Far: Changing Tides. Niezwykła podróż w pozornie znajomej konwencji [RECENZJA]

Far: Changing Tides. Niezwykła podróż w pozornie znajomej konwencji [RECENZJA]

Far: Changing Tides jest piękną grą
Far: Changing Tides jest piękną grą
21.02.2022 11:40, aktualizacja: 28.02.2022 10:04

Najnowsza gra studia Okomotive to zaskakująco świeży puzzle-platformer ze świetnym pomysłem na siebie. I wygląda niesamowicie!

Nigdy bym nie pomyślał, że sposobem na uatrakcyjnienie formuły puzzle-platformera może być rozbudowanie jej o elementy rodem z Sea of Thieves. A to właśnie stało się w Far: Changing Tides. Gra wychodzi poza formułę tradycyjnej gry tego typu, dodając do niej lekki mechanizm survivalu, wykuwając sobie w ten sposób własną tożsamość nie do pomylenia z niczym innym.

Chłopiec i jego statek

W Far: Changing Tides w równej mierze bohaterem jest chłopiec, którym sterujemy, jak i statek, na pokładzie którego przychodzi mu przemierzać fascynujący świat gry. Statek taki jak cała reszta - zapomniany, porzucony, lata świetności mający dawno za sobą. Gdyby te zardzewiałe blachy mogły mówić, jakie historie by opowiedziały! To jednak gry nie zajmuje, nie zajmuje jej również konstruowanie jakiegoś złożonego tła fabularnego dla postaci głównego bohatera. Zamiast tego jest zawsze zainteresowana tym, co tu i teraz. Trzeba płynąć. Na drodze do tego stają rozmaite przeszkody.

Sterowanie statkiem zrealizowane jest właśnie na modłę Sea of Thieves. Opiera się więc na bezpośrednim wykonywaniu szeregu manualnych czynności, dzięki którym steampunkowa łódka będzie się poruszać z lewej strony ekranu w prawą. A to trzeba postawić maszt i rozpostrzec żagle, a to naprawić psujący się silnik, a to z kolei dorzucić śmieci do pieca. Tak, palę w piecu śmieciami - świat i tak już umarł, więc co za różnica.

Obraz

Oczywiście jeżeli znacie poprzednią grę Okomotiwe - podobnie zatytułowane Far: Lone Sails - to nic z tego nie będzie dla was zaskakujące. Ale choć Changing Tides jest ewolucją tamtego pomysłu, to tylko na pierwszy rzut oka różni się jedynie wprowadzeniem wody. Wszystkiego jest tu więcej - pojazdów, mechanizmów, niespodzianek.  

Podróż, nie cel

Obserwowanie przesuwających się w tle ruin industrialnej cywilizacji jest obok obsługiwania statku drugą czynnością, na którą poświęcicie wiele czasu w Far: Changing Tides. Nie jest to gra, która porwie was dynamiczną i efektowną akcją. Akcji w zasadzie nie ma tu wcale, nic nie może też odebrać życia głównemu bohaterowi - co chyba najbardziej odróżnia ten tytuł od mocno przypominających go gier Playdead (Limbo, Inside). To powolna, melancholijna podróż przez fascynujące, piękne ruiny, przetykana elementami gry logicznej i survivalu.

Żaden z tych elementów nie przejmuje nad grą pełnej kontroli, nie zaczyna zajmować gracza tak, żeby wypadł on z nastroju podróży i natłoku własnych myśli, które się w nim pojawiają. Są jednak wystarczająco angażujące, by tylko wzmóc wrażenie osadzenia w świecie. Nie możemy "umrzeć", ale może nam zabraknąć surowców do napędzania statku. Co wtedy? Pozostanie utknięcie na środku oceanu?

Oczywiście nie i gra albo bardzo sprytnie rozprowadza pojawiające się niby to przypadkowo paliwo, albo wręcz dynamicznie umieszcza je w okolicy gracza wtedy, kiedy jest najbardziej potrzebne. Far wyraźnie chce, byśmy brnęli do przodu i zobaczyli wszystkie jego sekrety i niespodzianki. Nie ma tu śladu "wrogiego designu" w rodzaju Dark Souls. Ale jeżeli trochę przymknąć oko, wyłączyć analityczne myślenie i dać się porwać temu, co na ekranie... Można wtedy poczuć pewne obawy, nurkując w poszukiwaniu surowców w głębiny tak wielkie, że ekran powoli ciemnieje aż do całkowitej czerni.

Obraz

Wszystko płynie

W porównaniu do Far: Lone Sails jest tu więcej rzeczy, którymi można sterować - poza stopniowo rozbudowywanym statkiem pojawiają się inne pojazdy i złożone mechanizmy, które musimy uruchomić i obsłużyć. Te z kolei oferują logiczne wyzwania, które są drugim ważnym elementem rozgrywki.

Co jakiś czas na drodze statku gracza stanie przeszkoda, uniemożliwiająca dalszą podróż. Pozostaje wtedy wyskoczyć na ląd, zanurzyć się w głębiny i szukać sposobu na to, by ruszyć dalej.

Żaden z tych problemów nie jest szczególnie trudny, na żadnym też nie zatrzymacie się dłużej, niż zajmie wam wykonanie potrzebnych czynności. Nie ma tu przygodówkowego "zacinania się". To kolejny obok oprawy graficznej element Far: Changing Tides, w którym widać mocną inspirację grami Playdead - szczególnie wspomnianym Inside.

"Zagadki" są więc idealnie wyważone tak, by swoim potencjalnym skomplikowaniem maskować brak faktycznej złożoności. Uruchamianie poszczególnych mechanizmów i odkrywanie sekretów w zatopionych ruinach może wymagać przesunięcia szeregu dźwigni umieszczonych w różnych miejscach czy przeniesienia czegoś za pomocą żurawia z jednej strony ekranu na drugą. Obserwując efekty tych działań czujemy się mądrzy i sprytni, dopóki może nie zorientujemy się, że była to jedyna rzecz, którą można było wykonać. Ale to nieważne. Znów w tym miejscu - nie o wyzwanie i nie o trudności tej grze chodzi, a o podróż.

Obraz

Do przodu bez strachu

Dzięki dodaniu bardziej rozbudowanych sekwencji platformowo-logicznych, gra wydaje się też dłuższa od Lone Sails. Ukończenie Far: Changing Tides zajęło mi jakieś 6-7 godzin (choć może to tylko ja - w grze obecne jest osiągnięcie za skończenie jej w czasie poniżej 210 minut, z pewnością musi być to więc możliwe). 

Niezależnie od tego i co chyba znacznie ważniejsze od konkretnej liczby, tytuł ten ani na chwilę nie zaczyna nużyć. Nieustannie wprowadza nowe elementy rozgrywki, nowe mechanizmy do obsłużenia, nowe lokacje do podziwiania. Jest przy tym dostatecznie długi i dzieje się w nim dostatecznie dużo, by na koniec pozostawić wrażenie przebycia naprawdę długiej drogi.

W steamowym opisie gry możemy przeczytać: "Tłem tej nastrojowej przygody są wzruszające losy chłopca, który wyrusza swoim statkiem w podróż, by odnaleźć nowy dom". To opis trochę mylący. Sugeruje kolejną w segmencie gier niezależnych sentymentalną opowieść, wyciskacz łez, manipulujący emocjami gracza. Szczęśliwie gra Okomotive nie jest niczym takim.

Dużo bardziej niż wzruszającą podróżą małego chłopca będzie to podróż was samych. Bardziej niż przejmować się losami dziecka pozbawionego domu sami poczujecie się jak dzieci, bawiące się wielkimi zabawkami. 

Obraz

Połączenie idealnie wyważonych zagadek logicznych, niesamowitej, niezwykle sugestywnej oprawy graficznej i oryginalnych elementów rozgrywki czyni z Far: Changing Tides coś wyjątkowego. Każdy kolejny fragment świata czy mechanizm, który przyjdzie nam uruchomić, intryguje, cieszy i pobudza wyobraźnię. Jest też w tej grze przynajmniej kilka momentów, wyzwalających westchnięcie zachwytu. Pomaga w nich praca kamery, sprytnie ukazująca skalę i monumentalność co większych obiektów.

Przede wszystkim jednak gra Okomotive wyróżnia się bardzo silną, własną tożsamością. Mechanizm sterowania statkiem i długie chwile, gdy po prostu płyniemy do przodu - choć mogą się wydawać monotonne - sprawiają, że gra zapada w pamięć jako coś jednostkowego, wyjątkowego. W gatunku tak przesyconym jak platformówki logiczne jest to prawdziwe osiągnięcie.

Jeżeli coś powstrzymuje mnie od wystawienia Far: Changing Tides maksymalnej noty to sterowanie głównym bohaterem. Niestety w sekwencjach platformowo-logicznych okazuje się ono miejscami nieco zbyt mało precyzyjne. Wprowadza to niezamierzone przez twórców momenty irytacji - szczęśliwie krótkie i niezbyt częste.

To jednak niewielka cena, jaką trzeba zapłacić za tę przygodę. Warto też wspomnieć, że gra w dniu premiery 1 marca będzie dostępna w ramach Game Passa. Jeżeli jesteście abonamentami tej usługi, to nie macie żadnej wymówki.

Ocena: 4,5/5

Grę do recenzji udostępnił jej wydawca. Graliśmy na konsoli Xbox One X. Screeny pochodzą od redakcji.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (15)