FIFA 11 - recenzja
FIFA 10 była dla mnie jak toksyczny związek. Uwielbiałem ją, a jednocześnie jej nienawidziłem. Rozegrałem setki meczy w sieci i większość kończyła się rzucaniem padem albo głośnymi przekleństwami: na idiotyzm bramkarzy, na bezsensowne przepychanki, na błędy, które wykorzystywali gracze pragnący wygrywać mecze za wszelką cenę, a które sprawiały, że gra przestawała wyglądać jak mecz piłki nożnej. FIFĘ 11 powitałem z ulgą.
Na samym początku tego tekstu muszę zaznaczyć, że serię gier piłkarskich od Electronic Arts traktuję trochę jak inny wielki hit z tej stajni - Battlefield. Porównanie może wydawać się egzotyczne, ale uważam, że FIFA to gra przede wszystkim przeznaczona do grania z żywym przeciwnikiem, czy to w jednym pokoju, czy przez sieć. Podobnie jak w grze DICE tu również mamy tryby dla pojedynczego gracza, ba, w przeciwieństwie do dzieła Skandynawów są niesamowicie rozbudowane, ale nie ma to wielkiego znaczenia.
W piłkę nie gra się samemu Samotny gracz może wsiąknąć w FIFĘ na długo, bo naprawdę jest tu co robić. Zacznijmy od tego, że niesamowicie podniesiono znaczenie trybu Virtual Pro. W FIFIE 10 straciłem nim zainteresowanie po tym, jak po zdobyciu mistrzostwa z niewiadomych przyczyn mój zespół nie grał w europejskich pucharach. Dlatego teraz nawet nie zamierzałem się w to bawić, ale gra i tak kazała mi stworzyć własnego zawodnika i przydzielić mu klub i jestem jej za to wdzięczny. Oczywiście stworzyłem sobie wirtualnego siebie i kazałem mu grać w swoim ukochanym klubie ale twór ten planowałem zostawić samemu sobie (choć biega po arenie zanim wejdę do menu więc i to nie do końca) a samemu chciałem zobaczyć jak zmienił się tryb kariery, a nieco się zmienił. Zacznijmy od tego, że na początku gra każe nam decydować, czy chcemy być tylko managerem, pojedynczym piłkarzem czy też grającym managerem. Mi ostatnia opcja wydawała się najciekawsza. Wybrałem zatem swój ukochany klub, tak ten sam, w którym kazałem grać sobie i okazało się, że mój zawodnik był w jego składzie (co więcej pojawia się także w sieciowych, nierankingowych, pojedynkach). Czyni to karierę znacznie ciekawszą, bo nie dość, że prowadzimy zespół to jeszcze naszego wirtualnego piłkarza. Co prawda przy ustalaniu składu pachnie wówczas nepotyzmem, ale nasza wirtualna gwiazda bardzo szybko się rozwija więc i to da się usprawiedliwić. Samych opcji managerskich jest trochę mniej niż w zeszłym roku - nie wybieramy już na przykład sponsora klubu. Mimo to wydaje się, że tryb ten zyskał nieco realizmu i trudności przez kolejne urealnienie transferów i możliwości decydowania o tym jaki procent budżetu przeznaczymy na utrzymanie graczy a jaki na zakupy. Spróbujcie ściągnąć do polskiej ligi kogoś z Primera Division - nawet jeśli dogadacie się z klubem co do sumy odstępnego, to później następuje jeszcze etap negocjacji z zawodnikiem (wszystko to odpowiednio rozciągnięte w czasie), a ten pewnie stwierdzi, że Ekstraklasa to dla niego za niskie progi.
Poza karierą w oczy rzuca się również możliwość grania jako bramkarz i choć jest to całkiem dobrze pomyślane i zrobione, to stojąc "na kaście" zwyczajnie się wynudzicie. Bramkarz ma zazwyczaj jedynie kilka okazji do interwencji w meczu, a przez większość czasu obserwuje walkę swoich kolegów w polu. Granie na tej pozycji należy więc potraktować jako ciekawostkę i miły dodatek, ale nic więcej. Samotny gracz może też pobawić się w stworzenie praktycznie dowolnego turnieju. Wszystko to powinno zapewnić długie godziny zabawy i pewnie by tak było, gdyby nie fakt, że gra z konsolą znów jest mało satysfakcjonująca. Na wyższych poziomach trudności sztuczna inteligencja zwyczajnie próbuje robić nas w konia udając, że zawodnicy Polonii Bytom czy Śląska Wrocław (z całym szacunkiem) to doskonali dryblerzy i zabranie im piłki to nie lada wyczyn nawet znacznie lepszymi defensorami. Konsola często gra też tak, żeby za wszelką cenę utrzymywać się przy piłce, nawet jeśli nic z tego nie wynika. Takie mecze zwyczajnie dają mało satysfakcji i radości.
F jak futbol
Zupełnie inaczej malują się pojedynki z żywymi przeciwnikami. Zresztą, to że gra stawia właśnie na taki rodzaj rozgrywki można wyczytać już choćby z tego, że dla jednego gracza tryb Virtual Pro połączono po prostu z karierą, natomiast już właściwe granie swoim zawodnikiem może odbywać się także w sieci w wirtualnych klubach. Można też tworzyć własne ligi z przyjaciółmi czy wziąć udział w meczu 11 na 11. Ten ostatni motyw znów skojarzył mi się z Battlefieldem. Po prostu drużyna indywidualistów, chcących rozgrywać wszystko na własną rękę nie ma szans ze zgraną ekipą, która rozumie się na boisku. Mecze te mocno zyskały też na tym, że teraz domyślną kamerą nie jest już ta ulokowana za plecami zawodnika jak w FIFA 10, a normalna, dająca większy obraz gry, co sprawia, że akcje łatwiej planować. Wszytko to jednak jest tylko dodatkami do dania głównego - pojedynków jeden na jeden.
Granie z żywym przeciwnikiem, po prostu mecz, mechanika rozgrywki to najlepszy element FIFY 11. Składa się na to kilka czynników. Stanowczo muszę nie zgodzić się z głosami, które twierdzą, że w nowej odsłonie dokonano jedynie kosmetycznych zmian względem poprzedniczki. Zmiany są duże i na tyle poważne, że zupełnie zmieniły obraz toczonego pojedynku. System Pro Passing sprawia, że wykonanie dobrego podania musi zostać naprawdę przemyślane i właściwie zaadresowane, a podający musi mieć jeszcze do tego dogodną sytuację. W FIFIE 11 dochodzi do tego, że akcje składające się z szybkich wymian piłki na małej przestrzeni nie są już codziennością, a pojawiającą się od czasu do czasu jako ozdoby meczu. Nie mogę zgodzić się też z argumentem, że przecież to samo zyskiwaliśmy grając w FIFĘ 10 na manualnych ustawieniach. Owszem, może i podać było równie trudno, ale nie dało się w ten sposób grać w sieci, gdzie wszyscy korzystali z asyst. No dobrze - teoretycznie się dało, ale takim graniem na starcie skazywaliśmy się na porażkę. Teraz każdy musi budować przemyślane i składne akcje. Zawodnicy stosujący przesadnie agresywny pressing szybko kończą z kartkami, nie ma więc już możliwości grania na hurra z FIFY 10 w stylu "wszyscy na połowę rywala i jakoś tego gola wepchniemy". Mecze mogą wydawać się przez to nieco ślamazarne, bo tempo akcji faktycznie spadło w ataku pozycyjnym. Należy cierpliwie i spokojnie przebijać się przez środkowe strefy boiska, gdzie walka jest niesamowicie zacięta i próbować wypracować sobie akcję otwierającą drogę do bramki. Z drugiej strony gra nabiera ogromnej dynamiki przy wyprowadzaniu kontr, kiedy to większość piłkarzy rywala znajduje się jeszcze na naszej połowie. Takie zbalansowanie rozgrywki sprawia, że co chwilę łapałem się na myśleniu, że toczone na ekranie mojego telewizora boje naprawdę wyglądają jak realne mecze. Drugi obok Pro passing system - Personality plus - nie jest już może tak widoczny, ale działa. Wysocy obrońcy skaczą wyżej i główkują lepiej, mali, zwinni napastnicy są od nich szybsi i lepiej dryblują - każdy ma swoją rolę na boisku.
Względem poprzedniej części poprawiono strzały z dystansu a także główki. Nie jest już tak wielkim problem posłać naprawdę soczysty strzał po dośrodkowaniu czy zza pola karnego. Wydaje się zresztą, że padają znacznie bardziej zróżnicowane bramki niż w poprzedniczce. Po pierwsze dlatego, że trudniej już o sytuację sam na sam z bramkarzem z powodu osłabienia prostopadłych piłek na wysuniętych napastników - obrońcy nie robią już idiotycznego kroku do przodu i do ostatniej chwili walczą o piłkę. Po drugie lobowanie bramkarza przestało być fraszką i jak na razie nie udało mi się jeszcze w ten sposób strzelić gola. Po trzecie sami bramkarze wreszcie zachowują się tak jak powinni. Jeśli wychodzą z bramki, to tak by skrócić kąt lub przechwycić piłkę, jeśli sparują ją przed siebie po mocnym strzale to natychmiast starają się podnieść i bronić ewentualną dobitkę, ale zdarza się też, że piłki niemożliwe do obrony przy danym ustawieniu po prostu odprowadzają wzrokiem.
O ile puszczenie szybkiego podania na dobieg po ziemi sprawdza się bardzo rzadko, tak mam wrażenie, że nieco przesadzono z lobami na wysuniętych zawodników - zagranie to jest teraz niezwykle skuteczne i często kończy się groźną sytuacją w polu karnym rywala. Podobnie przesadzono z trudnością rzutów karnych, które zaimportowano z tegorocznej odsłony World Cup. Po pierwsze dobieranie koncentracji piłkarza na specjalnym pasku wydaje mi się rozwiązaniem archaicznym, po drugie karnego zbyt łatwo zepsuć. Może w rzeczywistości nie zawsze jest to tylko formalność, ale zdecydowana większość jedenastek kończy się bramką, a tutaj sytuacja nie jest tak oczywista. Nie wiem też, czy zrobiono wreszcie coś z delikwentami, którzy bezkarnie opuszczali mecze. Wydaje mi się, że nie, ale nie mam pewności, ponieważ z powodu ogromu chętnych w pierwszych dniach obecności FIFY na rynku często serwery były przeciążone i zwyczajnie zrywały połączenia.
FIFA 11 wygląda lepiej niż poprzedniczka. Z jednej strony jest to wielki wyczyn - jeszcze bardziej udoskonalono animację piłkarzy a wydawało się przecież, że z tego elementu wyciśnięto już maksimum. W opiniach, że ruszają się oni jak żywi zawodnicy nie ma przesady. Z drugiej strony poprawienie grafiki wyczynem nie jest - FIFA 10 miała kiepskie tekstury i często miało się wrażenie, że gra jest jakaś nieostra, wręcz rozmyta. Tym razem kontury piłkarzy zdecydowanie wyraźniej odcinają się od murawy, która również wygląda lepiej niż w poprzednich odsłonach. Tym dwóm elementom wiele zarzucić nie można, jednak nadal poprawić można sporo w wyglądzie stadionów. Udźwiękowienie stoi na wysokim poziomie. Muzyka jaka przygrywa nam w menu to tradycyjnie już dla EA cała szafa grająca z licencjonowanymi utworami, których niezwykle przyjemnie się słucha. Jeśli jednak nie trafi w nasze gusta to nic nie stoi na przeszkodzie, by pod menu podłożyć norweski metal czy bawarskie jodłowanie - wedle uznania. Podobny zabieg możemy zastosować z kibicowskimi przyśpiewkami co daje niesamowity wręcz klimat. Również udźwiękowienie meczu brzmi naturalnie - poza zróżnicowanym dopingiem często słychać także gniazdowego intonującego kolejne piosenki. Niestety nie wiem jak sprawdza się w tym roku duet Szpakowski, Szaranowicz, gdyż do recenzji otrzymaliśmy angielską kopię gry.
Nowa FIFA, o takiej marzyłem* W FIFIE 11 nawet kiedy przegrywam nie czuję się oszukany przez błędy gry jak miało to miejsce w poprzedniej odsłonie. Widzę, że przeciwnik miał albo trochę więcej szczęścia, albo przeprowadził doskonałą akcję, albo po prostu popełniłem błąd w kryciu. Kiedy tracę bramkę, zwykle wiem dlaczego ją straciłem. Mam kontrolę nad swoimi zawodnikami jak w FIFA 09 oraz niesamowitą swobodę w poruszaniu się po boisku jak w FIFA 10. Jedenastka łączy najlepsze elementy dwóch poprzednich odsłon, dodaje od siebie system podań i zróżnicowanie piłkarzy i po kilku dniach spędzonych na graniu jawi mi się jako niemal doskonała symulacja piłki nożnej. Żywię jednak przekonanie graniczące z pewnością, że taki stan sielanki długo nie potrwa - FIFA 11 to gra na tyle ogromna, że gdzieś tam w środku pewnie czają się błędy, które gracze w końcu odkryją i zaczną wykorzystywać. Na razie ich nie widać i warto z tego korzystać.
Marcin Lewandowski
*Ten śródtytuł to parafraza hasła reklamowego Legii Warszawa. Wprawdzie dziś brzmi ono zabawnie, ale tu pasuje jak znalazł.
FIFA 11 (X360)
- Gatunek: sportowa
- Kategoria wiekowa: od 3 lat