EA Sports przeprasza za NBA Live 14
Autorzy kiepskiej gry nie chowają głowy w piasek.
25.11.2013 | aktual.: 05.01.2016 15:51
NBA Live nie widzieliśmy na parkietach od 2009 roku. Powrót serii na konsolach nowej generacji miał więc być wielkim wydarzeniem dla fanów koszykówki. Nie wyszło. Kilka recenzji ze słabymi notami nie oddaje obrazu sytuacji - trudno w tej chwili znaleźć obrońców tej gry. I EA Sports wie, że krytycy mają rację.
Na blogu gry przeprosiny wystosował Sean O'Brien - jej producent. Zapowiada w nich daleko idące zmiany, mające naprawić najczęściej wypominane niedociągnięcia. Prace trwają między innymi nad lepszym wprowadzaniem gracza w tajniki mechaniki, by wyeliminować frustrację płynącą z metody prób i błędów. Autorzy chcą nas uczyć swojej gry za pośrednictwem streamów na Twitchu, co brzmi dość kuriozalnie jeśli mamy w pamięci, że wydaliśmy na nią dużo pieniędzy, a teraz będziemy musieli uczęszczać na lekcję wirtualnej koszykówki od EA Sports. O'Brien obiecuje też znaczną poprawę jakości grafiki i animacji. Ponoć autentyczność rozgrywki miała wyższy priorytet niż oprawa, choć czytając opinie innych mam wątpliwości czy także ten pierwszy element nie potrzebuje drastycznych przeróbek.
Najważniejsze pojawia się jednak pod koniec wpisu, choć trzeba czytać między wierszami. O'Brien zdradza coś, co nie jest żadną tajemnicą - że gra koszykarska musi wystartować razem z sezonem NBA, by mieć jakiekolwiek szanse:
Od początku zależało nam na tym, by liczyć się w trakcie bieżącego sezonu i rozwijać wasze doświadczenia płynące z naszej gry Pamiętacie zapewne, że regularnie narzekałem na Polygamii na brak rzeczowych materiałów z rozgrywki. Teraz wiemy, że EA Sports po prostu nie miało się czym chwalić. Premiery takiej gry nie da się przełożyć - chyba, że o rok - do startu kolejnego sezonu. To nie wchodziło w tym przypadku w grę, bo wtedy już absolutnie nikt nie pokładałby w autorów wiary. Stąd do sklepów trafił kiepski produkt, który teraz będzie naprędce łatany za pieniądze tych, którzy uwierzyli w obietnice. Czujcie się ostrzeżeni.
[źródło: EA Sports]
Maciej Kowalik