Eyes - recenzja. Horror na małym ekranie
Eyes to polski horror na iOS i Androida. Czy gra na komórkę może przestraszyć?
13.04.2013 | aktual.: 07.01.2016 13:58
Zaczyna się od prostego, bo tekstowego, ale całkiem klimatycznego intra. Wprawdzie nie daje ono zbyt wielu wyjaśnień co do tego kim jest bohater i co zagnało go do wielkiej posiadłości, ale przynajmniej stawia przed graczem jasny cel - wynieść z domostwa określoną (zależną od poziomu trudności) liczbę sakiewek złota.
Jeden z bardziej nastrojowych momentów...
Pierwsze, co rzuciło mi się w grze w oczy to tak sobie wykonane sterowanie i interfejs. Na ekranie widać jedną gałkę - służy ona do chodzenia postacią. By się obracać, należy przesuwać palcem po ekranie, co często sprawia, że zasłaniam sobie widok. Nie rozumiem, czemu w drugim rogu nie ma po prostu drugiej wirtualnej gałki - ułatwiłoby to sterowanie. Przeszkadzała mi też wysoka czułość na moje ruchy. Z kolei, by zmienić ją lub poziom trudności musiałem chwilę zmagać się z bardzo małymi (na iPodzie) paseczkami i guziczkami interfejsu. Niektórzy mają wielkie paluchy, a też nie każdy ma tablet - miło byłoby, gdyby twórcy gier o tym pamiętali. Niestety nawet po zmniejszeniu czułości wirtualna gałka nie dawała mi precyzji jakiej wymagam od gry, w której muszę szybko przed czymś uciec.
Drugie, co wpada w oko, to oszczędna, ale ładna grafika na silniku Unity. Bardzo podoba mi się prosty zabieg, w efekcie którego obiekty nabierają kolorów, dopiero wtedy, gdy bardzo się do nich zbliżymy. Poza tym świat gry jest czarno-biały, a często wskazówką są tylko błyski sakiewek ze złotem gdzieś w mroku.
Wystarczyła jedna, oczywiście nieudana, wyprawa do willi, bym wiedział już, z jakim horrorem mam do czynienia. Z pewnością pamiętacie "Slender the Game" wykonaną przez Mark Hadleya jako ćwiczenie z Unity. Niespodziewanie darmowa gra osiągnęła niebywały sukces, Youtube zaroiło się od filmików i okazało się, żę gracze chcą się bać i uciekać przed tajemniczą postacią. W związku z czym pojawiły się gry korzystające z tego samego motywu, lekko go tylko modyfikujące.
Więc jeśli graliście w Slendera, to Eyes specjalnie Was nie zaskoczy. Zmieniły się dekoracje, ale cel gry nadal pozostaje ten sam. Po pewnym czasie albo liczbie sakiewek zaczniecie słyszeć dziwne dźwięki i w pewnej chwili na ekranie pojawi się czerwony napis "RUN!". Jeśli sterowanie pozwoli - uciekniecie i dalej będziecie szukać sakiewek lub wyjścia. W grze jest bowiem mapa, ale powstaje w miarę chodzenia po lokacjach, a gracz nie widzi swojej pozycji zaznaczonej na niej. Bardzo oldschoolowo i klimatycznie zarazem. Jest też sposób, by ducha przechytrzyć. Na ścianach posiadłości znajdziecie "oczy", które można zebrać i w dowolnej chwili użyć, by spojrzeć na świat oczami ducha. Na początku jest to średnio przydatne, ale za którymś podejściem, gdy już znacie mniej więcej rozkład pomieszczeń, można się zorientować, gdzie duch buszuje. Jest to jednak główna różnica, poza tym Eyes ma tę samą zasadę: "zbieraj coś i unikaj spotkań ze straszydłem".
W opisie na Appstore znajduje się zdanie "Scary as slender.. but not another slender-like!", z którym się nie zgodzę. Gra bazuje na tym samym elemencie, co Slender i jeśli grałem już w oryginał, to kolejne lekko zmienione wersje tego samego nie są mnie w stanie zaskoczyć, ani tym bardziej przestraszyć.
Eyes to produkcja przeciętna. Ciężko mi ją polecić osobom, które grały już w Slender, bo bazuje na tym samym patencie. Zasmakują w niej miłośnicy horroru, którzy umieją się bać nawet wtedy, gdy wiedzą, co ich przestraszy. Jest ładnie wykonana, choć z takim sobie sterowaniem. Można się pokusić o sprawdzenie, zwłaszcza, że jest darmowa lub kosztuje niecałe 3 złote za wersję bez reklam. Mnie akurat nie straszy, bo wiem czego się spodziewać. A nie jest aż tak wciągająca, bym chciał zmagać się ze sterowaniem i próbować kolejnej ucieczki przed duchem. Zobaczywszy sztuczkę raz nie mam ochoty oglądać jej znowu.
Paweł Kamiński