EA Sports UFC 2 - recenzja. Realizm kontra dobra zabawa
Próbuje być symulacją, zamiast dawać radochę jak normalna bijatyka. Męczyłem się, jednocześnie dobrze się bawiąc, ale byłoby lepiej, gdyby rozkręcała się szybciej.
23.03.2016 | aktual.: 24.03.2016 10:10
Czołówka zachęca. Gra wrzuca od razu wysokie obroty. Przenosi nas do bardzo widowiskowej walki, przedostatniej na gali UFC 189 – Lawler vs. MacDonald. Walka kończy się przed czasem, w piatej rundzie. Jest kwintesencją tego, co w MMA jest widowiskowe. EA SPORTS UFC 2 w swoim interaktywnym intro połączonym z podstawowym samouczkiem, przedstawia to doskonale. Zazwyczaj walka kończy się podobnie do tej prawdziwej, a po zaliczonym zwycięstwie, zgarniamy walutę z trybu Ultimate Team i przechodzimy do właściwej zabawy.Tej już na pierwszy rzut oka jest naprawdę mnóstwo. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to odliczanie do zbliżającej się gali, na której w walce wieczoru mieli zmierzyć się Mark Hunt i Frank Mir. Okazało się, że UFC 2 pozwala na obstawianie wyników nadchodzących gal a nagrodą za trafne typy, są kredyty z trybu Ultimate Team. Przyjemny drobiazg. Do skopiowania w innych grach sportowych.Poza namiastką hazardu mamy do wyboru sporo możliwości. Poczynając od treningów i wyzwań pozwalających na ćwiczenie podstaw sterowania, przez szybkie pojedynki w trybie online i offline, świetny kanapowy tryb Knockout (gdzie nie istnieje parter, walczymy do trzech wygranych), sieciowe pojedynki rankingowe, aż po najbardziej rozbudowane - tryb kariery oraz Ultimate Team. Sporo, ale w tym przypadku od nadmiaru głowa nie boli, bo każda pozycja menu oferuje trochę inną zabawę, która oczywiście w efekcie prowadzi w jedno miejsce – narożnik oktagonu.Zanim tam trafimy, trzeba podjąć decyzję w którego zawodnika lub zawodniczkę chcemy się wcielić. Dostępnych jest około 250 istniejących profesjonalistów podzielonych na odpowiednie kategorie wagowe. Pojawiają się również fighterzy, którzy czasy świetności mają za sobą czy tacy niezwiązani już z UFC – ot, choćby Rory MacDonald z walki otwierającej grę aktualnie negocjujący z UFC i Bellatorem. Słowem, wybór jest przeogromny i trzeba być fanem naprawdę niszowych zawodników otwierających wstępne karty podrzędnych gal, żeby nie znaleźć tu swojego ulubieńca. Miłym smaczkiem jest fakt, że - poza nielicznymi wyjątkami - zawodnicy są podobni do prawdziwych sportowców i nie ma problemu z rozpoznaniem ich na pierwszy rzut oka.
Sytuacja w UFC zmienia się bardzo szybko, organizacja rośnie prężnie i coraz to pojawiają się nowe nazwiska, które trzeba będzie dodać do rozpiski. Czy dostaniemy ich za darmo – jak Sage’a i Rogana - czy będziemy musieli zapłacić – jak za Mike’a Tysona (pomijam fakt, że nie wiem co on tu w ogóle robi) - pożyjemy, zobaczymy. Tymczasem okazuje się, że co najmniej jeden z pojawiających się w rozpisce zawodników, oczekuje od EA poprawienia swojej postaci. Pochodzący z Dagestanu Khabib Nurmagomedov jest wyznawcą islamu, tymczasem autorzy gry wyposazyli jego awatar w cieszynkę w postaci znaku krzyża.
Jakby ogromnego wyboru prawdziwych zawodników było mało, możemy – a nawet musimy - stworzyć swoich własnych wojowników. Wykorzystamy ich w trybach kariery oraz Ultimate Team. W tym pierwszym sprawa jest prosta – i raczej znana – tworzymy zawodnika, wybieramy jego kategorię wagową, tworzymy facjatę, ozdabiamy fryzurą, tatuażami, wybieramy rodzaj spodenek (i góry w przypadku kobiet), decydujemy o bazowej dyscyplinie, z której się wywodzi i możemy ruszać do boju. Sam kreator postaci nie jest może szczytowym osiągnieciem branży gier wideo, ale i tak pozwala na odrobinę szaleństwa.
Polacy w UFC radzą sobie różnie, zazwyczaj bez spektakularnych sukcesów, pomijając oczywiście Joannę Jędrzejczyk, mistrzynię wagi słomkowej, która zapewne jeszcze długo zostanie na topie swojej dywizji. Fani już wiedzą, że jej postać znajduje się w grze. Towarzyszy jej niestety tylko jeden przedstawiciel płci brzydkiej – Jan Błachowicz w kategorii półciężkiej. Za czasów KSW nazywany najlepszym półciężkim w Europie, radzi sobie w UFC dość przeciętnie. Trzymajmy kciuki, żeby na gali 10 kwietnia w Zagrzebiu dał radę Igorowi Pokrajacowi – Janek ma za sobą dwie przegrane walki, Igor trzy – kolejna przegrana dla obu może oznaczać koniec kariery w UFC.
Walka o zdobycie mistrzostwa zaczyna się w miejscu, w którym wielu topowych dziś zawodników zaczynało swoje kariery - w reality show The Ultimate Fighter, tym razem w edycji prowadzonej przez Demetriusa Johnsona i Johna Dodsona. Wygrywając program, zdobywamy pierwszych fanów, a droga do sławy i wielkiej kasy staje otworem. Przy okazji poznajemy podstawy, którymi rządzi się ten tryb, więc po wyjściu z przedszkola dla wojowników, mamy solidne podstawy do samodzielnego kontynuowania zabawy.Ta przebiega według prostego schematu – wybór przeciwnika, cykl treningowy podczas którego uważać należy na kontuzje, walka. I tak w kółko, z małym wyjątkiem. Stoczone pojedynki nagradzane są (nawet te przegrane) punktami ewolucji, które następnie możemy wydać na rozwój zawodnika. Zdobywamy nowe techniki, wzmacniamy te już znane oraz wykupujemy specjalne umiejętności zwane tu perkami. Mamy więc poczucie rozwoju zawodnika, staje się on coraz lepszy i jeśli tylko nasze umiejętności pójdą z tym w parze, może stać się gwiazdą. O ile oczywiście uda mu się do tego czasu utrzymać w ramach największej organizacji MMA na świecie. Przegrane walki powodują utratę fanów, ta zmniejsza „żywotność” naszego zawodnika i w końcu, wcześniej czy później, doprowadza do zakończenia kariery.Tu nie ma sportowej emerytury i freak fightów, tu nie ma przechodzenia do słabszych organizacji i bicia ogórów za śmieszne pieniądze. Tu następuje koniec. Takie życie wirtualnego zawodnika, więc nie ma co narzekać. Można za to podziękować, że EA nie postanowiło uraczyć nas tymi mniej ciekawymi elementami kariery jak suplementacja, kontrole antydopingowe, szukanie pieniędzy na obozy treningowe itp. Można też żałować, że nie dodano konferencji prasowych i możliwości niszczenia psychiki przeciwników ostrą gadką. Może jeszcze kiedyś się tego doczekamy.Kariera nie jest jedynym rozbudowanym trybem w UFC 2. I dobrze, bo potrafi być w swej rutynie żmudna i męcząca. Ulgę przynosi Ultimate Team. Grając w inne gry EA, zapewne się z nim spotkaliście. Tu działa na trochę innych zasadach. Zawodników (maksymalnie piątkę) podobnie jak w karierze tworzymy sobie sami i próbujemy dojść nimi na szczyt kategorii wagowych zarówno w walce z AI, jak i ludźmi za pośrednictwem sieci. Podstwową różnicą między trybem kariery a Ultimate Team, poza ilością dostępnych zawodników, jest sposób ich rozwoju. W Ultimate Team za ten aspekt odpowiedzialne są znane z innych gier karty kupowane w pakietach za walutę z gry lub kredyty EA, które można kupić za prawdziwe pieniądze.
Karty dzielą się na kilka kategorii, a każda z nich zawiera karty różnej jakości (od jednej do pięciu gwiazdek). Zatem od szczęścia lub nieszczęścia w kartach zależy, w jaki sposób będziemy mogli rozwinąć statystyki naszych zawodników, jakich zaawansowanych ciosów się nauczą, jak będą trenować do walki, a nawet jak szybko będą gotowi do kolejnych pojedynków. Karty, które możemy wylosować, dzielą się dodatkowo na te przeznaczone do określonych kategorii wagowych lub uniwersalne, ale kupując odpowiednie paczki, możemy mieć pewność, że trafimy na karty przydatne dla naszego zespołu.Dzięki stopniowemu nabywaniu nowych ruchów i specjalnych umiejętności, możemy podczas walki skupiać się na ich używaniu, a to zazwyczaj daje lepsze efekty niż korzystanie z ruchów, które mamy rozwinięte na poziomie podstawowym. Jednocześnie nie ma możliwości używania jednego, jedynego ciosu, który nasz zawodnik ma opanowany na najwyższym poziomie, bo wygrać w tym stylu nie tyle się nie da, co jest to niezwykle trudne, żmudne i zwyczajnie nieciekawe. Niemniej, możliwe jest rozwijanie zawodników w sposób, który nam się podoba, a dostępność pięciu różnych fighterów w stajni pozwala na toczenie pojedynków w różnych stylach i kategoriach wagowych.Aby przykuć mnie do pada na wiele wieczorów, gra musi sprawić, żebym czuł się nagradzany, żeby mój cenny czas poświęcony na zabawę znalazł odzwierciedlenie w tym, co widzę na ekranie po godzinnej sesji. Tu tego trochę brakuje - również w samej mechanice walki. Nie byłem początkowo w stanie odnaleźć radochy z wymiany ciosów, satysfakcji jaką daje napoczęcie przeciwnika kolanami w pozycji bocznej i szybkie wyciągnięcie balachy. Owszem, animacje ciosów wyglądają świetnie. Zawodnicy rewelacyjnie się prezentują podczas walk, spływa po nich pot, krew kapie na matę, rozcięcia widać gołym okiem a okopane niskimi kopnięciami uda robią się czerwone.Ale brakuje płynności ruchów. Każdy cios jest zamkniętą całością, a to niewiele ma wspólnego z dynamiką rzeczywistych starć w MMA. Nie tylko na najwyższym poziomie. Wyczucie, kiedy należy zablokować górę, kiedy dół, kiedy zrobić balans ciałem, kiedy unik, jest tu dość trudne, bo kompletnie nieintuicyjne. Szkoda o tyle, że jest w zasadzie niezbędne, aby wyprowadzić nokautujący cios. W przeciwnym przypadku kopnięcia, proste czy sierpy jedynie rozbijają i osłabiają przeciwnika. Szkoda też, że pod względem mechaniki UFC 2 odchodzi od rzeczywistości w sposób, który niejednego zawodnika czy trenera może przyprawić o ból głowy. Tu nie da się wyprowadzić szybkiego lewego prostego, trzymając gardę. Niskie kopnięcie powoduje, że cała głowa zostaje odsłonięta – i tak dalej. Rozumiem że jest to potrzebne dla rozgrywki, ale strasznie mnie razi.
Gdzie te wszystkie fatałaszki?
Jednym z elementów zabawy w poprzednich grach traktujących o MMA było odblokowywanie nie tylko różnych ciuchów do walki, ale też ozdabianie ich logami sponsorów – dzięki temu każdy zawodnik mógł wyglądać inaczej, a rzut oka na spodenki czy płachtę z reklamami na początku walki, dawał jakiś pogląd co do zasobności jego portfela. Tym razem trzeba o tym zapomnieć. UFC w zeszłym roku podpisało kontrakt z Reebokiem. Ten płaci zawodnikom stosunkowo niewielkie pieniądze, a w zamian ma wyłączność na ciuchy, w których zawodnicy mogą się prezentować podczas gal. Jakiekolwiek odstępstwa od dress code są karane finansowo.
Żeby jednak nie było, że potrafię jedynie krytykować, wspomnę o całkiem dobrze zrealizowanym systemie wytrzymałości. Walkę – poza szczególnymi przypadkami – zaczynamy zawodnikiem mającym zdrową głowę, ręce, tułów i nogi. Ma on też maksymalnie wypełniony pasek wytrzymałości obrazujący zmęczenie. To przez ten pasek możemy zapomnieć o naparzaniu do oporu mniej lub bardziej losowych przycisków. Każdy zawodnik jest w stanie zadać pewną ilość ciosów, po której musi zwyczajnie odpocząć. Odejść od przeciwnika, trzymać się poza jego zasięgiem lub być trochę bliżej by unikać ciosów i próbować szybkiej, krótkiej kontry. Specjalne ciosy, które odblokowujemy w trybie Ultimate Team, potrafią zadawać większe obrażenia, mając jednocześnie mniejszy koszt wytrzymałości. Warto też zauważyć, że raczej ciężko jest w UFC 2 zobaczyć solidnie obitego, krwawiącego zawodnika, który pod koniec trzeciej rundy zepnie się w sobie i zasypie przeciwnika gradem ciosów, jak potrafi na przykład Diego Sanchez.Wróćmy do zdobytych we wstępie do gry kredytów z Ultimate Team i kupowania kart UT. Przez chwilę miałem nadzieję, że cała gra i wszystkie jej tryby stworzą ekosystem, w którym zarabiać będziemy kasę, a następnie roztrwonimy ją na karty. Niestety, nie. Tryby są od siebie niezależne, a to w nowoczesnym tytule, który ma mnie przykuć do pada na wiele wieczorów, jest moim zdaniem niedopuszczalne. Dobrze chociaż, że gra choć trochę funkcjonuje w związku z wydarzeniami, które mają miejsce w prawdziwym świecie. Jak wspomniałem na początku, dostępna jest możliwość obstawiania wyników zbliżającej się gali – niestety, nie w pełnym zakresie, a jedynie w tych pojedynkach, których uczestnicy są dostępni w rozpisce gry. Z ostatniej gali z sześciu walk głównej karty mogłem obstawić trzy (wszystkie w plecy), a z sześciu pojedynków karty wstępnej, tylko jeden.Dodatkowo, jeśli obstawimy wyjątkowo celnie, a sami poprowadzimy dane walki tak, żeby uzyskać obstawiany wynik, jest możliwość otrzymania specjalnych pakietów kart luźno nawiązujących do obstawianej gali. Każda część zakładu – czyli kto, w jaki sposób i w której rundzie – jest punktowana osobno. Taka bukmacherka w ciekawy sposób zachęca do powrotu do gry po każdej gali – czyli dość często. Niestety, jest to w zasadzie jedyny warty moim zdaniem wspomnienia motyw, który spina ze sobą różne tryby.
Innym sposobem na zarabianie kredytów, który szczególnie przypadł mi do gustu, jest wykonywanie dziennych zadań. Stoczenie kilku walk, zadanie wskazanej ilości znaczących ciosów, parę obron pasa kobietą w wadzie koguciej. Ot, zwyczajne dla wielu gier „daily” i tu sprawdzają się znakomicie.UFC 2 stoi w dziwnym rozkroku między symulatorem MMA a bijatyką. Zapomina przy tym czasem, żeby być po prostu grą sprawiającą przyjemność. Znacznie lepiej patrzy się, jak ktoś walczy niż robi to samemu. Ilość kombinacji, toporność blokowania ciosów, absurdalna momentami wytrzymałość zawodników, szarpane przejścia między animacjami. To wszystko sprawia, że gra się po prostu topornie. Po stoczeniu paru pojedynków i rozegraniu kilku treningów, zaczęło być trochę lepiej, ale nadal więcej było męczenia się niż satysfakcji.Platformy: PS4, X1
Producent: EA Canada
Wydawca: Electronic Arts
Dystrybutor: EA Polska
Data premiery: 17.03.2016
PEGI: 16A szkoda, bo gdyby postawiono na filozofię „easy to learn, hard to master”, mogłoby być znacznie fajniej. Niestety, pod tym względem gra jest bardzo realistyczna. MMA nie jest sportem łatwym. Jest żmudne, męczące, wymaga powtarzania tego samego tysiące razy. Wymaga samozaparcia i samodyscypliny. Rozumiem to w przypadku sportu, trochę mniej w przypadku gry. Fani MMA – a w szczególności UFC – będą mieli z EA UFC 2 wiele radości przez kolejny rok, o ile nie odbiją się od początkowej nieprzystępności. Możliwość wcielenia się w Jędrzejczyk czy Błachowicza, dla wielu będzie zapewne wystarczającym powodem do zakupu. Ja bym się jednak poważnie zastanowił przed zakupem premierowym. No chyba, że macie już doświadczenie z poprzednią częścią i w wirtualnym oktagonie czujecie się jak ryba w wodzie.Więcej o naszym systemie ocen.Grę do recenzji udostępnił dystrybutor. Testowaliśmy wersję na PS4. Screeny pochodzą od redakcji.