eSzperacz #32: Shu
Raymanem chciałbym być.
W licznych mailach do redakcji pytacie, czy znudzą nam się kiedyś dwuwymiarowe platformówki. Nie ma takiej szansy. To bardzo „czysty”, growy gatunek. Tak stary, jak nasza zajawka całym medium. I wspaniale się, mimo głosów paskudnych złośliwców, rozwija. Z każdą następną generacją. Co w tym złego, że miesiąc w miesiąc właściwie wypuszcza w świat kolejnych epigonów? Od tego jest Szperacz - żeby stary wyjadacz Wam napisał, czy akurat ten jeden zasługuje na uwagę, czy nie. Dziś zasługuje.
Shu - Launch Trailer - Nintendo Switch
Shu proponuje banalne, ale zaskakująco emocjonalne chwilami podłoże fabularne, oraz rozgrywkę niemal żywcem wyciągniętą z ostatnich dwóch Raymanów. Pod względem ogólnego smaku, płynności zabawy i prędkości osiąganych przez kaczkodziobego bohatera. Ta gra, która „leci”. Gdzie można w jednym, przemyślanym biegu, po kilkunastu nieudanych podejściach, zaliczyć perfekcyjny czas. Owszem, wrzucająca wszędzie jakieś znajdźki, ale na moje oko wyłącznie dlatego, że tak nakazuje wieloletnia tradycja. Deweloperzy - studio Coatsink - woleliby móc powiedzieć wprost - „to tytuł na trzy godziny i nie ma w tym nic złego”. Na pewno!
Wyróżnić należy „pomocników”, których mały Shu ratuje przed orientalną wersją Nicości z „Niekończącej się przygody” - przez poziom lub dwa, w których nam towarzyszą, wzbogacają bohatera nowymi zdolnościami. No i Nicość samą - tę wiecznie uśmiechniętą chmurę zła (mam jeszcze jedno skojarzenie - Little Shop of Horrors", mój ulubiony musical), zawsze będącą kilka kroków za Shu. Regularnie go dogania, błyskawicą inicjując kolejną sekcję „pościgową” (naprawdę wymagające fragmenty), pożera kolejne krainy, a dzięki ciągłej obecności buduje fantastyczne zwieńczenie. Choćby dla niego warto całość „przelecieć”. Ewentualnie dla uroczej ścieżki dźwiękowej.
Shu nie miało żadnego interesu, by być na tyle udaną produkcją. Ma swoje małe problemiki - dziwną miejscami geometrię poziomów, minimalistyczną oprawę wizualną, niepotrzebne „podkręcenia” śruby, który spowodują niechybną śmierć - jak każdy mniejszy indyk. Może dlatego nikt nigdy o nim szerzej nie pisze? A szkoda, bo jest po prostu fajny. A ten finał - mmm!
Shu znajdziecie na pecetach, PS4 i Switchu. Tę ostatnią wersję ogrywałem ja. Port nie budzi najmniejszych zastrzeżeń.