Filary Ziemi – recenzja. Telltale pobite w ich własnej grze
Komputerowa adaptacja bestsellerowej powieści zaskakuje i zachwyca.
22.08.2017 | aktual.: 08.09.2017 22:00
Żeby przekonać się o tym, jaką grą są Filary Ziemi, wystarczy zobaczyć pierwsze 10 minut gry. W sekwencji prologu jeden z jej kilku bohaterów – Tom Budowniczy – zmuszony jest odebrać poród. Rodzi jego żona, zimą, w lesie, w towarzystwie jego i ich dwójki dzieci. Nie ma tam w tym czasie zombie, nie ma wojny, nie ma zagrożenia dla świata. Są ludzie i ich proste, ludzkie problemy i ambicje.
Platformy: PC, PS4, Xbox One
Producent: Daedalic Entertainment
Wydawca: Daedalic Entertainment
Dystrybutor: Techland
Data premiery: 15.08.2017
PL: Napisy
Graliśmy na PC. Grę do recenzji udostępnił dystrybutor, zdjęcia pochodzą od redakcji.
Gra Filary Ziemi, bazująca na książce Kena Folletta pod tym samym tytułem, jest prostą przygodówką point and click. Bliżej jej do produkcji Telltale niż LucasArtsu i Sierry. Istotą rozgrywki jest więc chodzenie po poszczególnych lokacjach, rozmawianie z postaciami, rzadko rozwiązywanie jakichś prostych zagadek. Również jak u Telltale, dużą rolę odgrywać zaś mają podejmowane przez gracza decyzje i ich konsekwencje. Całość toczy się w XII wieku i opowiada historię budowy monumentalnej katedry w fikcyjnym angielskim mieście Kingsbridge. A właściwie będzie opowiadać, kiedy ukażą się już wszystkie części. Również na wzór produkcji Telltale, niemieckie Daedalic Entertainment wydaje Filary Ziemi w odcinkach.Chociaż u Telltale ta formuła mogła już trochę obrzydnąć, tutaj nie mam z nią większego problemu. Oczywiście ostatecznie zależeć to będzie od tego, ile przyjdzie nam czekać na dwie kolejne części i czy dorównają one jakością pierwszej. Sama w sobie stanowi ona jednak konkretny kawał rozgrywki – ukończenie jej zajęło mi ok. 7 godzin, a opowiedziana przez nią historia stanowi pewną zamkniętą całość z satysfakcjonującym zakończeniem i niewprowadzającym w irytację zawieszeniem akcji. Znaczy zawieszenie akcji w pewnym sensie oczywiście jest, ale nie ma wrażenia, że ktoś tu odbiorcą manipuluje.Mało tego, po ukończeniu pierwszej części Filarów Ziemi łatwo jest stwierdzić, że na podzieleniu na części gra Daedalica może nawet zyskać. Pozwala to twórcom na bardzo dosłowne podejście do adaptacji i niespieszne kreślenie całej historii. Przez wspomniane 6-7h dzieje się sporo, ale mamy jednocześnie wrażenie, że dopiero poznajemy postacie, że poszczególne wątki ledwie się zawiązują. To rzadkie i cenne w grach, które często zbyt szybko chcą przejść do meritum, bojąc się utraty zainteresowania odbiorcy.
Takie „niegrowe” podejście do fabuły to zresztą chyba największa zaleta Filarów Ziemi. Jest to rzecz jasna zasługa przede wszystkim materiału źródłowego, ale też dobrze, że twórcy podeszli do tej adaptacji tak wiernie. Dzięki temu mamy tu do czynienia z prostą, obyczajową historią. Jest oczywiście i zalążek większej, politycznej intrygi. Jest jakieś podejrzenie spisku, klasztorne machinacje, szczególnie widoczny w pierwszym z rozdziałów. Sterujemy w nim mnichem Philipem. Na tym etapie rozgrywki przychodzą do głowy dość silne skojarzenia z "Imieniem róży".Szybko jednak dostajemy pod kontrolę drugiego z bohaterów, młodocianego Jacka, starającego się wraz z matką związać koniec z końcem. Oboje z nieznanych jeszcze graczowi powodów mieszkają w lesie, los obu dość szybko splata się również z wspomnianym we wstępie Tomem Budowniczym.I w tym momencie okazuje się, jak bardzo jest to historia obyczajowa. I jak bardzo jest to odświeżające. Doskonale jest w końcu mieć w grze bohaterów, których lubimy, których losy nas obchodzą, a którym jednocześnie pomagamy w prostych, codziennych problemach. Przekonać możnowładcę, żeby zatrudnił nas do pracy jako murarza. Zdobyć coś do jedzenia. Nawet kiedy dochodzi do podejmowania decyzji w większej skali, jak choćby w momencie, gdy trzeba zdecydować o losie uchodźców z zaatakowanego miasta, całość pozostaje przyziemna i bardzo osobista.Filary Ziemi szczęśliwie unikają też składania obietnic w rodzaju „ta postać będzie o tym pamiętać” z gier Telltale. Dzięki temu kiedy przekonujemy się, że któryś z bohaterów faktycznie pamięta coś, co zrobiliśmy, albo jakiś nasz czyn ma nieoczekiwane konsekwencje po dwóch godzinach, mamy z tego satysfakcję. Nie zaś permanentne rozczarowanie, że nie, jednak ta postać o tym nie pamiętała. Do tego, chociaż zagadek w grze nie ma wiele i są one raczej proste, to zdarzają się również wyzwania opcjonalne, których istotą jest odkrycie, że są w ogóle dostępne. I na koniec rozdziału dowiadujemy się na przykład, że mogliśmy komuś pomóc, ale tego nie zrobiliśmy.
Szerzej sposób zaprojektowania gry ocenić będzie można oczywiście później, kiedy ukażą się wszystkie części i będzie można zobaczyć, na ile rozwój historii faktycznie zależy od podejmowanych przez nas decyzji. Na razie widać, że możemy decydować o rzeczach raczej pobocznych, ale oś historii pozostaje jedna (co nie powinno szczególnie dziwić w przypadku adaptacji powieści). Ciekawie będzie przekonać się jednak, na ile te drobne decyzje będą przez grę pamiętane później, poza jedną częścią.
O tym, że gry Deadelica potrafią już wyglądać naprawdę ładnie, przekonałem się przy Silence. Filary Ziemi idą jeszcze dalej. Gra jest ręcznie rysowana i animowana w charakterystycznym stylu, trochę przypominającym Banner Sagę, trochę jakby anime. Oprawa jest komiksowa, ale w bardzo stonowanych kolorach i jeszcze bardziej dodaje grze tej przyjemnej przyziemności. Nie jest to fantasy, nie jest baśń, ale też nie jest jakiś horror czy inna gatunkowa opowieść. Grafika dodatkowo to podkreśla.Jednocześnie jednak, niestety, gra powtarza również kilka błędów Silence. Chwała twórcom za to, że zrezygnowali z kompletnie niepotrzebnych i irytujących zagadek (chyba zorientowali się, że opowiadanie historii wychodzi im lepiej niż projektowanie wyzwań). Ale pozostawili nieco równie zbędnych sekwencji zręcznościowych (prostych QTE), popełnili również kilka dyskusyjnych decyzji w temacie interfejsu (czemu aktualne zadania muszę mieć wyświetlone albo cały czas, albo wcale, a nie mogę ich pokazać na chwilę?)Gra potrafi być również dość nieodporna na krnąbrność gracza. Szczególnie, kiedy ten próbuje zrobić coś w czasie, gdy wyświetlana jest już jakaś animacja albo prowadzony jest jakiś dialog. Reaguje wtedy mało przewidywalnie, przerywając sekwencję czy nakładając na siebie wypowiedzi. To jednak rzeczy dość drobne i łatwe do poprawienia w przyszłości.
Filary Ziemi to kolejny dowód na to, że aktualnie najlepsze gry w stylu Telltale robią studia inne od Telltale. Chociaż na pierwszy rzut oka gra jest od nich dużo bardziej klasyczna (tradycyjny point and click), to faktycznie pod względem technicznym, oprawy graficznej i dźwiękowej, wyprzedza je o kilka długości (serio, Telltale już dawno powinni coś zrobić coś z tym silnikiem). Chociaż nie grzeszy oryginalnością w kwestii rozgrywki, to poruszana przez nią tematyka i doskonała realizacja czynią z niej coś wyjątkowego.Bo naprawdę wspaniale jest dostać w grze taką zwyczajną, obyczajową historię. Zżyłem się z tymi bohaterami, polubiłem ich i niecierpliwie czekam na ich dalsze losy. Chyba właśnie to ich prostota sprawiła, ze zaangażowałem się tak bardzo. Daedalic zapewne liczy, że w sukcesie pomoże grze bestsellerowy status powieści (ponad 25 milionów sprzedanych egzemplarzy!). Być może gdyby nie to, to nie zdecydowaliby się na opowiadanie właśnie takiej historii we właśnie takiej formie.
Trzymam kciuki, żeby ten sukces był. Potrzeba nam więcej takich gier.
Recenzuję pierwszy odcinek Filarów Ziemi. Ostatecznie części mają być trzy, ale nie będą dostępne osobno - kupując część pierwszą kupuje się od razu całość. Stąd decyzja, by - w odróżnieniu od tego, jak robimy to w przypadku gier Telltale - ocenę wystawić już teraz. Ułatwił ją fakt, że ta pierwsza część to konkretny, duży kawałek rozgrywki. 6-7 godzin rozgrywki czyni z niej bardziej pierwszą część growej trylogii niż ledwie namiastkę całości.