FEAR 3 - recenzja

FEAR 3 - recenzja

marcindmjqtx
04.07.2011 19:07, aktualizacja: 30.12.2015 14:04

Alma znów straszy, a zrodzone z jej podświadomości koszmary powoli wdzierają się do rzeczywistego świata. Jeśli nikt nie powstrzyma narodzin jej trzeciego dziecka, na ziemi zapanuje piekło. BOICIE się?

Seria FEAR zawsze trzymała się niejako na uboczu gatunku strzelanin. Owszem, większość czasu zajmowało nam dziurawienie kulami atakujących z każdej strony przeciwników, ale paranormalne odjazdy zsyłane na gracza przez mogącą czaić się wszędzie Almę sprawiały, że rozgrywka smakowała dość oryginalnie. Nie inaczej jest w trzeciej części gry, choć akurat w niej elementy horroru nie zostały już tak wyeksponowane. Trudno tak skutecznie wwiercać się w psychikę gracza, gdy nie jest on sam, a FEAR 3 najlepiej smakuje, gdy na ratunek matce wyruszają obaj niesforni synowie.

Takich dwóch... Gra kontynuuje wątki przedstawione w poprzednich częściach, więc może Was zdziwić, że do akcji wraca Paxton Fettel, z którym brat nie obszedł się wcześniej zbyt delikatnie, posyłając kulę między oczy. To właśnie słynący z pożerania swoich ofiar psychopata jest głównym aktorem FEAR 3. Point Man przez całą grę nie wypowiada nawet jednego słowa, posłusznie robiąc wszystko, do czego nakłania go brat. Szkoda, że tylko jedno z rodzeństwa ukazane jest z taką ikrą, scenki przerywnikowe i tak ogląda się z przyjemnością, ale czasem aż prosi się o to, by Point Man odburknął bratu z podobną werwą. Ot, choćby dla poprawienia samopoczucia gracza, który się w niego wcielił.

Rywalizacja rodzeństwa została sprawnie przełożona na samą rozgrywkę, w której wykonując miniwyzwania (liczba zabójstw nożem, strzały w głowę itp.) zdobywamy punkty, przekładające się potem na matczyną miłość będącej w połogu Almy. Na końcu każdego etapu wybiera ona swojego ulubieńca, co jest o tyle ważne, że w końcowym rozrachunku decyduje o tym, jakie zakończenie obejrzymy. Na początku na to nie wygląda, ale historia obu braci, choć krótka, pod koniec wchodzi już na wyższe obroty i na pewno jest mocnym punktem gry.

Śmierć niejedno ma imię Grę spolszczono kinowo. W trakcie rozgrywki nie zauważyłem szczególnie rzucających się w oczy wpadek.

Skoro już wspomniałem o czasie gry, to muszę z żalem donieść, że jednorazowe zaliczenie kampanii nie powinno zająć Wam na normalnym poziomie trudności więcej niż pięć, pięć i pół godziny. Mało? Jasne, ale FEAR 3 ratuje jeszcze fakt, że to, w którego z braci się wcielimy, przekłada się na dostępne w grze możliwości. Point Man to w gruncie rzeczy żołnierz i sterowanie nim nie odbiega od przerabianych po wielokroć standardów. Jest jednak synem Almy i dzięki temu potrafi zwalniać czas tak, by sprawniej eliminować przeciwników. Fettel z kolei to zdrowo porąbany unikat. Nie potrafi sam korzystać ze standardowego uzbrojenia, ale świetnie wychodzi mu wnikanie w ciała przeciwników. Po przejęciu kontroli może kierować ich ruchami, a gdy zabawa mu się znudzi, rozsadzić je od środka.

Poza wzajemnym podnoszeniem się z ziemi i koniecznością „zebrania drużyny” przed ruszeniem w dalszą drogę, współpraca graczy nie jest tu w żaden sposób wymuszona. Gra prowadzi nas co prawda wąskimi korytarzami od jednej rzeźni z kilkakrotnie odradzającymi się przeciwnikami do drugiej, ale w miejscach bitew projektanci poziomów postarali się o nieco więcej miejsca na popisy demonicznej dwójki. I to był strzał w dziesiątkę, bo jeśli chodzi o samą frajdę płynącą ze strzelania, to FEAR 3 potrafi bardzo pozytywnie zaskoczyć.

Gdy gracze nie chowają się za osłonami (nowość w serii), tylko rzucają się prosto na wrogów, korzystając ze swoich nadnaturalnych darów, ściany szybko zmieniają kolor na czerwony, a po co efektowniejszych akcjach trudno powstrzymać się przed komplementowaniem w żołnierskich słowach wyczynów kolegów. Satysfakcja z rozdarcia na strzępy kolejnego oddziału jest tym większa, że programiści po raz kolejny obdarzyli wrogów naprawdę świetnymi algorytmami sztucznej inteligencji. Czasem działa to na niekorzyść naszych przeciwników, bo zachowują się tak naturalnie, że można przewidzieć ich następny ruch.

Dawno nie czułem takiej frajdy jak po trwającej kilka sekund akcji, w której kumpel ściągał na siebie ogień żołnierzy, a ja zachodziłem ich od tyłu i w zwolnionym tempie pakowałem w plecy kolejne porcje ołowiu. Sama gra nie powala oprawą, ale krwawe sceny, w których eksplodują głowy i odpadają kończyny ogląda się z sadystyczną przyjemnością. Pamiętajcie, to nie jest gra dla dzieci!

Sporą łychą dziegciu jest niestety strasznie małe zróżnicowanie przeciwników. Ogólnie rzecz biorąc, dzielą się oni na takich, których bardzo łatwo zabić oraz twardzieli, przy których trzeba się solidnie napocić. Albo zacieramy rączki przed krwawą rzeźnią, albo chowając się za osłoną nerwowo liczymy kule w magazynku. Pod koniec gry do rzeczywistego świata wdzierają się co prawda koszmary stworzone przez Almę, ale jedyne, co może w nich imponować, to hurtowe ilości. Skrzyżowanie psa z pozbawionym skóry niedźwiedziem ochrzciłem nawet imieniem „Nienobezjaj”, bo właśnie taki okrzyk wyrywał mi się z piersi przy każdej pojawiającej się znikąd fali. Momenty, w których siadamy za sterami mechów, są zbyt ubogie, by ratować sytuację.

Im więcej, tym lepiej Wcześniej wspomniałem, że najlepiej jest grać we dwójkę i uwierzcie mi, że to naprawdę ważne. W trakcie samotnej zabawy gra traci sporo z dynamiki, wynikającej z rywalizacji czy też współpracy dwóch graczy. Z krwawych zawodów dwóch drapieżców zmienia się w pozbawioną pazura strzelaninę. Która owszem, czasem zaprowadzi nas w ciemny kąt, by Alma mogła krzyknąć „BU!”, ale na tym jej wyjątkowość się kończy.

Z tą dwójką graczy mogłem trochę skłamać, bo równie dobrze -  jeśli nie lepiej - można bawić się też we czwórkę, w trybach wieloosobowych. Autorzy podeszli do sprawy całkiem kreatywnie i postanowili zbadać mniej eksploatowane rodzaje zabawy. W FEAR 3 nie znajdziecie więc klasycznego team deathmatchu, przejmowania flagi czy walki o terytorium. Zamiast tego mamy kameralne tryby dla czterech graczy. Bronimy się w nich przed kolejnymi falami przeciwników w mniej rozbudowanym klonie Nazi zombies, przebijamy się przez przeciwników poganiani przez ścianę śmierci, albo jako duchy próbujemy przejąć kontrolę nad sterowanymi przez SI żołnierzami, by móc wystrzelać z broni pozostałych kolegów. I świeże, i ciekawe.

Na pewno wolę takie zabawy, niż wrzucanie do gry na siłę standardowego zestawu trybów. Nikt nie kupi FEAR 3 dla multiplayera, ale gdy już znajdzie się kilku znajomych z grą, to z pewnością dostarczy on świetnej zabawy na przynajmniej kilka wieczorów.

Werdykt FEAR 3 zaskakuje. Na szczęście w dużej mierze jest to zaskoczenie pozytywne, bo rywalizacja dwóch braci wyposażonych w nadnaturalne umiejętności wniosła do rozgrywki świeżość. Sprawia też, że długość kampanii nie jest tak wielkim minusem, bo chce się do niej wracać nie tylko, by znaleźć wszystkie sekrety i poprawić rekordy, ale przede wszystkim, by zobaczyć, jak morduje się drugim z bohaterów. Niestety wraz z tą świeżością i efektownością, wywietrzał gdzieś nastrój grozy. Alma wciąż potrafi wyskoczyć znienacka czy walnąć niewidzialną ręką w szafkę, ale nie posuwa się poza zgrane już do bólu motywy, przy których wzdrygamy się tylko z przyzwyczajenia.

Jako horror dla jednego gracza FEAR 3 wypada blado. Jeśli jednak macie pod ręką kogoś, kto chętnie spędzi kilka wieczorów na wspólnej jatce, to kupujcie śmiało.

Ocena 3/5 - Można (Ocenę 3 otrzymują gry średnie, którym nieco brakuje. Można zagrać w wolnej chwili, ale nic się nie stanie, jeśli się z tym poczeka)

Deweloper: Day 1 Wydawca: Warner Bros. Dystrybutor: Cenega Data premiery: 24 czerwca PEGI: 18

Grę do recenzji dostarczyła firma Cenega.

Nie zgadzasz się? Napisz swoją recenzję.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)