FIFA 12 kontra PES 2012. Starcie pierwsze
Tradycyjnie już, niemieckie hale wystawowe Gamescomu stały się pierwszą areną potyczki pomiędzy FIFA i Pro Evolution Soccer. Dla fanów obu serii mam bardzo dobre wiadomości
25.08.2011 | aktual.: 07.01.2016 14:50
Święta wojna Nie wiem, czy we współczesnym światku gier jest drugi tak zagorzały konflikt jak pomiędzy fanami sportowych serii od EA i Konami. Może Call of Duty kontra Battlefield albo jeszcze kilka(naście) lat temu Tekken kontra Virtua Fighter. Boli mnie poziom tej dysputy, bo obie frakcje dawno temu okopały się na swoich pozycjach i za nic nie chcą przyjąć choćby pod rozwagę argumentów drugiej strony. Dyskusja zwykle kończy się na "moja gra jest lepsza, bo jest dla fanów piłki nożnej, a w inne gry grają lamusy i amatorzy".
Jeśli czytacie Polygamię od dłuższego czasu, to pewnie wiecie, że w epoce PSX nie istniała dla mnie piłka, która mogłaby podskoczyć ISS PRO EVO, ale skok jakościowy, który David Rutter uczynił z serią FIFA na obecnej generacji, przechrzcił mnie właśnie na cykl od EA Sports. W tym roku raczej nic się w tej kwestii nie zmieni, ale mogę Was zapewnić, że obie serie doczekały się naprawdę poważnych, żeby nie powiedzieć: rewolucyjnych zmian.
Krok, a nawet dwa do przodu Dla fanów PES-a mam naprawdę dobrą wiadomość. O ile nie przerazi Was to, że Konami wyciągnęło wnioski z tego, co składało się na ostatnie sukcesy Fify, rzecz jasna. W PES 2012 gracz nie jest na boisku sam. Wreszcie spełniły się obietnice o podrasowaniu inteligencji piłkarzy sterowanych przez konsolę. Dla mnie osobiście była to chyba największa bolączka ostatnich odsłon serii. Chciałeś skonstruować akcję - musiałeś to zrobić samemu, licząc, że po podaniu inni piłkarze będą stali w miejscach pozwalających na dalsze działanie. Zawodnicy sterowani przez SI byli tak przywiązani do swoich pozycji i nakazów taktycznych, że mieli w absolutnym poważaniu myślenie na trzy ruchy do przodu, które jest konieczne przy próbie rozmontowania dobrej obrony. Teraz zmieniło się to diametralnie.
Po pierwsze, zawodnikom zaszczepiono autentyczną inteligencję, która sprawia, że reagują oni na to, co dzieje się na boisku. Jeśli piłkę ma w środku pola rozgrywający, zarówno skrzydłowi, jak i napastnicy próbują się urwać swoim obrońcom i wyjść na dogodną pozycję. Jeśli piłka powędrowała na skrzydło, to gracze zbiegną się w polu karnym, czekając na wrzutkę. Jeśli podanie otrzyma odwrócony tyłem do bramki napastnik, raczej znajdzie sobie kogoś do rozegrania szybkiej akcji "podanie i oddanie".
Po drugie, Konami oddało graczom dużo większą kontrolę przy wykonywaniu stałych fragmentów gry. Przy "piątce", autach, rożnych czy rzutach wolnych możemy prawą gałką przełączyć się na dowolnego zawodnika drużyny i spróbować podać mu piłkę. To spore uproszczenie, ale świetnie wpisuje się w raczej efektowny niż symulacyjny model rozgrywki tej serii. Muszę też wspomnieć o możliwości zmuszenia zawodników do wybiegnięcia na wolne pole. Mając piłkę przy nodze, najpierw wskazujemy prawą gałką delikwenta, a potem wciskając ją, każemy mu wykonać krótki sprint do przodu, który stwarza okazję do podania.
Jak w telewizji Fani Fify mogą w tym momencie skryć twarz w dłoniach, bo tam takie zagrania są obecne od dawna, ale, ale - nie myślcie, że kupując tegoroczną edycję, dalej będziecie wymiatali. Oj, zmiany mogą Was zaskoczyć.
Przede wszystkim rozgrywka jest wolniejsza niż w "jedenastce". Początkowo, po zagraniu dwóch meczów na pokazie, myślałem, że to po prostu szok, ale gdy spędziłem więcej czasu przy standzie z odpaloną grą, zwolnienie tempa akcji stało się oczywiste. O ile FIFA 10 balansowała już na granicy symulacji i zręcznościowej zabawy, to w przypadku "dwunastki" nie ma mowy o jakiejkolwiek dyskusji - gra jest wolniejsza. Wiąże się to z dwiema kluczowymi zmianami w systemie.
Pierwsza z nich to oczywiście podmianka silnika, na którym hula gra. Zdaję sobie sprawę z faktu, że co rok ludzie niemający styczności z grami sportowymi zaśmiecają Internet komentarzami w stylu "taa, nowe składy i to wszystko". W tym roku nawet oni, po obejrzeniu filmików z FIFA 12 nie będą mogli powtarzać swoich banałów. Po prostu - silnik odpowiadający za zderzenia zawodników jest teraz tak dokładny i tak przypomina rzeczywistą transmisję z meczu, że jest to już odrobinę straszne.
Na pokazie FIFA 12 wszystkie zderzenia, przepychanki, walki o piłkę wyglądały tak, że można było praktycznie usłyszeć szczęk, może nie kości, ale ochraniaczy na pewno. To faktycznie działało i wyglądało... niecodziennie. Niestety, po przejściu na stoiska z odpaloną grą, witała nas mocno przytemperowana wersja systemu. Zdarzały się przenikania, bezpardonowe przepchnięcia rosłego obrońcy przez napastnika i błędy. To, co widziałem na pokazie, było prawie finalną wersją gry (brakowało licencji na buty, więc jeśli widzicie filmiki, na których zawodnicy mają nogi, to są one z tej wcześniejszej wersji) i mam nadzieję, że właśnie ona trafi do dema przed premierą. To naprawdę działa.
Wady Niestety, przy każdym zachwycie musi (powinna?) być jakaś nutka sceptycyzmu. Jeśli chodzi o nową Fifę, to jestem pewien, że zwolnienie tempa akcji nie przypadnie do gustu każdemu. Już "jedenastka" była trochę ociężała, a tegoroczna edycja wygląda, jakby miała być jeszcze wolniejsza. Piłka zdaje się ważyć więcej i lecieć dłużej. Po podmianie silnika również drybling wymaga nauczenia się podstaw - piłka jest dużo luźniej związana ze stopą prowadzącego ją sportowca. Łatwiej ją stracić, ale też łatwiej można zabawić się z przeciwnikiem, o ile oczywiście potrafimy na tyle kontrolować swojego zawodnika.
O ile niepokój związany z Fifą wiąże się z wielkimi zmianami, o tyle w przypadku Pro Evolution Soccer zarzuty mam bardzo standardowe. Można na grę patrzeć przez grubaśne różowe okulary, a i tak animacje zawodników, ich bieg, ruchy, strzały i to jak blisko, nienaturalnie futbolówka klei się do buta, będą pozostawiały sporo do życzenia. W tym roku niepokoją mnie też nijakie strzały. Były już części serii, w których najładniejsze bramki strzelało się tylko z pierwszej piłki, ale mam nadzieję, że akurat ten element zostanie jeszcze poprawiony. Jak na bardziej zręcznościowe ujęcie piłki nożnej brakuje tu trochę mocy, efektowności, akcji, które oglądalibyśmy na powtórkach kilka razy.
Na murawie
Nie będę kłamał, od kilku lat jestem wierny serii FIFA i realizmowi, który ze sobą niesie. "12" to kolejny krok w kierunku możliwie najrealniejszego oddania przebiegu meczu. Animacje są w zasadzie nieodróżnialne od prawdziwych piłkarzy, a rozmach akcji, ich polot i satysfakcja płynąca z każdej dobrze zagranej piłki nie ma - dla mnie - sobie równych. Wbrew temu, co twierdzą krzykacze, moim zdaniem PES jest piłką bardziej zręcznościową, podania chodzą od nogi do nogi, a o efektowne akcje jest łatwiej. W tym roku seria wzbogaciła się o niebagatelny dar - sztuczną inteligencję - który jeszcze bardziej urozmaici spektakl.
Stawiając rzecz brutalnie - w minionych latach fani piłki nożnej mieli wybór pomiędzy nowoczesnością a wspomnieniami świetności serii od Konami. Teraz mają wybór pomiędzy wolną, mozolną symulacją, w której trzeszczą kości, a efektowną, szybką, ale bynajmniej nie głupią zręcznościówką, która zaspokoi ich głód na ładne bramki. Nie jest tak, że jedna z gier jest lepsza od drugiej. Chodzi tylko o to, czego od nich oczekujecie. FIFA zrobiła milowy krok w stronę symulacji. PES nadrobił sporo zaległości i jeśli chodzi o efektowność, to nie ma sobie równych. Tak przynajmniej wygląda sytuacja po pierwszej możliwości zagrania w obie gry.
Maciej Kowalik