Enemy Front - recenzja
Polskie CI Games od lat stara się wejść do ekstraklasy twórców gier i od lat mu się to nie udaje - jego produkcjom zawsze czegoś brakuje. Nie uda się też z drugowojenną strzelanką Enemy Front, której brakuje, a i owszem, i to całkiem sporo.
Jak bug Bogu, tak Bóg bugu Postawmy sprawę jasno już na początku: w Enemy Front znajdziecie wszystko to, czego spodziewacie się po niskobudżetowej grze udającej tytuł z najwyższej półki. Koślawe animacje? Są, jakżeby inaczej, straszą szczególnie w połączeniu z dziwaczną smugą, którą niekiedy pozostawiają po sobie poruszające się postaci - jakby gra nie nadążała z odświeżaniem. Nieistniejąca mimika twarzy? Bohaterowie niezależni przenikający przez siebie? Znikające ni z tego, ni z owego ciała przeciwników? Mówcie mi jeszcze, wszystko tu jest. Trupy układające się pod dziwnym kątem albo wsmarowane w otoczenie? Niewłączające się skrypty? Kiepsko rozstawione punkty zapisu? Śmiało, wymieniajcie, co wam przyjdzie do głowy. Pewnie traficie, bo Enemy Front to istny festiwal najrozmaitszych błędów i technicznych niedoróbek. Fakt, większość z nich nie sprawia, że nie da się grać. Wyjątkiem jest tylko gubienie klatek - momentami gra zamienia się wręcz w pokaz slajdów (przynajmniej na PS3, na którym ją testowałem - na PC podobno jest trochę lepiej). Ale jeśli przymknąć oko, bo ostatecznie nie zdarza się to aż tak często...
Jeśli i na to przymknąć oko, to okaże się, że problemy techniczne wcale nie są największym problemem.
Bez sensu ta wojna Teoretycznie historia dzieje się w czasie Powstania Warszawskiego, ale za sprawą retrospekcji pojawiamy się także we Francji, Norwegii i nazistowskiej fabryce rakiet. I to tam spędzamy większość czasu, "polskie" poziomy są o wiele, wiele krótsze. O ile one mogą się jeszcze podobać, bo pokazują prawdziwe wydarzenia historyczne (choćby atak na PAST-ę czy Kościół Świętego Krzyża), o tyle reszta to nieciekawy zbiorek losowych zdarzeń w zasadzie bez scenariusza.
Zdobycie PAST-y - chyba najciekawsza misja w grze (choć krótka)
Elementem spajającym cały ten bałagan jest główny bohater, Robert Hawkins, amerykański korespondent wojenny, który tak zaangażował się w pisanie reportaży o podziemnych ruchach oporu, że sam wziął udział w kilku akcjach z karabinem w ręku. Ale ani on nie jest ciekawią postacią, ani jego perypetie nie mają w sobie nic interesującego. Enemy Front ma tylko atrapę fabuły - pozbawioną początku, rozwinięcia i jakiekolwiek puenty; nie opowiadającą o niczym i o nikim. Jest jak opuszczony plan zdjęciowy filmu wojennego, gdzie za kartonowymi dekoracjami zieje pustka, reżysera nie ma, a z aktorów zostali tylko stażyści.
Jednego grze nie można odmówić: zdaje sobie sprawę ze swojej fabularnej impotencji i nie próbuje udawać, że ma do powiedzenia coś ważnego. Scenki przerywnikowe są króciutkie i można je bez najmniejszych problemów pominąć, co szczerze polecam każdemu. To nie uchroni was co prawda przed koniecznością słuchania absolutnie najgorszego dubbingu w grach od lat (przynajmniej w przypadku polskiej wersji językowej), ale jednak znacząco skróci męki.
Coś tutaj jest nie tak...
Bij Niemca po cichu W grze jest też tryb dla wielu osób, ale nie udało mi się go przetestować. Na PS3 zwyczajnie nie ma chętnych do wspólnej zabawy. Szczerze przyznam, że jakoś nie czuję, żeby ominęło mnie coś wartościowego...
Ku mojemu zdziwieniu, ktoś wymyślił, że zrobi z Enemy Front... skradankę. Większość etapów (w zasadzie wszystkie prócz warszawskich) to rozległe tereny pełne przeciwników. Obserwując ich za pomocą lornetki, zaznacza się ich na mapie, a jeśli wyłapać wszystkich, to faktycznie można doszukać się trasy pozwalającej na przekradnięcie się bokiem. Do kompletu jest jeszcze wskaźnik "bycia zauważonym" - strasznie zabawny, bo Niemcom można dosłownie stanąć przed oczami, ale jeśli schować się odpowiednio szybko, to nie zwrócą na to uwagi. Narzędzia do skradania niby więc są: wyjątkowo toporne, mało, ale są. Gorzej, jeśli nie uda się w porę zniknąć - oznacza to alarm i natychmiastowy ostrzał ze wszystkich stron naraz. Niemców bowiem, niczym Zergów, cechuje zbiorowa świadomość. Gdy jeden wie, gdzie jest przeciwnik, natychmiast wiedzą to wszyscy inni.
Na szczęście nic nie stoi na przeszkodzie, by nazistów wystrzelać jak kaczki, co też robiłem w każdym etapie gry, bo skradanie jest tak niepotrzebne, co frustrujące z uwagi na ułomność dostępnych narzędzi. Podejście "na Rambo" nie ma jednak specjalnie racji bytu, Hawkins jest wyjątkowo mało wytrzymały i ginie od paru strzałów. Gra zamienia się więc w dość statyczną strzelaninę toczoną na dużych odległościach. Co ma sens o tyle, że snajperka to zdecydowanie najbardziej dopracowana i najskuteczniejsza broń. Jej mechanikę wprost przeniesiono ze snajperskiej serii CI Games - można przestać na chwilę oddychać, co spowalnia czas i stabilizuje celownik; po chwili skupienia pokazuje się kropka informująca, czy trafi się w cel; a niektóre zabójstwa pokazywane są ze specjalnej kamery śledzącej pocisk.
Jedna z misji rozgrywających się we Francji
Ale głupi ci Germanie Sztuczna inteligencja przeciwników to przypadek absolutnie nieuleczalny, rzecz zrobiona tak koszmarnie źle, że nawet okazjonalny gracz zauważy, że coś jest nie tak. Niemcy zwykle siedzą po prostu za osłonami i ostrzeliwują się jak szaleni. Czasami - zazwyczaj, jeśli stracą gracza z oczu - biegną najkrótszą drogą do miejsca, gdzie ostatnio go widzieli. Poza tym nie robią nic. Nie flankują, nie otaczają, często w ogóle nie ruszają się z miejsca. Głupieją zupełnie, gdy mają gracza tuż przed nosem - czasami, owszem, strzelają, ale innym razem potrzebują dwóch czy trzech sekund, by coś w nich zaskoczyło i dopiero wtedy naciskają spust. A zdarza się, że w takich chwilach przerażeni uciekają za osłonę. Przekoszmarnie głupi przeciwnicy byliby w Enemy Front zerowym wyzwaniem, gdyby nie ich wspomniana zbiorowa świadomość i całkiem spora celność, gdy już pochowają się za barykadami. Ot, takie drobne utrudnienie od twórców.
Wirtualna panorama wirtualnej Warszawy widziana z wirtualnej PAST-y
Mimo tego wszystkiego, gdy już dochodzi do strzelaniny - a dochodzi zwykle bardzo szybko - przestaje się aż tak bardzo zwracać na to uwagę. Mimo głupoty przeciwników, mimo bezsensownych elementów skradankowych, mimo wszechobecnej badziewności bijącej z praktycznie każdego elementu Enemy Front, wystrzeliwanie nazistów to tutaj chwilami niezła zabawa. Ma swoje tempo i rytm; jest szybko, prosto i bezmyślnie - jak kiedyś, za dawnych lat, w Wolfenstein 3D, tylko na większym dystansie. Poziomy w większości są rozległe, otwarte i raczej pozbawione skryptów, więc nie ma się wrażenia bycia prowadzonym za rączkę. Broń z epoki strzela i działa, jak na broń z epoki przystało. Poza tym etapy warszawskie wzruszą niejednego Warszawiaka, a i oprawa miejscami daje radę - widoczki i otoczenie są całkiem ładne. Tak, przyznaję, ta bardzo słaba produkcja ma jaśniejsze punkty. To jednak zdecydowanie za mało, by był jakiś sens w nią grać. Zła gra to zła gra - zwyczajnie szkoda na nią czasu.
Tomasz Kutera
Platformy:Win, PS3, Xbox 360 Producent:CI Games Wydawca:CI Games Dystrybutor:CI Games Data premiery:13.06.2014 PEGI:18 Wymagania: 2 GHz (procesor dwurdzeniowy), 3 GB RAM, karta graficzna 512 MB RAM
Grę do recenzji udostępnił producent. Testowaliśmy wersję na PS3. Screeny pochodzą od redakcji.