FIFA 15 - recenzja
Trzymanie się zasady "byle nie popsuć" wychodziło serii FIFA na zdrowie. W tym roku znów mieliśmy dostać zestaw kosmetycznych zmian oraz dobrze znaną, sprawdzoną w boju mechanikę. Gra faktycznie bardziej przypomina transmisję prawdziwego meczu, ale wbrew pozorom to nie zawsze zaleta.
02.10.2014 | aktual.: 30.12.2015 13:26
Witamy na stadionie Nie jest tak, że odpalając pierwszy mecz w FIFA 15 nie poczujecie zmian. Nikt, kto spędził z poprzednią edycją dziesiątki godzin, nie zaryzykuje stwierdzenia "znowu to samo". Nową jakość widać - na trybunach, które przed meczem zdobią efektowne kartoniady, na twarzach piłkarzy, którzy (nie wszyscy - wiadomo) jeszcze bardziej przypominają swoje pierwowzory. Nowinki widać też na murawie, która w trakcie meczu traci początkowy kolor, rozjeżdżana, ugniatana i orana korkami zawodników. W trakcie deszczu widać teraz dokładnie, że trawa nasiąkła wodą i sprawia piłkarzom problemy w panowaniu nad piłką.
FIFA 15 - Emocje i dramaturgia Pomiędzy akcjami gra funduje nam teraz więcej powtórek i rozmaitych scenek, które także prawdziwi realizatorzy lubią wyłapywać w transmisjach. Ot, ktoś kogoś klepnie, ktoś inny nakrzyczy na kolegów, może też dojść do jakiegoś spięcia dwóch zawodników, pomiędzy których będzie musiał wkroczyć sędzia. Na początku takie przerywniki cieszą. Pozwalają trochę mocniej wejść w grę i zauważyć w graczach trochę więcej ludzi z charakterami, a nie wirtualne zabawki gotowe spełnić każde nasze życzenie.
Wraz z upływem czasu coraz bardziej męczyła mnie jednak świadomość, że chciałbym je wszystkie powyłączać. Gra nie szanuje mojego czasu, a tych scenek nic tak naprawdę nie wynika. Wyobraźcie sobie mecz online z kimś, kto ogląda każdą z nich do końca, podczas gdy Wy chcecie po prostu grać. Straszliwe marnotrawstwo czasu. Uwierzcie mi, że po kilku dniach z FIFA 15 marzę o dograniu opcji wyłączenia tych wszystkich nowinek wizualnych w diabły.
FIFA 15
Pójdę w lewo, pójdę w lewo - nigdy nie ufaj Ziemianinowi! Ale zmiany nie tylko widać. Czuć je w samej rozgrywce już od pierwszego kopnięcia piłki. Zawodnicy zdają się ważyć teraz więcej, niż poprzednio, co skutkuje dużo większą bezwładnością ich ruchów. Początkowo może to drażnić, ale gdy nauczymy się już brać to pod uwagę, okaże się, że nigdy nie dryblowało się w FIFA równie naturalnie. Nie trzeba bawić się w sztuczki - wystarczy zwykły balans ciałem. Przycisk odpowiadający za zwolnienie tempa biegu i precyzyjną kontrolę nad piłką przeżywa w FIFA 15 swój renesans, bo dzięki niemu można łatwo i przyjemnie solidnie denerwować obrońców. To naprawdę miłe uczucie. Jeśli to my mamy piłkę.
Nie rozumiem co stało się z algorytmami obrońców, ale faktem jest, że ich gra woła o pomstę do nieba. Stwierdzając, że uciekając od piłki gotowi są wejść do własnej bramki jak defensorzy z zeszłorocznego PES-a, przesadzę tylko odrobinę. Nieważne, na jakim poziomie trudności gracie i jakie instrukcje im wydaliście - do momentu ręcznego przejęcia kontroli przez gracza będą jedynie przyglądać się przeciwnikom, trzymając się trzy metry od nich. "Przecież o to chodzi - to ty masz grać, a nie konsola" - absolutnie się z tym zgadzam. Tyle że głupota obrońców niweczy wszystkie plany obrony strefowej i zorganizowanego przemieszczania się defensywnych formacji. Bronienie dostępu do bramki w FIFA 15 to chaos i frustracja, a tracenie głupich bramek jest czymś, z czym trzeba się tu szybko pogodzić. Dawno nie przeklinałem w trakcie wirtualnych meczów tak, jak tu. Dawno też nie czułem się tak bezsilny. Nie wiem, czy problem dotyczy też wersji na poprzednie konsole Sony i Microsoftu - grałem na PS4.
FIFA 15
Humor odrobinę poprawia dająca dużo frajdy gra w ataku, ale zawsze w głowie czai się ta świadomość, że te wszystkie śliczne bramki mogłyby nie wpaść (i nie powinny wpaść), gdyby autorzy nie pokpili sprawy z grą w obronie. Przy okazji każdej recenzji gry piłkarskiej czuję na sobie obowiązek wspomnienia, że mój styl gry polega na utrzymaniu się przy piłce w środku boiska i wyszukaniu tego jednego, złotego podania, po którym napastnikowi nie pozostaje nic innego jak wpakowanie piłki do siatki. W żadnej grze nie sprawiało mi to więcej frajdy, niż w FIFA 15. Po wyłączeniu asyst na długie podania i piłki na dobieg, mój Liverpool potrafi zaczarować przeciwnika. Nie musicie mi wierzyć, ale gdy Gerrard "rzuca" bombę do sunącego na pełnej prędkości skrzydłem Sterlinga, zdarza mi się słyszeć w słuchawkach pochwały od przeciwników za pomysł i jego wykonanie.
Ale nie musicie się bać, że oznacza to kolejną grę, w której szybcy skrzydłowi zapewniają nieuczciwą przewagę. Są przydatni, ale trzeba wiedzieć jak zrobić im miejsce. W dodatku mocno osłabiono wrzutki z boku, więc schemat bieg do linii końcowej i centra widzi się coraz rzadziej. FIFA pozwala znaleźć swój styl i nie zmusza do stosowania nudnych, aczkolwiek skutecznych rozwiązań.
Łatwiej jest teraz ustawić pod swoje pomysły drużynę. EA pomieszało trochę w menu ustalania składu, formacji i tym podobnych rzeczy. Fajnym pomysłem jest zwłaszcza możliwość wydania graczom jasnych komend w zależności od ich pozycji. Czy skrzydłowy ma schodzić do środka? Czy napastnik ma obracać się tyłem do bramki czekając na podanie, czy raczej próbować wybiegać za obrońców? Gdzie powinien ustawiać się przy dośrodkowaniu? Takie małe rzeczy cieszą. Podobnie jak możliwość "wygonienia" własnych piłkarzy przez bramkarza przy wykopywaniu "piątki". Dają nam odrobinę poczucia, że mamy większe panowanie nad wydarzeniami na boisku. To złudzenie szybko jednak pryska.
FIFA 15
Jak w telewizji Nieprzewidywalność jest pewnie tym, za co kochamy sport. Nikt nie oglądałby meczów, których scenariusz znalibyśmy jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Wtedy Polska nie mogłaby wygrać w kolejnym meczu z Niemcami, a przecież mocno trzymamy za to kciuki. Ta niepewność to źródło wielkich emocji. W transmisjach. Trzymając pada w rękach chcę mieć jak najpełniejszą kontrolę nad tym co i jak robią moi zawodnicy. FIFA 15 tę kontrolę odbiera. Chyba nawet dość nieświadomie.
W grze roi się od błędów w odczytywaniu kolizji zawodników. To przedziwna sprawa, bo przez ostatnie lata system został naprawdę mocno dopracowany i w "czternastce" nawet na powtórkach jasno widzieliśmy co się stało i dlaczego fizyka kazała zawodnikowi upaść właśnie w ten sposób. W FIFA 15 dzieją się cuda. W ten sposób wywalczyłem rzut rożny.
A to tylko jedna z niezrozumiałych sytuacji, którymi usłany jest każdy kolejny mecz. System odczytywania kolizji szaleje. A razem z nim sędziowanie. Arbitrzy generalnie nie lubią używać tu gwizdków, więc nawet zdawałoby się oczywiste przewinienia uchodzą piłkarzom płazem. A gdy sędzia zdecyduje się już wytężyć płuca, sięga też po kartonik. Najczęściej czerwony. W przypadku sytuacji, w której absolutnie nic złego nie miałoby miejsca, gdyby system fizyki działał jak należy, to źródło potężnej frustracji. Znów wynikającej z naszej bezsilności. Możemy nagrać wideo, złapać gifa, obśmiać sytuację w gronie znajomych i tyle.
Wygląda jak mopsik, ale wyszedł mu klopsik Podobnie boli inna rzecz przybliżająca FIFA 15 do tego, co widzimy w telewizorach, ale niepasująca do gry. Zawodnicy to ludzie pracujący na boisku w pocie czoła. Takim ludziom zdarza się poślizgnąć, potknąć, stracić równowagę czy zupełnie bez powodu posłać piłkę w trybuny. Nawet w meczach najlepszych drużyn zdarzają się takie błędy. I dobrze - jak wspomniałem, to część sportowych emocji. A wiem co mówię - jeśli znacie historię zeszłego sezonu Premier League i wiecie, że kibicuję Liverpoolowi, to docenię odrobinę wsparcia, gdy przypomnicie sobie poślizgnięcie Gerrarda w meczu z Chelsea. Dzięki.
FIFA 15
Ale FIFA 15 nie chcę oglądać. Chcę grać i kontrolować jak najwięcej elementów. Lepiej lub gorzej, ale chcę by to moje umiejętności decydowały o wyniku. W grach stąd się bierze przecież frajda i motywacja do odpalenia kolejnego meczyku. Jeśli popełnię błąd, to trudno - niech gra mnie ukarze. Ale niech nie załącza mi maszyny losującej skuteczność strzału, gdy biegnę sam na sam z bramkarzem (bez presji obrońcy). Niech nie każe mi posłać podania w aut, bo zawodnik stracił równowagę, gdy wiem, że nawet w rzeczywistości piłka dotarłaby do adresata.
Fajnie, że przyłożono się do lepszego odwzorowania pracy golkiperów. W końcu nobilitowano ich do roli jednych z potencjalnych bohaterów meczów. Czyżby efekt mundialu? Problem w tym, że w tych swoich fantastycznie wyglądających interwencjach bywają teraz cyborgami. Jest taka minigierka, w której trzeba strzelać Howardowi gole z różnych pozycji. OK, nie podszedłem do niej na poważnie, bo choć fajnie zrealizowane (tak trochę w stylu Turbokozaka z Canal+), to mam te zabawy przećwiczone od lat. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy _żaden_ ze strzałów Mario Balotelliego nie wpadł do bramki. Howard jest dobry, ale nie aż tak, by w minigierce robić mi takie rzeczy...
Nie wątpię, że po kilku aktualizacjach EA Sports doszlifuje nieco swoją grę. Wezmą pod uwagę uwagi zgłaszane przez graczy i tu podkręcą, tam przytną rozgrywkę tak, by jak najwięcej z nas było zadowolonych. To tradycja tej serii - FIFA w momencie premiery i FIFA po pól roku bardzo się od siebie różnią w kwestii detali.
Zakurzone tryby
FIFA 15
Do tej pory w recenzji skupiałem się na tym, co najważniejsze - rozgrywce. Chciałbym napisać coś ciekawego o nowych trybach, ale... nie bardzo jest o czym. O ile na boisku zmieniło się sporo, tak w rodzajach zabawy mamy nieprzyjemną stagnację. Mogę znów upomnieć się o ciekawszy tryb kariery zawodnika, ale pewnie będzie to wołanie na puszczy. Fajnie, że z serwisu Goal.com wzięto artykuły po ligowej kolejce w najpopularniejszych ligach świata, ale (co można zrozumieć) nie przetłumaczono ich na język polski. FIFA 15 jest na bieżąco z najważniejszymi wydarzeniami, ale polski gracz, w polskiej wersji gry otrzymuje blok tekstu w obcym języku.
A skoro już przy tym jesteśmy, to duet Szpakowski i Szaranowicz znów odgrzewa swoje ulubione powiedzonka z ostatnich kilku lat. I dalej ma problem z nazwiskami nawet najlepszych graczy. W Evertonie gra Bainez, w Romie Pjanik i szczerze mówiąc, ignorancja polskiego oddziału w tej kwestii nie jest już nawet śmieszna.
Dla wielu z Was najciekawszym trybem może być FIFA Ultimate Team. W tym roku EA postawiło założenia zabawy na głowie. Jeśli lubicie FUT, to znacie to uczucie, gdy w końcu wylosowaliście lub kupiliście gościa z nazwiskiem, które kojarzycie. W drużynie słabiutkich piłkarzy staje się on bogiem, który decyduje o kolejnych wygranych lub porażkach. Potem dochodzi kolejny. I jeszcze jeden. Drużyna nabiera kształtu. Cóż, w FIFA 15 doszła opcja wypożyczania gwiazd na określoną liczbę meczów. Nie przedłużycie z nimi kontraktu - gdy zagrają "swoje" znikną - ale gdy gra na samym początku zaproponowała mi wypożyczenie Robbena czy Bale'a do mojego składu, spooora część magii związanej ze zbieractwem znikła. Pewnie, że FUT przydałyby się zmiany, ale moim zdaniem nie takie.
Werdykt FIFA 15 to przykład na skutki naprawiania rzeczy, które nie są zepsute. Pisząc o grze przed premierą sam narzekałem na to, że zmiany będą chyba jedynie kosmetyczne. Teraz w sumie chciałbym, by EA Sports dało nam to samo, acz w ładniejszej oprawie. System odpowiedzialny za kolizje na boisku cofnął się o trzy lata. Wydarzeniami zbyt często rządzi maszyna losująca, a te wszystkie telewizyjne wstawki po kilku dniach ma się ochotę wyłączyć. To nie jest słaba gra. Ale to sequel, który możecie ominąć. A przynajmniej poczekać ten miesiąc do premiery PES-a i wtedy dokonać wyboru.
Maciej Kowalik
Platformy:PC, PS3, PS4, 360, X1, PS Vita, 3DS Producent:EA Canada Wydawca:EA Dystrybutor: EA Polska Data premiery:25.09.2014 PEGI:3 Wymagania: 2,4 GHz, 4 GB RAM, ATI Radeon HD 5770/Nvidia GTX 650
Testowaliśmy wersję na PS4. Screeny pochodzą od redakcji.