eSzperacz #23: Detention
"Kapuś".
Detention jest jednym z najlepszych horrorów tej generacji. Ale to nie znaczy tak wiele, jeśli możemy być szczerzy. Owszem, jest niedługim (trzy, góra cztery godzinki) tytułem z oprawą 2D, ale na tej podstawie nigdy nie powinniśmy lekceważyć żadnej produkcji, zwłaszcza w czasach, gdzie rzeczy istotnie „naj” wychodzą ze sceny niezależnej. Nie wymyśla żadnego nowego kształtu. Ale wpisuje się w nurt, który przez ostatnie lata praktycznie umarł, i robi to z gracją godną niejednego klasyka. Jeżeli tęsknicie za szkołą niewygodnego wchodzenia pod skórę pierwszych odsłon Silent Hill, to zwolnijcie się z kilku ostatnich lekcji i pobierajcie dziełko Red Candle Games.
返校Detention - Launch Trailer
Taiwański zespół, taiwańskie geny, taiwańska Historia. Wielką literą pisana, bowiem Detention z premedytacją wbija się w przerażający okres dziejów tego kraju (lata sześćdziesiąte ubiegłego wieku, już po pierwszej fali Białego Terroru), zaś poprzez serię koszmarnych sekwencji próbuje wytłumaczyć, w jak nieludzkiej rzeczywistości przyszło wychowywać się kilku pokoleniom tamtejszych ludzi. Jeszcze silniej rezonująca z naszą przeszłością - czytanie zakazanych książek, propaganda, tajemnicze egzekucje, kapusiostwo. Dreszcz na karku powodują nie tylko standardowe elementy tego horroru, lecz również ich ponura symbolika. Detention potrafi sprawić, że psychologiczny odłam gatunku znowu nabiera życia.
To z jednej strony. A ponadto azjatycki sznyt, za którym wszyscy tęsknimy. Klimat na pograniczu Silent Hill, Forbidden Siren oraz Project Zero (/Fatal Frame). Powalające dźwięki. Kilka wizualnych niespodzianek, jakich nie można zaspoilerować. Zmieniająca się, coraz bardziej odrealniona szkoła, w której po korytarzach włóczą się demoniczne kalki bohaterów. Ogrywałem Detention wyłącznie po zmroku, więc wystawiłem zmysły na wszystkie sztuczki deweloperów. I byłem zachwycony, nawet jeśli raz lub dwa musiałem po przebudzeniu włączyć lampkę.
Pod względem rozgrywki to mniej więcej zupełny standard. Sporo elementów przygodówek (z przynoszeniem przedmiotu A do miejsca B), kilka kreatywnych zagadek (czyżby granie na fortepianie miało być ukłonem w stronę pierwowzoru marki Konami?), nerwowe przemykanie obok potworków. Dzięki perspektywie „od boku” oraz ujmującej oprawie graficznej - nie męczy. A może nawet więcej. Bo tak naprawdę jedynym „tradycyjnym” survival horrorem ostatnio był Resident Evil VII. Fani gatunku na pewno trochę tęsknią za tym, co kiedyś im wychodziło uszami. Ja tęskniłem.
Ej, serio, zagrajcie w Detention. Na pececie, PS4 albo Switchu. To ostatnie pozwala na stworzenie najbardziej adekwatnych warunków.