FIFA Street - recenzja
Piłka nożna to nie tylko wielkie stadiony i dwudziestu dwóch piłkarzy na zielonej murawie. To też osiedlowe boiska, sale w szkołach czy ściany z namalowanymi farbą bramkami. „FIFA Street” skupia się właśnie na tym mniej eksponowanym w mediach obliczu sportu. I robi to prawie tak, jak należy.
16.03.2012 | aktual.: 30.12.2015 13:28
Zmieniamy reguły Ocena 3/5 - Można "Wykiwanie obrońcy w żadnej innej grze nie niesie ze sobą takiego ładunku czystej satysfakcji."
Brak numerka w tytule gry to znak, że EA odcina się od wcześniejszych części serii. Jest ich więcej. Tegoroczna „FIFA Street” dużo mocniej stąpa po ziemi. Nie znajdziecie tu ognistych strzałów i napełniania sztuczkami paska Gamebreaker, który wcześniej odpowiadał za najbardziej kosmiczne akcje. Rozgrywka to wciąż stuprocentowy arcade, aczkolwiek bez niepotrzebnych udziwnień. Każdy trik dałoby się wykonać w prawdziwym świecie. Niby piłka jest okrągła, a bramki wciąż są dwie, ale w „Street” gra się zupełnie inaczej, niż w klasyczne części serii. A powyższe powiedzonko i tak należałoby rozbudować. Akurat w tej grze piłki mogą być nieco sflaczałe albo leciutkie, a i bramki mają trzy różne rozmiary.
Naprzeciw siebie stają dwie drużyny, w których skład może wchodzić maksymalnie 6 piłkarzy. Niby zawsze chodzi o strzelanie bramek, ale zestaw obowiązujących reguł możemy tu sobie zmieniać. Czasem, tak jak w we wczorajszym meczu Ligi Europy, chodzi o to, kto strzeli ich więcej. Kiedy indziej każdego wpakowanego przeciwnikowi gola opłacamy zdjęciem z boiska jednego zawodnika. Są też tryby, w których liczą się przede wszystkim udane sztuczki, a każde minięcie rywala oznacza bonus do wyniku. Te są zresztą najciekawsze. A same sztuczki... palce lizać.
Bez udziwnień Wspomniałem już, że nie ma tu kosmicznych, przerysowanych trików, ale nie znaczy to, że dostępny arsenał zagrań jest nudny. W życiu! Nie jest też kalką rozwiązań z „FIFA 12”. Autorzy przemyśleli system zwodów i udało im się to, w co nie wierzyłem - potrafili zapanować nad losowością. A to bardzo ważne, bo jeśli machanie na ślepo prawą gałką skutkowałoby bramką, to rozgrywka nie miałaby sensu. Tymczasem w „FIFA Street” liczy się refleks i obserwowanie ruchów przeciwnika. Jasne, można wariacko nawalać w przyciski, ale efekt będzie znikomy. Lepiej sprytnie zabawić się z zawodnikiem przeciwnej drużyny, wystawić mu piłkę jak na tacy, a gdy się na nią połasi, puścić mu ją między nogami, obiec czy przerzucić futbolówkę nad jego głową. Liczba ruchów, jakie mamy do dyspozycji, robi wrażenie. Dodatkowo większość z nich ma różne wariacje w zależności od tego, jak szybko się poruszamy i w którą stronę wychylamy analoga.
Taki arsenał zadowoli każdego, a najbardziej wprawni gracze będą potrafili łączyć poszczególne triki w kombinacje, które zawstydzą nowicjuszy. Świetnie się na to patrzy, a wykiwanie obrońcy w żadnej innej grze nie niesie ze sobą takiego ładunku czystej satysfakcji. W trakcie meczów nie odzywa się żaden komentator, możemy za to posłuchać fajnej, energetycznej muzyki, która potrafi sprawić, że płynne przechodzenie pomiędzy trikami nabiera dodatkowego smaczku. A gdy już wbijemy piłkę do siatki... Cóż, frajda do kwadratu.
EA Sports zadbało o dużą różnorodność trybów. Możemy wpływać nie tylko na reguły, wyłączając faule, ale i na liczbę zawodników na boisku i sposób wyłaniania zwycięzcy. Wszystko zależy od naszego humoru i tego, czy chcemy przede wszystkim się popisywać, czy jednak wrzucić do zabawy jakieś elementy normalnego futbolu. „FIFA Street” nigdy nie zachowuje się jednak jak kopia „pełnoprawnych” części serii. Nawet w trakcie futsalowych meczów czy rozgrywek 6 na 6 gra zmusza nas do wykorzystywania zwodów i trików do minięcia przeciwnika i znalezienia sobie miejsca do oddania strzału.
Szkoda, że sztuczna inteligencja zawiadująca zawodnikami, którymi nie kierujemy, często lubi się pogubić. Wychodzenie na czystą pozycję mają opanowane, ale jeśli chodzi o powrót do obrony czy samo zachowanie golkipera, algorytmy SI rozkładają nieporadnie ręce w przepraszającym geście. Szykujcie się na solidną dawkę frustracji lub śmiechu (w zależności od tego, jak podchodzicie do zabawy) w absolutnie każdym meczu, w którym na boisku pojawią się bramkarze. Impact Engine też daje o sobie znać. Dużo dobitniej, niż w „FIFA 12”. Jego wariacje to coś, nad czym musimy przejść do porządku dziennego. Puryści nie będą zadowoleni, bo zabawne wpadki przeplatają się z żenującymi wypadkami, które może uszłyby w odcinku Benny'ego Hilla, ale w poważnej grze sportowej nie powinny mieć miejsca. Pewnie chcielibyście wiedzieć, że mecz da się wygrać, żonglując piłką w miejscu do momentu, w którym skończy się czas.
Od zera do tego gościa z plakatów Nie zabrakło trybu kariery, w którym przechodzimy drogę od kopacza obijającego ściany w rodzimej okolicy do światowej gwiazdy, rzucającej wyzwania najlepszym piłkarzom na świecie. Możemy albo stworzyć własnego zawodnika, albo zaimportować go z „FIFA 12”. Także pozostałych członków drużyny możemy edytować tak, by na przykład przypominali znajomych z podwórka.
Po serii wygranych meczów możemy dorzucić do drużyny jednego z kapitanów pokonanych ekip, a wraz z przechodzeniem kolejnych stopni kariery gra pozwala kompletować coraz lepszych graczy, tak że w końcu biegamy po boiskach ramię w ramię z Messim, Ronaldo, Casillasem i innymi gwiazdami. Możemy też ściągać drużyny znajomych, a nawet rywalizować z nimi w trakcie turniejów. Niestety integracja tego trybu z siecią oznacza, że często będziecie trafiać na stworzone przez innych graczy drużyny złożone z samych dryblasów. FIFA Street nie karze za tworzenie piłkarzy o gabarytach koszykarzy. Zawodnicy awansują na kolejne poziomy, a za punkty możemy kupić im kolejne sztuczki oraz ulepszyć te kilka statystyk, które ich opisują. Na początku wszyscy są równi, ale po kilku awansach możemy przysposobić ich do konkretnej roli na boisku. Nie żeby taktyka miała tu jakieś wielkie znaczenie, ale dobrze mieć z tyłu prawdziwego obrońcę a w ataku specjalistę od strzałów.
Zabawa jest przednia, bo w trakcie kariery napotykamy zróżnicowane wyzwania. Oprócz nowych ubranek dla zawodników odblokowujemy też nowe miejscówki, które robią bardzo pozytywne wrażenie. Nie wszystkie, bo na przykład hala z niebieską podłogą wręcz wypalała mi oczy, ale lokacje mają swój klimat, podkreślany przez muzykę i wielojęzykowe pogawędki graczy. W różnorodności boisk widać zarówno ilość pracy jak i artystyczne podejście. Doceniam też fakt, że nie ma możliwości zablokowania się tu na amen na jakimś meczu. Dostęp do różnych meczów jest zawsze bardzo szeroki, a nawet po przegranym meczu dostajemy punkty doświadczenia, które pomogą w kolejnym podejściu. Zresztą decydując się na każde wyzwanie sami decydujemy o jego poziomie trudności. Opcje stoją otworem.
Offline Niestety „FIFA Street” bardzo się wykłada, jeśli idzie o granie z innymi. W lokalnych potyczkach z trzema znajomymi gra wspina się na wyżyny miodności i najzwyczajniej w świecie nie chce się jej wyłączać. Kilka trybów pomnożone przez dostępne konfiguracje reguł i zawodników wystarczają na długo.
Niestety sprawa nie wygląda tak dobrze, gdy przeniesiemy się do sieci. Liczba dostępnych trybów zabawy zostaje dramatycznie okrojona. W dodatku do tych najmniej ciekawych, zbliżających „FIFA Street” do normalnego meczu piłki nożnej. Zapomnijcie o usuwaniu graczy z boiska po strzelonej bramce, o punktowaniu na podstawie trików. Zapomnijcie nawet o wybraniu do sieciowych potyczek któregoś z ograniczonej listy prawdziwych klubów. Dostępne są tylko drużyny stworzone w trybie kariery. Uważam, że w 2012 roku takie niedopracowanie sieciowej zabawy to skandal. Zwłaszcza że mówimy o arcade'owej grze, czyli takiej, która najlepiej smakuje właśnie ze znajomymi.
Szkoda też, że EA nie pokusiło się o przemodelowanie systemu powtórek. Wszak sztuczki chciałoby się oglądać w każdym detalu, a tymczasem poza wrzuceniem na ekran atrapy wyświetlacza z kamery nic się w tym względzie nie zmieniło. Obstawiam, że autorzy bali się po prostu uwidocznienia animacji, którym „trochę” brakuje do mistrza elektronicznych sportów, jakim w tym względzie jest „NBA 2K12”.
Bolą też losowe strzały. Piłkarze nie umieją trafić do bramki z tak oczywistych pozycji, że ręka sama wędruje do czoła w celu upamiętnienia akcji klasycznym facepalmem. Nie ma tu też miękkich lobików czy finezyjnych uderzeń. Jeden przycisk strzału musi wystarczyć (okej, jest jeszcze możliwość uderzenia z ruletki, ale to wciąż zbyt ubogi system dla fanów gier piłkarskich). Odwrotnie wygląda sytuacja z podaniami. O ile strzałom nie towarzyszy żadne wspomaganie i trzeba po prostu celować, o tyle w przypadku zagrania piłki do kolegi, ta porusza się jak po sznurku. Trudno tu o zagranie za plecy obrońcy, bo gra podchodzi do sprawy bezpiecznie i zwykle mierzy podanie tak, by na pewno trafiło pod nogi partnera z drużyny. Zwykle oznacza to zagranie za plecy tak, by napastnik musiał się wrócić.
O ile gra w ataku i bawienie się sztuczkami to morze frajdy, o tyle gra w obronie nie jest już taka ciekawa. Możemy tylko latać za posiadaczem piłki, próbując mu ją zabrać, wciskając jeden przycisk. To wkurzające, zwłaszcza w meczach, w których chodzi o punktowanie trikami. Graczowi z piłką nie zależy wtedy na szybkim strzeleniu bramki, a grający w obronie stopniowo traci cierpliwość do jego wygłupów.
Werdykt „FIFA Street” to bardzo świeże spojrzenie na futbol. Nie ma tu taktycznych szachów, jest za to mnóstwo zręcznościowej frajdy. Każdy mecz to nowe pokłady radochy, choć trzeba przymknąć oko na sporo niedopatrzeń. Największym z nich jest z pewnością całkowite zignorowanie grania w sieci. To wciąż świetna alternatywa dla cowieczornych sesji w „FIFA 12” i każdy fan piłki nożnej powinien przynajmniej rozważyć zakup. Niestety, jeśli nie macie ekipy grających sąsiadów, o czerpaniu z największych pokładów miodności możecie zapomnieć.
Ocena 3/5 - Można (Ocenę 3 otrzymują gry średnie, którym nieco brakuje. Można zagrać w wolnej chwili, ale nic się nie stanie, jeśli się z tym poczeka.)
Deweloper: EA Canada Wydawca: EA Sports Data premiery: 16 marca 2012 PEGI: 3
Maciej Kowalik
FIFA Street (PS3)
- Gatunek: sportowa
- Kategoria wiekowa: od 3 lat