eSzperacz #41: Atomine
Pokonując bugi dwoma gałkami.
W Szperaczach mieliśmy dużo rogalików. To czysty przypadek, jakoś tak po prostu trafiałem podczas swoich (nie zawsze inicjowanych w pełni umysłu) szałów zakupowych. Brakowało za to wszelakich bullet hellów albo twin stick shooterów. Dlatego widząc, że Atomine łączy jedno z drugim, pomyślałem, iż warto będzie dać mu szansę. Poza tym brakuje mi takich „tronowych”, retrofuturystycznych stylów graficznych, jaki wybrało studio Broken Arms Games. I co z tego wyszło?
ATOMINE Trailer
Wyszło okej. Atomine jest zarówno przyzwoitą grą akcji, z wielkimi bossami od czasu do czasu oraz tysiącami pocisków na ekranie, jak i umiejętnie generowanym roguelikiem, dającym raz maksymalne fory, a potem "ulepszenia", z których wolelibyśmy nie korzystać. Działa również sam styl, bo symbolizujące kolejne warstwy systemu operacyjnego („jesteś turbohakerem!”) plansze pięknie rozmywają się w cyfrowej przestrzeni. A jednak bardziej doświadczeni czytelnicy mojego cyklu od razu wiedzą, jaki akapit nastąpi po takim skrojonym w powyższy sposób.
Brakuje „iskry”, tak zwyczajnie. Ja Atomine kupiłem - jak większość małych gier przez ostatnie dwa lata - w wersji switchowej, zatem mam kolejną już po Steredennie pozycję do odpalenia w wolnej chwili, w pociągu lub poczekalni (tramwaje odpadają, ostatnio jeżdżę odrobinę zbyt nielegalnie, aby móc skupić się na trzymanym w rękach ekranie), lecz gdybym miał usiąść na kanapie i wybierać między tym a powracającym jak bumerang Pac-Manie Championship Edition, padłoby na uzależniacza od Namco.
Niemniej warto zapamiętać. Przy jakiejś większej obniżce - zakup nie przyniesie większego rozczarowania.