Ej, a graliście w... Kholat?
Nie, bo nie macie gamingowego PC-ta? To nic, dziś debiutuje konsolowa wersja.
Wywodzący się z Polski Kholat miał pecha, że trochę wcześniej wyszło Zaginięcie Ethana Cartera, a potem, w okolicach premiery gry IMGN, Astronauci wypuścili Ethana na PS4. Siłą rzeczy debiutancka produkcja polskiego indyka z Bielska-Białej została troszkę przysłonięta i dosyć szybko zapomniana, a to błąd. I to duży, bo choć szukanie Ethana Cartera jest ciekawe i wygląda obłędnie, to nie dało mi tyle emocji, co błąkanie się po górach Ural.
Ciemność widzę, widzę ciemność
Wszystko za sprawą genialnego w swojej prostocie pomysłu na mechanikę zwiedzania świata gry. To nie Soulsy, gdzie mapy nie ma i jesteśmy rzucani na głęboką wodę. To też jednak nie 99% innych gier, gdzie ładnie animowana mapa pokazuje nam naszą lokalizację, cel, a także mnóstwo innych ciekawostek. W Kholat mapa jest, ale taka tradycyjna, nieinteraktywna. Nasz bohater zaznacza na niej flamastrem bardziej charakterystyczne obiekty, nawet wtedy trzeba jednak pilnować się, bo zgubić orientację jest tu niezwykle łatwo. Nie raz i nie dwa wypatrywałem wieży radiowej widocznej z kilku miejsc poziomu, żeby w oparciu o nią połapać się, gdzie jestem i w którą stronę mam iść. Ogólny kierunek na nic się jednak nie zda, bo góry to plątanina ścieżek, krętych przesmyków, jaskiń czy rozpadlin. Szukając ich obejścia bardzo łatwo... zgadłeś - zgubić się,
I to właśnie w Kholat jest najlepsze. Nie prowadzi za rączkę, nie rozpieszcza, nie wyświetla jedynej słusznej ścieżki po wciśnięciu określonego przycisku (pamiętacie pierwsze Dead Space?). Ale z drugiej strony, jest na tyle małe i dobrze zaprojektowane, że też nie irytuje. Idealnie dozowane poczucie zagubienia jest czymś, z czym w grach się jeszcze nie spotkałem. Połączenie tej mechaniki z górami, gdzie zgubić się jest banalnie łatwo, to już w ogóle majstersztyk. Wystarczy chwila roztargnienia albo chaotyczna ucieczka przed przeciwnikiem, żeby zupełnie stracić orientację w terenie. Takie rzeczy też się tu zdarzają, bo choć nie ma walki i generalnie zbyt wielu mechanik, to co jakiś czas pojawiają się zjawy, które należy minąć szerokim łukiem. Przy mniejszym łuku te zaczynają nas gonić i wyzwaniem nie jest im umknąć, tylko wrócić potem na właściwą ścieżkę.
Kholat - Official Trailer | PS4
Kholat to też ciekawa historia. Inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, do których dorobiono lekką paranormalną otoczkę. Opierająca się na odczytywaniu listów, notatek i wycinków gazet narracja to dla tego typu gier indie standard. Nie spodziewaj się więc tu kwiecistych dialogów, Kholat jest oszczędny w słowach. Mimo to odpalając go warto zatroszczyć się o dobry sprzęt audio, bo pierwsze skrzypce odgrywa tu dźwięk. Zarówno przyrody (wiatr, trzeszczące na wietrze drzewa, wyjące w oddali wilki), jak i instrumentów. Arkadiusz Reikowski, zapamiętaj to nazwisko, bo pewnie jeszcze nieraz o nim usłyszymy. Kholat to świetne, kojarzące się trochę ze szwedzkimi kryminałami aranżacje. Grając w kilku miejscach przypomniał mi się też polski film "Na granicy". Do tego stopnia, że aż sprawdziłem, czy przypadkiem Reikowski nie maczał tam palców. Nie, ale okazało się, że odpowiadał za muzykę w Layers of Fear. Będąc przy dźwięku, nie można też nie wspomnieć o gwiazdorskiej obsadzie gry. Zarówno w anglojęzycznej, jak i polskiej wersji. Wszystkie brzmią świetnie.
Równo z górki
Kolejnym elementem, dla którego Kholata warto sprawdzić, jest wizja gór. Mroczna, skuta lodem, niepokojąca, ale nie monotonna. Z bardziej skalistych regionów wędrujemy do pagórkowatego lasu, z zasypanych śniegiem większych przestrzeni do całkiem suchych jaskiń. Pół swojego życia spędziłem w górach - tam naprawdę tak jest. Zwłaszcza w nocy, w środku zimy, jak nie wiemy za bardzo gdzie iść. Kholat to gra z dreszczykiem, najbardziej przerażająca jest jednak myśl, jak łatwo zginąć w tych nieprzystępnych warunkach przyrody. Wizja gór oczarowuje, odwzorowanie już jednak nie do końca.
Czekając na Ethana Cartera na PS4, byłem pewny, że bez znacznych cięć w oprawie się nie obejdzie. Przy Kholacie wręcz przeciwnie - byłem przekonany, że konsolowa wersja dorówna pecetowej. W obu przypadkach się pomyliłem. Kholat na PS4 wyraźnie ustępuje swojemu pierwowzorowi na wyższych ustawieniach. Ogólne wrażenie, spowodowane klimatem i artystyczną wizją jest to samo, ale po przyjrzeniu się szczegółom okazuje się, że jakoś mniej tutaj efektów cząsteczkowych, a mgła potrafi skończyć się jak odcięta nożem. Poskąpiono też efektów świetlnych, słabo wypada snop rzucany przez latarkę czy księżyc w pełni. Migoczących w świetle kryształków białego puchu nie ma w ogóle, a naprawdę cieszący oko na PC zamarznięty wodospad czy łuna ogniska w jaskini jest tylko namiastką materiału wyjściowego.
Jakby tego było mało, gra potrafi przyciąć gorzej od naszej strony głównej. Coś tu bardzo poszło nie tak, a grając czułem się trochę jak w Obcym: Izolacji na PS3, podczas gdy wszyscy grali już na PS4. Niby to ta sama gra, klimat i dźwięk był równie gęsty, ale jednak różnice było widać gołym okiem. W Obcym straszyło 720p i słabe tekstury, tu jest lepiej, ale naprawdę wydaje mi się, że Kholat z PS4 po stosunkowo niewielkim downgradzie powinien ruszyć na PS3. Nie wiem na ile to wina IMGN, a na ile podpisującego się też w creditsach wersji PS4 Blitworks, które specjalizuje się w portowaniu gier. Przeważnie były to jednak niewielkie indyki (Spelunky, Don't Starve, Fez, Bastion), a Kholat to jednak o wiele cięższa liga, Unreal Engine 4, pełne 3D i te sprawy.
Zabawne jest sterowanie po podłączeniu Vity. Pech chciał, że na niej kończyłem grę. Nie da się zmienić sterowania, na konsoli przenośnej Sony trzeba więc gimnastykować się, żeby np. pobiec sprintem. Lewą gałkę wychylać palcem wskazującym, a kciukiem dotykać lewego dolnego rogu ekranu. Dramat, bo w tym samym czasie L1 i R1 nie mają przypisanych żadnych funkcji i żadnych przypisać się im nie da. Mam wrażenie, że współpraca z Vitą pojawiła się z automatu, ale nikt jej nie testował.
Na pazurki
Kholat złamał sobie na PS4 swój pazur, ale wciąż potrafi zadrapać. Mimo technicznych wpadek, warto też w niego zagrać, bo to ciekawszy od Ethana Cartera symulator chodzenia z dłuższą od Layers of Fear fabułą. Do tego wprowadza świeże podejście do mapy w grach, które na 100% wkrótce podchwycą inni deweloperzy.
Paweł Olszewski
PS Po publikacji tekstu dostałem od twórców informację, że premierowy patch powinien rozwiązać problemy z animacją, które zdarzały się jeszcze kilka dni temu w wersjach recenzenckich.