiście Square Enix głupie nie jest i DLC do kasyna już zagościło w sklepach.
Ocena: 4/5 - Warto (Ocenę 4 otrzymują gry, które sprawiają sporą frajdę, ale brakuje im ostatecznych szlifów).
Michał Wikliński
- Data premiery: 3.02.2012
- Deweloper: Square Enix Product
- Wydawca: Square Enix
- Dystrybutor: Cenega
- PEGI: 16
Final Fantasy XIII-2 (PS3)
- Gatunek: role-playing
- Kategoria wiekowa: od 16 lat