Ej, a graliście w... Star Ocean: Till The End of Time?

Ej, a graliście w... Star Ocean: Till The End of Time?

Ej, a graliście w... Star Ocean: Till The End of Time?
marcindmjqtx
21.07.2015 17:15, aktualizacja: 15.01.2016 15:36

Podtytuł tej gry pięknie podsumowuje mój czas z nią spędzony. Bo niewiele jest gier, w których nabiłem ponad 200 godzin na liczniku. A i tak nie widziałem wszystkiego.

Przygodę z Playstation 2 zacząłem stosunkowo późno, bo na gwiazdkę 2005 roku. Była pierwszym spełnionym marzeniem, które z różnych przyczyn było wcześniej nieosiągalne. Doskonale pamiętam pierwsze uruchomienie Devil May Cry 2. Opad szczęki. Bo dynamika, bo Dante, bo legendarna już seria.

Jednak to nie ten tytuł wycisnął z poczciwej „czarnulki” wszystkie poty, zajechał laser i pada, nie pozwalał spać po nocach (bo poradniki na gamefaqs były obszerne!). Rok później zapracowałem na pierwszą w życiu wypłatę i wchodząc do GameStop, doznałem szoku. Bo na co wydać? Tu jest wszystko! Kolega podpowiedział:

„Kup sobie Star Ocean, podobno fajne." To sobie kupiłem. I wsiąkłem.

Wsiąkłem w ogromny, pełen sekretów świat i pozornie prosty, dynamiczny system walki. Zachwyciłem się sprawnie i miękko poprowadzoną linią fabularną, która w pewnym momencie dała mi takiego kopa w twarz, że do tej pory uważam go za jeden z najlepszych plot-twistów w historii. Polubiłem archetypowych bohaterów i z przyjemnością szlifowałem ich statystyki. W tym tytule tkwiła, a właściwe nadal tkwi pewna magia.

Bo, o ile graficznie nie zachwycał, a dubbing przyprawiał o mdłości, eksploracja terenu testowała podzielność uwagi, cierpliwość w ogarnianiu mapy i zawiłych korytarzy, to dwie z wielu zalet gry nie pozwalały mi odłożyć pada.

Star Ocean: Till The End Of Time

Chodzi mi, moi drodzy, o absolutnie MASYWNY end-game i system osiągnięć (trofea).

Star Ocean 3 pełne jest wyzwań. Głównie związanych z potyczkami, które są siłą napędową tej gry. Osiągnięcia towarzyszą nam od samego początku. Zabicie bossa w określonym czasie, używając określonych umiejętności, w ogóle nie używając ofensywy, czy grając tylko jednym bohaterem to tylko przykłady. Wszystkich trofeów jest 300. Dołóżmy do tego nagrody w postaci kostiumów i nowych poziomów trudności, 255 poziomów dla każdej z 10 postaci, 22 wynalazców do zrekrutowania (i setki potężnych przedmiotów, które dzięki nim wytworzymy) a w końcu 6 obfitych, dodatkowych lochów z takimi gwiazdami tri-Ace jak Freya (Valkyrie Profile) i Gabriel Celesta jako ostatecznymi wrogami. Mieszanka zwarta, smakująca doskonale i niezwykle uzależniająca.

"Tsuyoi, motto tsuyoi!" Ciekawym jest fakt, że gra trzymała mnie w fotelu mimo tego, że z głównymi bohaterami nie zżyłem się praktycznie wcale. Tak, fabuła była interesująca i rozwijała się w takim tempie, że ciągle pozostawiała niedosyt, ale chęć do gry napędzało co innego. Grając czułem się jak w shonenie (Dragon Ball, One Piece), powtarzając sobie w głowie, że muszę być jeszcze silniejszy, jeszcze lepiej łączyć kombosy w walce, wykuć lub zdobyć potężniejszy oręż. Przecież przede mną tyle wyzwań! Jak im podołać, jak pokonać Gabriela, przebrnąć przez kolejne 101 pięter Sfery i stanąć zwycięsko nad Ethereal Queen.

Celowo nie piszę wiele o samej rozgrywce. Bo tak naprawdę nie różni się wiele od reszty jrpg. Podobny system walki mamy w serii „Tales”, świat przedstawiony jest tożsamy z innymi częściami serii Star Ocean, o bohaterach wiemy wszystko po pierwszym spojrzeniu na ich design i broń, której używają, a ultra-bossowie to chleb powszedni w tym gatunku.

Star Ocean: Till The End Of Time

Wracając wspomnieniami do tej gry zdałem sobie sprawę, że nastawienie z jakim gramy, sposób w jaki gry rozumiemy, czujemy, odbieramy jest sprawą kluczową. Może dlatego tak ciepło wspominamy tytuły retro. Bo wyobraźnia robiła większość roboty. Bo ignorancja dopisywała nam teorie i stwarzała więcej możliwości. W Star Ocean czułem się nagradzany za każdy poziom, każdego pokonanego wroga, otwartą skrzynkę i odkryty obszar.

Gra zestarzała się dobrze. Rozgrywka w dalszym ciągu wywołuje uśmiech, a to jest przecież najważniejsze. Jeżeli macie ochotę na solidnego, dynamicznego jrpg, w którym ostatni boss to zaledwie odźwierny u progu reszty przygody, to zachęcam do podróży po galaktykach w Star Ocean: Till The End Of Time. Zbierzcie ekwipunek, odkryjcie planety, rozwiążcie intrygę i rozkoszujcie się historią, którą gra opowiada. Tylko weźcie na ten czas urlop.

Karol Kała

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)