eSzperacz #33: Minit
Czy mogę poprosić o minutę uwagi?
Czasami Szperacz wyciąga tytuły z niebytu, czasami odświeża klasykę, a czasami - jak dzisiaj - próbuje chociaż trochę zwolnić bieg czasu i przypomnieć co ciekawsze współczesne produkcje. Minit wyszedł w takim okresie, że dopóki nie zacząłem pisać tego tekstu, w ogóle nie pamiętałem, żeśmy go, wykorzystując Asię, zrecenzowali na Polygamii. Nawet nasze podsumowanie roku (nie spoilując za dużo) ledwo-ledwo uwzględni jego egzystencję. A to przecież czadowy indyk, w którego powinni zagrać wszyscy. Mój cykl, moje zasady - zatem Minit!
Minit - Launch Trailer - Nintendo Switch
Kaczodzioby ultras Linka nie jest pierwszym gościem w historii gier wideo, który wykorzystuje ten zgrabny pomysł - przypomnę choćby cudowne Half-Minute Hero - niemniej wybraną formułę ogarnia fenomenalnie. Gdy minie sześćdziesiąt sekund, umieracie. To wszystko. Niemały świat z czarno-białą oprawą (przez co najbliższy Link’s Awekening, jeśli kontynuujemy analogię do Zeldy) skonstruowany jest zatem niczym ogromne pudełko-zagadka. Wszędzie porozrzucane są wskazówki, teoretycznie niedostępne przejścia, enigmatyczne postaci i siłą rzeczy, nawet przez sam upór grającego, jedno z drugim zacznie się wiązać, rozkładając jak misterne origami.
To my zdecydujemy, czy tajemniczą wyspę poznamy na wylot, węsząc w każdym kącie, eksperymentując niczym w point-and-clickach, czy radośnie przebiegniemy przez „fabularne” wyzwania, by zobaczyć sześćdziesięciosekundową potyczkę z głównym bossem. Ostrzegam jednak, że ta druga opcja pozostawi Was z gigantycznym niedosytem. Minit ponad połowę swojej przemyślanej zawartości pozostawia dla prawdziwych (oho!) szperaczy. Nie da się go, rzecz jasna, przejść w minutę, ale można, jeśli sześćdziesiąt zgonów na godzinę nie brzmi zbyt stresująco, poświęcić ze dwa dłuższe wieczory. Tylko spokojną eksplorację zastępuje tutaj frenetyczny, desperacki bieg.
Ale gdy człowiek wpadnie w ten rytm i zacznie kolejne „runy” planować sobie niczym erpegowe mikroquesty, Minit pozostawia wspaniały posmak. Jest ulotny, ambitny, przemyślany, ale - zgodnie z indyczą tradycją - wystarczająco wyluzowany oraz śmieszkujący, by nawet na chwilę nie przekroczyć granicy „zabawy z konwencją”. A że tego eSzperacza trzeba móc przeczytać w sześćdziesiąt sekund, tutaj urywam. Sprawdźcie, Asia miała rację. Warto.
Minit znajdziecie na wszystkich współczesnych platformach.