eSzperacz #14: Mom Hid My Game!
Słonie w salonie i komitet przeciwników gier komputerowych na rowerach kolarskich.
11.08.2018 | aktual.: 24.08.2018 14:53
Nawet jeśli eSzperacz ma dopiero trzy miesiące, zdążyliśmy w nim zobaczyć sporo rzeczy pasujących do słowa „dziwne”. Cóż. Nie wiem, czy dzisiejszą produkcję zdołamy już kiedykolwiek przeskoczyć (oczywiście, domyślam się, że pożałuję tych słów). Panie i Panowie, oto danie główne jednej z tych szalonych weekendowych nocy, gdy spacer, kino plenerowe i butelka wina to za mało, a po powrocie do domu pada lakoniczne „mam nową gierkę na Switchu - spróbujemy?”. Półtora-dwie godziny później jest się człowiekiem bogatszym o niezliczoną liczbę nowych spostrzeżeń na temat japońskiej szkoły developmentu sceny niezależnej. Ale też zdrowszym o sporo śmiechu.
Mom Hid My Game! trailer
Mom Hid My Game (z wykrzyknikiem!) czerpie pomysł na siebie z przygodówek point-and-click. Rozwadnia go, potem dosypuje kilka garści „ciekawych pomysłów po grzybkach”, znowu dolewa trochę wody i mocno miesza. Przez pięćdziesiąt pigułkowatych poziomów gracz będzie miał identyczne zadanie - odnaleźć schowaną przez surową rodzicielkę konsolkę, jak żywo przypominającą klasycznego DS-a. Ale spokojnie, gdy oklepane „pod szafą”, „w szufladzie”, „pod poduszkami” zawodzą, mamuśka wespnie się na szczyty kreatywności. A Mom Hid My Game zamieni w unikalną spiralę niedorzeczności.
Specyficzna radość doświadczania codziennych zmagań z bezlitosną matką jest wybitnie jednorazowa, zatem nie będę Wam psuł tych najbardziej ekstremalnych niespodzianek. No, może oprócz jednej. Dzień któryśtam. Na środku salonu stoi… słoń. Nie, nie mieliście wcześniej słonia, zapewniam. Ale skoro jest tylko słoń i lodówka wypełniona owocami, to konsolkę znajdziemy zapewne, jak podejrzewacie, w słoniu. Nakarmimy zwierzę. To zrobi kupę (LOGICZNE). Nie, jeśli spróbujecie ją wtedy podnieść, przegracie. Nikt nie gra na obsranej konsoli, dajcie spokój. Ale jak wytrzecie ją papierem toaletowym - voila! - przed Wami kolejny dzień szarpania w jakieś Fire Emblem.
Szkoda, że podczas grania na telewizorze zmuszeni jesteśmy do przesuwania powoli kursora gałkami analogowymi kontrolera (a wystarczyło uwzględnić żyroskopowy „pilocik”. Nie szkoda, iż głupkowatym rozkminom towarzyszy wyłącznie jeden utwór muzyczny i… wyraźna oprawa wizualna - tego właśnie od Mom Hid My Game! oczekiwałem. Nie spodziewałem się za to znaleźć trzy mobilne wariacje tytułu za darmo w App Storze (szukajcie jako „Hidden My Game by Mom”). Ale gdyby wersja switchowa wisiała akurat w promocji, nie wahałbym się jej polecić znajomemu. Takiemu, który zrozumie.