Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie okiem gracza - relacja
Tegoroczna edycja FMF była rajem dla nerdów - obejmowała bowiem również muzykę z anime i gier.
ProgramFestiwaluMuzykiFilmowej w Krakowie był w tym roku wyjątkowo ciekawy dla kogoś z odchyłem w kierunku gier, anime i Japonii. Otwarcie festiwalu miało miejsce w czwartek koncertem Joe Hisaishiego, autora muzyki do filmów Hayao Miyazakiego i Takeshiego Kitano. W piątek gracze zostali uraczeni podwójnym koncertem DistantWorlds: MusicfromFinalFantasy i premierowym wykonaniem suity z Wiedźmina 2. W sobotę odbył się pokaz pierwszej części Piratów z Karaibów z muzyką na żywo, zaś w niedzielę - polskiego serialu Czas Honoru.
Jako że Polygamia pisze przede wszystkim dla graczy, najdokładniej przyjrzymy się piątkowemu koncertowi spod znaku muzyki z gier. Ze względu na nasz nieustający romans z japońskimi klimatami, trochę miejsca poświęcimy również na opisanie wystąpienia Joe Hisaishiego. Dwa ostatnie pokazy pozwolimy sobie pominąć, bo choć piękne i doskonale wykonane, to jednak z punktu widzenia gracza były zdecydowanie mniej interesujące.
Publiczność w opiekuńczym cieniu statku-matki Protossów
Festiwalowe koncerty miały miejsce w hali ocynowni Arcelor Mittal na terenie huty im. T. Sendzimira, dawniej W. Lenina, której to Nowa Huta zawdzięcza swoją nazwę. Sama hala ocynowni to kwintesencja industrialnych klimatów, na dodatek pod sufitem zamontowano system świateł, który nadawał temu miejscu wygląd kojarzący się ze statkiem-matką Protossów. W przedsionku tuż koło wejścia znajdowało się stanowisko Square-Enix, na którym można było obejrzeć zwiastuny i pograć w DissidiaDuodecim: FinalFantasy, LordofArcana, a także recenzowane niedawno na Polygamii FinalFantasyIVnaPSP.
Kiedy czekałem na początek koncertów, naszło mnie pewne przemyślenie - gdy kupiłem sobie Playstation 3, charakterystyczny odgłos towarzyszący jej włączeniu kojarzył mi się ze strojącą instrumenty orkiestrą, jednak po wielu godzinach spędzonych przy konsoli skojarzenia zmieniły kierunek: kiedy w czwartek orkiestra szykowała się do wystąpienia, dźwięki te przypomniały mi uruchamianie PS3.
Czwartek - japońskie klimaty Festiwal Muzyki Filmowej zaczął się koncertem legendarnego Joe Hisaishiego (patrz ramka) - to właśnie ze względu na jego występ festiwal został objęty honorowym patronatem ambasady Japonii. Program czwartkowego koncertu był bardzo zróżnicowany: utwory z anime przeplatały się z tymi pochodzącymi z filmów fabularnych, a między nimi pojawił się film niemy z muzyką na żywo, a także specjalne podziękowanie, o którym poniżej.
Najpierw publiczność została uraczona muzyką z anime, w kolejności "Nausicaä z Doliny Wiatru”, "Księżniczka Mononoke” i "Spirited Away: w krainie bogów” (pierwszy z tych filmów nie był w Polsce wyświetlany w kinach, niemniej jest dostępny na DVD). Później usłyszeliśmy główne motywy z dwóch filmów Takeshiego Kitano, konkretnie "Brother” i "Hana-bi”. Następnie miała miejsce niespodzianka - pokaz kina niemego z muzyką na żywo, konkretnie "Generał” z Busterem Keatonem. Potem znowu powróciliśmy do filmów wielkiego Takeshiego ("Kids return” i "Kikujiro”).
Kolejny utwór był niespodzianką, stanowił bowiem muzyczne podziękowanie za pomoc udzieloną Japonii po tegorocznym trzęsieniu ziemi i tsunami. Podobnie jak premier tego kraju, Naoto Kan, którego podziękowania ukazały się m.in. w "GazecieWyborczej” (całość dostępna nastronieambasady), Joe Hisaishi w ten sposób chciał okazać wdzięczność za pomoc materialną i wsparcie duchowe otrzymane ze strony Polski - uważam to za bardzo kulturalny i ładny gest.
4th Film Music Festival - 1st day
Kim jest Joe Hisaishi? Jeśli oglądaliście którykolwiek z filmów Hayao Miyazakiego, to na pewno zapamiętaliście bardzo charakterystyczną oprawę muzyczną - odpowiada za nią właśnie Joe Hisaishi. Stworzone przez niego melodie i piosenki są integralną częścią animacji ze Studia Ghibli; trudno wyobrazić sobie "Laputa - podniebny zamek” bez tchnącego melancholią głównego motywu. Poza anime, Joe Hisaishi jest też autorem muzyki do filmów fabularnych, między innymi Takeshiego Kitano (w Polsce stosunkowo najbardziej znane są "Hana-bi” i "Brother”) z którym współpracuje niemal równie często co z Miyazakim. Jego utwory mogliście też usłyszeć w nagrodzonym Oskarem japońskim filmie Okuribito (polski tytuł to "Pożegnania”). Joe Hisaishi stworzył również muzykę do gry NinoKuni, której zapowiedzi pojawiały się nałamachPolygamii.
Na zakończenie powrócilismy do klimatów anime: "Ponyo”, "Ruchomy zamek Hauru” i "Mój sąsiad Totoro”. Huraganowe brawa jakie nastąpiły później były potwierdzeniem, że nie tylko mnie koncert szalenie przypadł do gustu. Wydawało się wręcz, że Joe Hisaishi był aż zakłopotany takimi owacjami. Cóż, ten niepozorny pan z dobrodusznym uśmiechem na twarzy jest absolutnym mistrzem w wywoływaniu nastroju - przyznam, że już pierwszy motyw ("Nausicaä z Doliny Wiatru”) sprowokował u mnie przysłowiową łezkę w oku. Nie jest to dziwne: filmom duetu Miyazaki-Hisaishi niejednokrotnie udawało się mnie oczarować, wzruszyć, czy też rozśmieszyć (i to pomimo że jest ze mnie kawał cynika), dlatego też ładunek emocji jaki niosły ze sobą melodie które mogłem usłyszeć tego wieczoru był olbrzymi.
Piątek - uczta dla graczy Na ten dzień szykowałem się najbardziej, tak jako wysłannik Polygamii, jak i jako wieloletni fan gier z cyklu Final Fantasy. W końcu nie codzień ma się okazję uczestniczyć w koncercie Distant Worlds: Music from Final Fantasy. Ich kalendarium występów robi wrażenie: Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie mieście się między Operą w Sydney, Royal Albert Hall w Londynie i Centrum Symfonicznym w Chicago. Jak widać, globalizacja ma również pewne zalety.
Piątkowy koncert rozpoczął się niestety gafą, a mianowicie wyjątkowo głupim filmem, w którym prowadzący przepytywali różne osoby w temacie muzyki z gier. Film i prowadzący wpisali się w zwyczajowy trend sprowadzania graczy do stereotypu dziwaków i prymitywów. W tej pierwszej kategorii wystąpił redaktor serwisu GameMusic.pl z bardzo poetyckim twierdzeniem, że "muzyka w grach oddziaływuje na nasze serce, duszę i umysł” (doprawdy?), w tej drugiej zaś rozmaici młodzi ludzie, którzy mieli kłopoty z wysławianiem się całymi zdaniami.
In plus na tym filmie można policzyć rudego dżentelmena (przepraszam, nie zanotowałem nazwiska), który o muzyce w grach wypowiadał się sensownie, jednego ze sprzedawców z Empiku, który również mówił do rzeczy, a także mistrza ciętej riposty, który zapytany jaka muzyka jest w grach, które miał przy sobie, odpowiedział "różnoraka”. Na koniec prowadzący Andrzej Młynarczyk rozmawiał z końmi dorożkarskimi o muzyce z gier - zapewne w założeniu miało być to szalenie zabawne, ale zamiast huraganowego śmiechu z widowni dobiegło raczej westchnienie zażenowania i delikatne echo facepalmów.
"- Jesteśmy pierwszym festiwalem w Europie, któremu udało się zaprosić Hisaishiego. To bożyszcze Japonii. Ale żeby go zwabić, przekonać i zapewnić wszystko, czego potrzebuje, wymieniliśmy setki e-maili, a negocjacje trwały w sumie dwa lata - zdradza Robert Piaskowski, koordynator projektu z Krakowskiego Biura Festiwalowego.” Za: GazetaKraków
W przeciwieństwie do tego, co zapowiedziano w programie, premierowe wykonanie suity z Wiedźmina 2 miało miejsce przed muzyką z cyklu Final Fantasy - i była to dobra decyzja. Z całym szacunkiem dla twórców z CDPR, marka Wiedźmin ciągle jeszcze jest mniej popularna niż Final Fantasy, a muzyka z drugiej części nie miała specjalnie czasu by wsiąknąć w umysły graczy, jako że premiera miała miejsce zaledwie trzy dni wcześniej. Tym samym przeciętny odbiorca pozbawiony był bagażu skojarzeń i odczuć które wiązały się z grą.
Sama suita, stworzona przez Adama Skorupę i Krzysztofa Wierzynkiewicza, okazała się być bardzo dobra - odpowiednio epicka, z fragmentami wręcz ociekającymi patosem, a także z przyspieszającymi motywami bitewnymi i wolniejszymi kawałkami, przywodzącymi na myśl fantastyczne krainy. Przyznam, że trochę rozczarował mnie podłożony pod muzykę podkład wideo - była to w zasadzie losowa zbitka z trailerów, m.in. tego bardzo dawnego, w którym w lochach wiedźmin ratuje kobietę z obnażonym biustem (który to fragment został, o ile mi wiadomo, zmieniony). Na taką okazję można było posadzić animatorów na dwa dni i złożyć coś bardziej efektownego.
Drugą część koncertu, czyli wyczekiwane przeze mnie i nie tylko, Distant Worlds, z humorem otworzył Arnie Roth - oznajmił mianowicie, że na początek orkiestra zagra klasyczny utwór, który z pewnością wszyscy rozpoznają. Z poważną miną odwrócił się w stronę artystów, uniósł batutę... po czym na sali rozbrzmiały dźwięki Battle Fanfare, czyli króciutkiej melodii, która w serii Final Fantasy oznaczała wygraną walkę. Brzmiało to mniej więcej tak: turu tutururu tut-turu! I koniec. Śmiech na widowni świadczył o tym, że było to sto razy bardziej zabawne od wysilonych żartów człowieka rozmawiającego z końmi.
W serii Final Fantasy obecne są pewne powtarzające się motywy muzyczne (można je nazwać leitmotivami, jak w tytule): w prawie każdej części znajdziemy wariant charakterystycznej melodii powiązanej z Chocobo czy Mooglami, jak również fanfarę po bitwie (Battle Fanfare) i znane chyba każdemu graczowi preludium (Prelude). Nie jest zatem niespodzianką, że dyrygujący Arnie Roth nawiązał kontakt z publicznością odwołując się do jednego z nich podczas piątkowego koncertu.
Zestaw utworów był bardzo różnorodny - na przemian trafiały się kawałki z prehistorii cyklu i gier komputerowych w ogólności, czyli lat osiemdziesiątych, przemieszane z najnowszymi, pochodzącymi z częsci XIII i XIV. Bardzo ciekawe było zobaczyć na tym przykładzie jaką drogę przeszły gry wideo od czasów swych początków do chwili obecnej.
Na pierwszy ogień poszło Liberi Fatali (FFVIII) wraz z animacją - jako intro doskonale nadawało się na początek. Potem orkiestra odegrała Medley, czyli mieszankę różnych melodii z pierwszych części serii. Z najbardziej chyba znanej Final Fantasy VII odegrano motyw przewodni (Main Theme) i otwierający grę Opening: Bombing Mission, zaś później także towarzyszący walce z bossem utwór JENOVA. Z części ósmej poza wstępem usłyszeć można było też Don't Be Afraid, czyli dynamiczny motyw towarzyszące walce, a do tego łagodniejsze Love Grows i Fisherman's Horizon. Warte odnotowania było niesamowite wykonanie Vamo' AllaFlamenco (FFIX) - chapeau bas (czapki z głów), tak to świetnie brzmiało, zwłaszcza rewelacyjne gitarowe wstawki MichałaNagy'ego.
4th Film Music Festival - 2nd day
Jednym z ostatnich utworów była słynna Opera "MariaandDraco” z Final Fantasy VI - więcej o tym fragmencie gry napisałnaJawnychSnachPawełSchreiber, więc tutaj tylko zaznaczę, że festiwalowe wykonanie było absolutnie genialne. Sopranowe partie Celes (AnnaCiuła-Pehlken) doskonale pasowały do muzyki, kapitalny był też baryton (JarosławBodakowski). Dodatkowo drobnym puszczeniem oka do widzów było wyświetlenie na ekranie fragmentu z gry z dziko machającym łapkami dyrygentem.
Anna Ciuła-Pelhken w roli Celes w roli Marii. Fot.Tomasz Wiech
Na zakończenie orkiestra odegrała Terra's Theme z napisami końcowymi do koncertu nałożonymi na intro z Final Fantasy VI. Po brawach publiczność została uraczona na bis wspaniałym wykonaniem One-Winged Angel, czyli muzyki Sephirotha z Final Fantasy VII - wykonawców nagrodziła potem burza oklasków, bo też i było to bardzo mocne uderzenie na sam koniec.
FMF był doskonałą okazją by spotkać rozmaitych ludzi odpowiedzialnych za muzykę w grach - na widowni znaleźli się AdamSkorupa i KrzysztofWierzynkiewicz, autorzy ścieżki dźwiękowej do Wiedźmina (wrażenia Adama z festiwalu można przeczytać tutaj), a także MasahiHamauzu, twórca muzyki do Final Fantasy X, XIII i XIV. Zupełną niespodzianką była obecność człowieka-legendy, a mianowicie HironobuSakaguchiego, ojca serii Final Fantasy (zaś z rzeczy nowszych Lost Odyssey i The Last Story) - pochwalę się, że przypadkiem udało mi się zdobyć jego autograf!
Podsumowanie Bez dwóch zdań, czwarta edycja Festiwalu Muzyki Filmowej była bardzo udana, zaś z punktu widzenia gracza i fana anime - udana podwójnie. Nie dość, że po raz pierwszy w Europie wystąpił Joe Hisaishi, to jeszcze kombinacja Distant Worlds: Music from Final Fantasy i muzyki z Wiedźmina czyniła obecność na FMFie w zasadzie obowiązkową. Poziom techniczny festiwalu był według mnie znakomity - wprawdzie nie jestem aż takim melomanem by móc zauważyć, że wiolonczele spóźniają się ćwierć sekundy za skrzypcami, ale według mnie tak orkiestry, jak i chóry dały pokaz wysokiej klasy. Potwierdził to m.in. Joe Hisaishi, mówiąc, że żadna azjatycka orkiestra nie zagrałaby z taką werwą muzyki do "Generała”.
Reasumując, jestem przeszczęśliwy że mogłem wziąć udział w czwartym Festiwalu Muzyki Filmowej w Krakowie: nie dość, że uraczono mnie tam mnóstwem doskonałej muzyki, to jeszcze miałem szansę spotkać się z wyjątkowymi twórcami, przy dziełach których spędziłem kawał mojego życia. Rzadko kiedy trafia się taka niesamowita okazja!
Bartłomiej Nagórski