Fallout: New Vegas - recenzja

Fallout: New Vegas - recenzja

Fallout: New Vegas - recenzja
marcindmjqtx
31.10.2010 16:30, aktualizacja: 30.12.2015 14:05

Obsidian, studio odpowiedzialne za nowego Fallouta, odcięło się od kontrowersyjnej "trójki", swoim nowym dziełem składając ukłon rewelacyjnym początkom postapokaliptycznej sagi. Czy tym razem udało się oddać do rąk graczy "prawdziwego następcę" Fallouta 2?

W grze wcielamy się w posłańca kursującego na zachodnim wybrzeżu. Po drodze mamy pewną nieprzyjemną przygodę, po której budzimy się i bez przesyłki, i bez pamięci. Choć amnezja to ograny chwyt, to tutaj jej obecność zbytnio nie razi - nie jest bowiem tandetnym, zdradzającym brak pomysłów wykrętem, lecz sprawnie wprowadza nas w fabułę. Po odtworzeniu parametrów naszej postaci wracamy do zdewastowanych okolic Vegas, gdzie czeka na nas...

Ogrom możliwości Jedną z ważniejszych cech nowego „Fallouta” są frakcje, w których możemy przebierać wedle uznania. Ważne dla głównego wątku fabularnego są trzy - nieporadni stróże prawa (NCR), niewolniczy Legion Cesarski oraz szara eminencja w kineskopowej postaci Mr. House'a. Poza tym mamy do wyboru jeszcze kilka pomniejszych, dość zróżnicowanych obozów (w tym i słynne Bractwo Stali). Najważniejszy jest jednak sam system wyboru ugrupowań. Nigdy ostatecznie nie deklarujemy przynależności do danej frakcji, więc możemy pracować dla kilku równocześnie (choć, oczywiście, ich cele często są sprzeczne); nic też nie stoi na przeszkodzie, by - gdy już dochrapiemy się ich uznania - wykołować je wszystkie. Można też się bawić w samotnika, choć to zdecydowanie najmniej atrakcyjna opcja.

Jak na porządnego RPG-a przystało, mamy tu masę zadań. Choć sam główny wątek „na papierze” wygląda dość niepozornie, to jest to jedna z ciekawszych historii w RPG-ach. Rozbudowane, wielowątkowe questy, zwroty akcji, galeria zapadających w pamięć postaci, masa pomysłów na zadania - scenariusz to bez wątpienia najmocniejsza strona „New Vegas”. Oprócz misji związanych z głównym wątkiem znalazło się tu również zatrzęsienie zadań pobocznych, które mogą wyrwać z życiorysu co najmniej 100 godzin. Obsidian i tu ustrzegło się monotonii - naprawdę niewiele zadań mnie znużyło, co ostatnio zdarza się bardzo rzadko.

Ogrom dobrego RPG Gra niesamowicie wciąga - tak silnego syndromu „jeszcze jednego questa” nie wywołał u mnie jak dotąd żaden inny RPG na konsolach bieżącej generacji. Pod tym względem najbliżej mu chyba do rewelacyjnego „Morrowinda” i... pierwszych „Falloutów”. Na plus trzeba też zaliczyć to, co gra oferuje przy drugim podejściu - jeśli podczas kolejnej rozgrywki dokonamy innych wyborów, to nie tylko zobaczymy inny wariant zakończenia, ale i otrzymamy opowieść znacznie odbiegającą od tej znanej z pierwszego przejścia. Wystarczy wspomnieć przypadek eleganta, który na początku gry kawałkiem ołowiu splątał swój los z naszym bohaterem - możliwości dopięcia jego wątku jest co najmniej 7. Nie brak też piętrowych questów, w których na każdym etapie możemy namieszać.

Warto wspomnieć o dialogach - są należycie „falloutowe” - rozbudowane, z wieloma  rozwiązaniami (zależącymi i od naszego nastawienia, i od współczynników). Obsidian osiągnęło tu idealną równowagę - dialogi nie są ani za krótkie, ani przegadane, gęsto podlano je właściwymi dla serii ironią i czarnym humorem. Scenariusz „New Vegas” bije większość współczesnych RPG-ów, w tym drętwego „Fallouta 3”, na głowę.

Ogrom miejsca Jako że gra to „Fallout” z krwi i kości, nie mogło zabraknąć rozległych terenów. Pustkowia ustąpiły miejsca pustyniom, na których spędzimy większość czasu eksploracji. Oprócz nich mamy oczywiście tytułowe New Vegas, będące interpretacją rzeczywistego Miasta Grzechu. Jest więc The Strip, a wzdłuż niej kasyna i hotele, wypełnione i bogaczami, i żołnierzami, zażywającymi uroków przepustki. Nad wszystkim zaś czuwają pilnujące porządku roboty. Samo Vegas, oprócz wielu zadań pobocznych, oferuje graczom kilka hazardowych minigierek. Mała rzecz, a cieszy.

Obszar gry jest naprawdę rozległy, więc fani nieskrępowanej eksploracji i odkrywania smaczków nie powinni być zawiedzeni. W każdej krypcie można się natknąć na coś ciekawego, a odkrywanie easter eggów, w tym nawiązań do pierwszych Falloutów („trójka” została tutaj całkowicie pominięta), daje sporo frajdy.

Ogrom podobieństw Niestety, jak to w grach Obsidianu bywa, solidnie wykonane aspekty typowe dla RPG-ów nie idą w parze z dbałością o sprawy techniczne. O ile patrząc na sam scenariusz można dojść do wniosku, że „Fallout 3” nigdy nie istniał, o tyle każda minuta rozgrywki dobitnie nam o tym przypomina. Cała mechanika została bowiem zaczerpnięta z „trójki”, co widać już na pierwszy rzut oka - identyczne (średniej klasy) animacje, te same ujęcia kamery, bliźniaczy, różniący się jedynie kolorem napisów interfejs. Jeśli więc rozgrywka w F3 kogoś odpychała, tego samego doświadczy podczas przygody z „New Vegas”.

Kolejną łyżkę dziegciu dodaje oprawa audiowizualna. Choć z początku muzyka wydaje się niezła, to po parunastu godzinach zaczyna irytować powtarzalnością. Poza tym kompozycje wyraźnie odstają jakością choćby od tych znanych z „Fallouta 3”. Grafika, mimo upływu dwóch lat, również niewiele się poprawiła, choć już w 2008 odstawała od konkurencji.

Mimo wszystko twórcy dorzucili kilka nowości - m.in tryb hardcore (w którym musimy dbać o to, by nasza postać nie była głodna, spragniona itp.) czy możliwość dołączenia NPC-ów do drużyny. By sprawniej wydawać im polecenia, oddano graczom możliwość szybkiego zarządzania w postaci koła dowodzenia, z którego w łatwy sposób wybieramy odpowiednią komendę.

Jedną z bolączek większości gier Obsidianu są błędy. „New Vegas” się ich nie ustrzegło, choć nie są aż tak rażące, jak choćby w „Alpha Protocol”. W testowanej wersji raz na jakiś czas przeciwnik zaklinowywał się w drzwiach czy głazie, zdarzały się też chrupnięcia animacji, a czasem aż strach wejść z drużyną do zamkniętego pomieszczenia. Przyznam, błędy nieco irytują, ale na szczęście nie zabijają frajdy płynącej z gry.

Werdykt „Fallout: New Vegas” jest jednym z najlepszych RPG-ów na konsolach obecnej generacji. Porządna fabuła, ciekawe dialogi, masa niezłych zadań pobocznych - te elementy sprawiają, że fani gatunku nie powinni przejść obok tego tytułu obojętnie. NV to też „prawdziwy następca” rewelacyjnych początków serii, dający długie godziny świetnej zabawy - fani będą nim zachwyceni. Jeśli tylko przymkniecie oko na skąpe zmiany w mechanice i nie najlepszą oprawę audiowizualną, to dostaniecie bodaj najlepsze RPG bieżącego roku. Jeśli nie - możecie sobie obniżyć ocenę o jedno oczko.

Kamil Bogusiewicz

Fallout: New Vegas (PC)

  • Gatunek: role-playing
  • Kategoria wiekowa: od 18 lat
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)