Filmowy „Sonic the Hedgehog” za bardzo chce być jak Detektyw Pikachu
Tylko robi „miau-miau”. I walczy z Jimem Carreyem.
Mamy pierwszy zwiastun. Zobaczycie w nim tytułowego jeża, czasem (scena na autostradzie) wyglądającego całkiem znośnie, czasem (scena w samochodzie) niczym efekty komputerowe z serialu Netfliksa. Zobaczycie postaci ludzkie, z Jimem Carreyem jako Eggmanem, który przypomniał sobie młodzieńcze lata i parodiuje samego siebie. Zobaczycie dziwne sceny akcji. Usłyszycie klasyczny hymn najntisów. Być może się zaśmiejecie ze dwa razy. Ale potem uświadomicie sobie - to będzie mała tragedia.
Być może jestem przesadnie krytyczny, ale w porównaniu z „Detektywem Pikachu” oraz ilością serca, jaką Ryan Reynolds z ekipą włożyli w przekonujące połączenie obu światów, pasją, co bije z każdego nowego zwiastuna, „Sonic” prezentuje się po prostu przeciętnie. Zresztą nawet sam protagonista wciąż nie wygląda autentycznie. Trzymam kciuki, żeby tym razem przynajmniej nie całował się z ludzką kobietą w finale. Albo podczas seansu - bo przecież wiadomo, że nie odpuszczę - skoncentruję się na Carreyu, który chyba rzeczywiście dobrze się bawił na planie.
Premiera w listopadzie. Time’s gonna go fast.