eSzperacz #15: Framed Collection
Ktoś tu rozsypał komiks!
18.08.2018 | aktual.: 24.08.2018 14:52
Po długich kłótniach z emerytowanym kolegą Maciem padło postanowienie, że teraz, przez cztery tygodnie, w Szperaczu będą WYŁĄCZNIE rzeczy, które totalnie polecam, bez „średnich” i „nieudanych”, bez ostrzeżeń. A może później też. Wszystko zależy od mocy przerobowych, grafiku w pracy i jesienno-zimowego sezonu na „głównej” scenie premierowej. Kto wie, jest jakaś szansa, że starzy koledzy gościnnie również w Szperaczu wystąpią.
A zatem Framed. Gra-ikonka. No bo Hideo Kojima zagrał kiedyś, gdy była to wyłącznie mobilna produkcja, zobaczył, że po części skradanka, po części film szpiegowski w klimatach noir, a do tego wszystkiego bohater w pewnym momencie przedziera się wśród głupiutkich strażników ukryty w pudle - toteż Hideo Kojima krzyknął „GENIUSZ!” I Framed nazwał swoją grą roku (ówczesnego, 2014). Trochę naginam sytuację pod żarcik, bowiem motyw z kartonem zaimplementowano dopiero w „dwójce”. Ale rozumiecie na pewno. Czasem wystarczy zainteresowanie jakiejś branżowej legendy (takie wręcz oczywiste), a potem idzie już gładko.
FRAMED Collection Nintendo Switch Trailer
Bynajmniej nie jest to jednak przypadek, że ojcowi Metal Geara Framed przypadło do gustu. To naprawdę stylowa rzecz. Wygląda pięknie, brzmi powalająco. Jak kilkugodzinny, mistrzowski hołd całemu gatunkowi. Opowiada historię zdrad, przypadków, podniesionych kołnierzyków, zagaszanych w połowie papierosów (co za strata!), wiecznej, depresyjnej nocy wiszącej nad posępną metropolią i jakiegoś wielkiego przekrętu, z obowiązkowo zmieniającą co chwilę właściciela czarną walizką. Aż brakuje mi tego typu produkcji we współczesnej branży.
Telefonowy sposób zabawy dobrze sprawdza się na Switchu w wersji przenośnej, gdy rzeczywiście możemy posmyrać ekran, a zatem tłumaczenie z mobilek przeszło bez większego gwałtu na esencji Framed. Celem gracza jest takie ustawianie, przechylanie lub dynamiczne tasowanie kadrami animowanego komiksu, by „nasz” ludek uciekał wszystkim strażnikom. W labiryncie zaułków, który obserwujesz z lotu ptaka, Twój bohater wbiega od lewej wprost na strażnika? Zamień kadr na taki, gdzie ta droga będzie wolna, banalne. Wszystko rusza się ślicznie (i dobrze, bo śmierci czy wpadek podczas tej trzygodzinnej przeprawy obejrzycie aż nadto), a kłopotliwą sytuację można sobie nawet przyspieszyć, zatem nic nie przeszkadza swobodnemu rozkminianiu kolejnych rozwiązań.
Bo w gruncie rzeczy obie odsłony Framed (sprzedawane tutaj w pakiecie) są właśnie tym - grami logicznymi. Z ich historyjki można sobie ułożyć jakąś całość, ale najwięcej przyjemności sprawi i tak obejrzenie idealnie ułożonego ekranu, ze ścieżką dźwiękową na słuchawkach, najlepiej któregoś deszczowego wieczora w centrum nieczułego miasta. To doświadczenie jednorazowe, owszem, ale gdy zobaczycie je pewnego dnia na przecenie, grzechem byłoby nie skorzystać. Ba, nawet standardowa cena jest znośna. Tylko żeby to hasełko „gry roku według czcigodnego Hideo Kojimy” Wam nie namieszało w głowie. To takie indycze, stylowe „warto”.
Framed Collection wyrwiecie również na Steamie