eSzperacz #11: Thumper
Wiedzieliście, że można się wystraszyć gry rytmicznej?
Ot. Wiem, nie pierwszy raz czytacie o Thumperze. Switch nie jest też pierwszą platformą, z którą się tę produkcję kojarzy. Niektórym pewnie nawet umknęła informacja, że „to nie tylko VR” (gdzie, jak donosi szanowny pan Simplex, ryje umysł już do kwadratu). Podobnie jak z Celeste czy Enter the Gungeon - Szperacz ma służyć ilustrowaniu tego, co mi w Pstryczku szumi, a Wam przypominać, podpowiadać, wzbogacać (lub zubożać) wishlistę. I jeśli przez niemal dwa tygodniu byłem mentalnie uwięziony w „muzycznym” koszmarze dwóch panów ze studyjka Drool, muszę o tym napisać. Po prostu.
Thumper - Nintendo Switch Trailer
Nawet jeśli tak nie wygląda, Thumper naprawdę polega wyłącznie na zręcznym i niepozbawionym wyczucia rytmu klikaniu odpowiednich kombinacji na padzie. Kosmiczny żuczek pędzi w nieustannej walce z Międzygalaktyczną Czachą Rodem Z Najczarniejszych Snów, dookoła łupie nieludzka kombinacja ścieżek dźwiękowych do horrorów (Akira Yamaoka mógłby czasem być dumny) oraz industrialnej młodości Trenta Reznora lub Marilyna Mansona. I najpierw człowiek łapie podstawowe zasady, początkowe sztuczki opanowuje, a nagle zawala się na niego przerażająca ściana pulsującego huku i uświadamia sobie, że tylko to medium potrafi dostarczać równie narkotyczne doznania. Najpierw jest w szoku, potem rękawy podwija i rozumie - to nie będzie ani łatwa, ani (ze słownikowej definicji tego słowa) przyjemna przygoda.
Thumper podzielony jest na dziewięć długaśnych poziomów (ukośnik utworów), a te na kilkadziesiąt szalenie wygodnych checkpointów. I jazda. Wymyślona przez deweloperów łatka „brutalnej gry rytmicznej” pasuje jak ulał. Ona jest coraz głośniejsza, coraz szybsza, coraz bardziej stresująca z każdym następnym fragmentem. Nieustanne, świdrujące mózg crescendo. Łapy się pocą, serce bije jak opętane, zaś gracz przeciera czoło, gdy uda mu się cudem - przez liczbę hipnotycznych sztuczek na ekranie - przejść kawałek dalej. Momentami szczytowymi są długie, wymagające absolutnej perfekcji „pojedynki” z bossami. One będą możliwe, uwierzcie mi. Po dziesięciu lub dwudziestu, lub trzydziestu powtórzeniach. Ale będą.
Całość zajęła mi sześć lub siedem godzin takiej nieprzerwanej rzeźni. Nawet jeśli bliżej końca (ostatnie dwa utwory) zaskakuje już odrobinę mniej, rekompensuje to niemalże genialnym finałem (ostatnie trzy sekcje) i… nie opuszcza głowy. Jak w mało którym gatunku, w grach rytmicznych naprawdę trudno wymyślić coś równie zaskakującego, podczas gdy Thumper - w co ani odrobinę nie wątpię - za dekadę będzie miał porównywalnie kultowy status do Reza. Spróbujcie się z nim zmierzyć. Pierwszą sesję odpalcie koniecznie w środku nocy, po ciemku, na słuchawkach. Nawet wiedząc, na co się pisze, można być troszkę w szoku. Zdecydowanie trzeba.
Thumper jest również dostępny na Steamie, na PS4, Xboksie One