"Epic Loot Games otworzył podwoje" - tak pomyślały setki graczy Fornite'a
15.05.2018 12:54, aktual.: 15.05.2018 13:08
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Po czym zalali bogu ducha winny sklepik powodzią skarg, pogróżek i różnego trollowego syfu.
Hunter Davies to zwykły, ciężko pracujący człowiek, który ze studiem Epic Games nie ma wiele wspólnego. Prowadzi sieć sklepów w stanie Ohio, oferując takie rzeczy jak podręczniki do Dungeons & Dragons, kości i inne niezbędne do życia każdego fana RPG przedmioty.
I żyłby sobie dalej w spokoju, a my nigdy byśmy o jego sklepikach na łamach Polygamii nie przeczytali, gdyby nie nazwa przybytku: Epic Loot Games, który tylko jednym słowem różni się od nazwy studia, które stworzyło Fortnite'a.
Powiązania Daviesa z Fortnitem są dość mgliste. Media donoszą, że w czasie gdy Drake i Ninja ustanawiali rekord Twitcha w liczbie widzów (600 000), Epic Loot Games prowadził wydarzenie poświęcone karciance Magic: The Gathering. Brzmi podejrzanie?
Bądźmy szczerzy - nie za bardzo. Wystarczy wejść na stronę sieci, by zauważyć, że o Fortnite nawet nie wspomina. Samo logo jest zupełnie inne. Poza tym pełna nazwa brzmi: Epic Loot Games & Comics.
Nie zmienia to faktu, że od czasu gdy Fortnite stał się rozrywką masową, w którą dziennie grają setki tysięcy, jeśli nie miliony, graczy, telefon sklepu nie przestaje dzwonić. Wielu graczy uznało bowiem, że skoro trzeba czekać na odpowiedź mailową, lepiej zadzwonić i zgłosić problem przez telefon.
Problem polega na tym, że Epic Games nie prowadzi infolinii dla graczy. Ze studiem można kontaktować się droga mailową, albo wysyłając zgłoszenie do działu wsparcia za pomocą formularza dostępnego na stronie. Na sporą liczbę pytań przychodzą odpowiedzi generowane automatycznie, co nie każdemu odpowiada i nie rozwiązuje wszystkich problemów. Poza tym, w związku ze stale zwiększającą się liczbą graczy, ludzie pracujący we wsparciu technicznym po prostu nie wyrabiają się z odpowiadaniem na zgłoszenia na bieżąco.
Prześledźmy zatem tok myślenia graczy, by przekonać się, że wcale nie trzeba być debilem, aby połączyć sklepik ze studiem. Coś się w Fortnite nie udaje (np. jestem zbulwersowana shotgunem, który moim zdaniem zadaje zbyt duże obrażenia). Próbuję skontaktować się z supportem, ale dostaję maila, którego autor nie podziela mojego punktu widzenia. Po kilku minutach przeszukiwania googla, wyskakuje strona Epic Loot Games, która ma numer telefonu. Co z tego, że logo inne, że nigdzie nie pada nawet słowo o Fortnite? Nie zaszkodzi zadzwonić.
Dobrze jest, jeśli są to pomyłki, które bawią obie strony ("Shotgun? Nieee, ja jestem zdania, że najmocniejszy jest czarnoksiężnik Tzeencha"). Pracownicy sklepu próbują zachować profesjonalizm, ale... nikt, kto choć raz nie zmierzył się z gniewem graczy, nie wie, co to znaczy powiedzieć im, że "nie damy rady nic zrobić z twoim zbanowanym kontem". Nawet tłumaczenia, że Epic Loot Games nie ma nic wspólnego z Fortnitem, czasami nie dają skutku. Zdarzało się bowiem, że gracze uznawali, iż człowiek po drugiej stronie telefonu po prostu próbuje ich zbyć.
Z jakiegoś jednak powodu Hunter Davies nie chce zmienić nazwy sieci.