Festiwal fantastyki był fantastyczny. Krótkie podsumowanie Pyrkonu 2016
Pyrkon 2016 jest już przeszłością. Minie rok, zanim ponownie spotkamy się w Poznaniu. Ja już odliczam czas.
Rok temu miałem przyjemność napisać dla Polygamii podsumowanie tamtej edycji i spod mojej klawiatury wyszły wtedy dwa zdania, których dzisiaj, mądrzejszy o cały rok życia, o odwiedzenie kolejnych kilku imprez, zagranie w kolejne gry i doświadczeniu wielu innych rzeczy, nie jestem w stanie przebić. I tutaj pozwolę je sobie zacytować.
Wiecie, przez ostatnie kilka dni mocno zastanawiałem się jak podejść do tekstu o Pyrkonie. Jakie słowa z siebie wyrzucić, ilu przymiotników użyć, i jak posłodzić jeszcze bardziej. Wtedy (a było to w niedzielę późnym popołudniem) zrozumiałem, co muszę o tej imprezie napisać. Bo czasami dla odmiany trzeba zjeść kilka kostek gorzkiej czekolady, żeby nie zapomnieć jak dobrze smakuje słodka mleczna.
Zapewne część z Was teraz zarzuci mi, że wprowadzam czytelników w błąd, bo kilka linijek wyżej umieszczam wzniosłą litanię na temat tej imprezy. Ibędziecie mieli po trosze rację. Nie ukrywam, że mój tekst wciąż będzie swoistą laurką skierowaną do Pyrkonu, jednak słów o gorzkiej czekoladzie nie rzucam na wiatr. Naszło mnie bowiem kilka refleksji. Tegoroczny Pyrkon był czwartym, który odwiedziłem i dzięki temu na własne oczy widziałem jak zmienia się ta impreza.
Pyrkon rośnie. Chyba zaczął brać sterydy. Oficjalnych wyników jeszcze nie ma, ale bez wątpienia frekwencja była nadzwyczajna, a ubiegłoroczny rekord został rozbity w pył. Piątek, normalny dzień pracy, normalny dzień szkoły, a żeby dostać się na teren Międzynarodowych Targów Poznańskich, trzeba było odstać w kolejce ładnych kilka(naście) minut. Kolejka przed wejściem mogła mieć około 100 metrów, jednak nie dorastała do pięt tej, którą zobaczyłem już w środku, pod halą noclegową (której wnętrze zresztą samo w sobie świadczyło, że na naszych oczach dzieje się coś wielkiego). Sto metrów minimum. Jeżeli śledzicie nas na Snapchacie, to mogliście ją zobaczyć krótkie nagranie z jej udziałem. Bardzo chwalę natomiast (zresztą nie wiem czy zrobiono to celowo, czy tylko taka opcja była możliwa) rozciągnięcie festiwalu na całą długość MTP (o czym później). Pozwoliło to uniknąć tłoku i niebezpiecznego ścisku.
Hala noclegowa – zrobiła na mnie takie wrażenie, że postanowiłem przydzielić jej oddzielny podpunkt. Jedno zdjęcie mówi… blababla, to zobaczcie poniżej jak wyglądała. Widywałem ją co roku i nie pamiętam, żeby wyglądała tak spektakularnie. To tylko dobitnie udowadnia, że takie imprezy są potrzebne i tysiące osób rokrocznie odlicza dni do kolejnej edycji.
Wykłady – kiedy cztery lata temu przyjechałem na Pyrkon po raz pierwszy, mogłem swobodnie biegać między kolejnymi prelekcjami. Miejsce znalazło się wszędzie. Czasami stojące, czasami gdzieś dało się usiąść, ale każdy wchodził tam, gdzie miał ochotę. Tak, tak, wiem, to co piszę zakrawa o hasła ‘wolnego rynku’, ale na rzecz bezpieczeństwa – bo obecnie na sali wykładowej można przebywać wyłącznie jeżeli mamy miejsce siedzące – stracilismy część atmosfery. Kiedy myślałem o tym stojąc w kolejnej kolejce (Pyrkon to w sumie symulator kolejki) przyszło mi do głowy porównanie do węża Uroboros. Nie tyle w jego znaczeniu ‘nieskończoności’, co w fakcie rozpoczęcia zjadania własnego ogona. Poznański Festiwal Fantastyki znacznie urósł i koniecznie powinno to zostać uwzględnione w przyszłym roku. W trakcie kilku prelekcji (szczególnie, jeżeli mówimy o pawilonie 14) impreza zaczynała się dusić, niczym lekko otyły gracz po dłuższym biegu. Konieczne jest moim zdaniem przemyślenie obecnej koncepcji i próba usprawnienia przepływu ludzi w tych mniejszych arteriach. Pozbawianie możliwości posłuchania wystąpień na interesujące nas tematy, to zdecydowanie najgorsze co może spotkać odwiedzającego Pyrkon. Może czas zacząć nagrywać prezentacje i udostępniać w internecie? Miałem wrażenie, że coś wyraźnie nie zagrało, kiedy raz za razem na scenę wchodził ktoś z obsługi festiwalu i prosił o opuszczenie sali przez osoby stojące. To bolało, szczególnie kiedy przed chwilą odstałeś swoje w długiej kolejce.
Znane osobistości – i mówię to w znaczeniu znane, bo na to zasłużyły swoją ciężką i niebywale dobrą pracą, a nie zostały wypromowane przez dziesięciolatków, których rodzice nie potrafią korzystać z internetu i nie wiedzą co oglądają ich pociechy. John Wick i Mark Rein Hagen, David Weber, Andrzej Pilipiuk, Jakub Ćwiek, Piotr Cholewa. Ich zobaczyć, ich posłuchać, właśnie między innymi dla takich atrakcji jedzie się na Pyrkon z drugiego końca Polski.
Cosplay is the king – Pewność, że ubiegłoroczny rekord 31,5 tysiąca odwiedzających został pobity i to znacząco, mam dzięki liczbie cosplayerów na terenie poznańskich targów. Przebierańcy byli na każdym kroku. W którąkolwiek stronę się nie obejrzałeś, oko od razu znajdowało coś, na czym musiało przystanąć na chwilę dłużej. Co więcej, było bardzo dużo świetnego cosplayu. Zapytajcie każdego, kto był w Sali Ziemi i oglądał Maskaradę. Nasz prawdziwy mały Comic Con. Widać, że z roku na roku coraz większa liczba osób daje zarazić się wspaniałą ideą konwentów fantasy i na ten jeden/dwa/trzy dni w roku pozwala swojemu alter ego przejąć kontrolę nad życiem. I bardzo, bardzo mnie to cieszy, bo to właśnie oni nadają tej imprezie smaku, jakiego nie ma żadna inna. Ogromny szacunek również za znoszenie ciągłych próśb o zrobienie zdjęcia. Rzuć okiem na naszą galerię.
Atmosfera, której nie ma nigdzie indziej – pisałem to rok temu i pozwolę sobie znowu się zacytować: „odbicie biletu i przejście przez bramki jest niczym teleport do krainy marzeń. Tak chciałbym czuć się na co dzień. Widzieć gromady ludzi, którzy są szczęśliwi, są sobą, nie muszą udawać poważnych, bo wymaga tego otoczenie.” Setki uśmiechniętych twarzy. Wszyscy zwracają się do siebie „per Ty” i podchodzą do siebie z życzliwością. Jedyne miejsce, gdzie podchodząc do przypadkowej dziewczyny (przebranej oczywiście) i prosząc ją o zdjęcie, nie wychodzisz na zboczeńca (albo przynajmniej możesz sobie to wewnętrzne usprawiedliwić i się nim nie czujesz). Wrażenia z Pyrkonu naprawdę ciężko przelać na papier. To jedno z tych miejsc, które trzeba odwiedzić i doświadczyć osobiście, żeby w pełni zrozumieć piszącą o nim osobę.
Infrastruktura – Poznań ma najlepszą infrastrukturę w kraju na takie imprezy. Duży teren MTP pozwala na swobodne przemieszczanie się uczestników i nie powoduje utrudnień dla ‘świata zewnętrznego’. Międzynarodowe Targi Poznańskie są po prostu stworzone do takich rzeczy, i gdyby tylko była na ich terenie jakaś duża hala widowiskowa pokroju katowickiego spodka, to nie wyobrażałbym sobie IEM w innym miejscu. Teren targów staje się w czasie Pyrkonu enklawą wyłączoną z problemów codzienności. Zresztą cały Poznań jest przez te kilka dni jakiś taki bardziej radosny. Wsiadasz do tramwaju a tam kilka postaci z kreskówek albo gier, i jak Boga kocham, nie musisz niczego brać, żeby je widzieć. Chwilę później słyszysz rozmowę o tym czy Mana ma szansę jeszcze szansę rządzić w StarCrafcie albo kłócące się #teamCap czy #teamIronMan.
To byłoby na tyle. Chociaż mam jeszcze małą prośbę do organizatorów. Taki apel. Jeżeli Gala mająca być ukoronowaniem imprezy wygląda w taki sposób, to lepiej jej nie robić. Na sali może ze 30 osób, części nagrodzonych już nie było, bo poszli sobie do domu, a cosplayerzy byli już bez strojów (o ile w ogóle byli). W pewnym momencie czułem się zażenowany. Tak prawdziwie zażenowany. Lepiej zorganizować taką Galę przed Maskaradą i uniknąć kompromitacji. Ale to już tak na przyszłość i wyrzucając złe wspomnienia z głowy.
Do zobaczenia za rok Poznaniu. Do zobaczenia Pyrkonie! Ja odliczanie do kolejnej edycji już rozpocząłem. Świat bez tej imprezy byłby zdecydowanie gorszym miejscem.
Oskar Śniegowski