Fenimore Fillmore: The Westerner
Fenimore Fillmore: The Westerner
Toltekowie pochodzili z Ameryki Środkowej, gdzie na przełomie pierwszych dwóch tysiącleci naszej ery wytworzyli wielce oryginalną kulturę. Ich stolica, Tollan, była jednym z większych miast epoki prekolumbijskiej. Niestety, do dziś niewiele z niej pozostało. Na gruzach owego miasta stoi obecnie jedno z meksykańskich osiedli... Warto nadmienić jednak, iż do upadku Tollan nie przyczynił się niesławny Cortez, a najazd azteckich wojowników. I pewno dziś o Toltekach nikt by nie pamiętał, gdyby nie to, że ponad siedemset lat później firma Revistronic utrwaliła ów indiański szczep w świadomości graczy produkcją Trzy czaszki Tolteków. Rok 2002 zapisze się w historii gier komputerowych powstaniem sequela wspomnianej przygodówki, zatytułowanego z angielska Westerner. Cóż to oznacza? Ano, po sześciu latach sympatyczny kowboj Fenimore Fillmore znów wróci na ekrany monitorów jako pierwszoplanowa gwiazda! Żeby było śmieszniej, przez te wszystkie lata ów nygus nie zmienił się wiele. Nie utył ani nie schudł i nadal wygląda jak dzieciak. A co gorsza, wcale nie pozbył się jakże charakterystycznego 'iksa'! Ba, chodzi teraz tak rozkraczony, że można mieć wrażenie, że się bidula na koniu urodził! I jeszcze jedno. Mimo gościnnych występów w zręcznościowych wyścigach Toon Car (wydanych w Polsce przez Topware), gdzie musiał wykazać się nie lada sprytem, nadal ma w sobie coś z... kretyna. Ale do rzeczy. Fenimore Fillmore posuwał na swym koniu przez prerię, kiedy zapadła noc. Zrobiło się ciemno jak w tipi u Indianina i kowboj postanowił, że zatrzyma się na pobliskiej farmie Joe Banistera, prześpi pod murowanym dachem, a rankiem ruszy w dalszą drogę. Po dotarciu na miejsce Fenimore zauważył jednak, że Joe jest w oparach. Paru uzbrojonych bandziorów, wynajętych przez niejakiego Stareka, zachęcało go do opuszczenia farmy w trybie natychmiastowym, za skromną, wręcz śmieszną gratyfikacją pieniężną. Banister oczywiście odmówił, lecz wówczas jego farma zaczęła płonąć. Dzielny Fenimore, obserwujący owe wydarzenia zza rogu szopy wiedział, co należy robić. Zaczął się po cichutku wycofywać do tyłu, gwiżdżąc na konia, by przygotował się do szybkiej ucieczki. Niestety, biedny kowboj zapomniał, że przed chwilą minął potężny kaktus. Nadziawszy się niespodziewanie na owe zielone ustrojstwo, podskoczył z dzikim wrzaskiem, zdradzając swą obecność i pozycję. Rozgorzała strzelanina. Pięć sekund później oprawcy zwiewali co koń wyskoczy, krzycząc za siebie, że jeszcze tutaj wrócą, a wówczas Banister i Fenimore popamiętają ich - do końca życia. Ci oczywiście wcale nie mieli ochoty pamiętać jakichkolwiek nieuczciwych typów i w związku z tym postanowili działać. To jednak nie koniec niezbyt szczęśliwych zbiegów okoliczności, w jakich biedny, rozkraczony kowboj wziął udział. Otóż Banister zaprosił go - w zamian za pomoc - na obiad. Jego żona przygotowała karczochy na maśle i... okazało się, że Fenimore jest na nie uczulony. Nieszczęśnik zległ za stołem jak stał, a obudził się dopiero następnego ranka. W kaburze nie miał pistoletu. W domu nie znalazł ani Banistera, ani jego żony i synka. Co się stało? Na te pytanie odpowiedzieć musi gracz, choć oczywiście i bez włączania komputera można się domyślić, jak się sprawy mają. Gra zmieniła się w porównaniu do oryginału. Przy produkcji Westernera wykorzystany został znany z Toon Car silnik 3D, pozwalający na dosyć swobodne operowanie niezbyt skomplikowanymi, kolorowymi obiektami trójwymiarowymi. Rzecz wygląda przeciętnie, jednak zakręcone kształty budynków i dość umowny charakter całości sprawiają, że grafika Westernera nie odrzuca. Tym bardziej, że świat programu jest obszerny. Trzydzieści różnych postaci, ponad 100 lokacji, jeszcze więcej zagadek i blisko 350 gagów czyni z dzieła Revistronic całkiem przyzwoitych rozmiarów produkt. Czy jednak całokształt Westernera dorówna jakości Trzech czaszek Tolteków? O tym przekonamy się najwcześniej w wakacje.