EA Play4Free, czyli jak spróbować Battlefielda, Need For Speed i Command & Conquer za darmo
Darmowe gry kojarzą się zazwyczaj z produkcjami na przeglądarkę, we flashu albo dłubanymi w domu przez pasjonatów prostymi gierkami. Tymczasem ten rynek rośnie i powstają coraz bardziej skomplikowane produkcje. Nie ma się co więc dziwić, że biorą się do nich także tacy giganci jak Electronic Arts. Żeby przyjrzeć się tym grom, wybrałem się do Sztokholmu, do studia Easy, odpowiedzialnego za kilka tytułów z usługi Play4Free - miałem okazję pograć i porozmawiać z twórcami. Przekonałem się też, jak wygląda jedna z dwóch planowanych odsłon serii Command & Conquer - Tiberium Alliances.
28.02.2012 | aktual.: 15.01.2016 15:42
Przyznajcie, nie wiedzieliście, że Need for Speed i Battlefield mają swoje darmowe odpowiedniki? Ten drugi nawet dwa. Zdaję sobie sprawę, że jeśli ktoś z Was dziś po południu oderwał się od meczu w Battlefield 3, albo wykręcił kolejny czas w Shift 2 czy The Run, to na darmowe produkcje spojrzy z pobłażaniem. Jednak te gry mają nieco inną rolę...
Każdy jest graczem (ale nie każdy o tym wie) Jak dowiedziałem się w rozmowie z Davidem Nordbergiem, szefem oddziału Play4Free, teoretycznie każdy może zainteresować się grami - przeszkadzają mu w tym dwie bariery: pieniądze i czas. Według statystyk usługi zapewnia to dopływ nowych graczy, którzy nie zaryzykowaliby wydania niemałej sumy na grę - aktualnie z usługi korzysta 25 milionów użytkowników. Powodem tego jest m.in. konstrukcja gier z oferty Play4Free - bardzo łatwo zacząć grać, jednak osiągnięcie mistrzostwa będzie wymagało nieco czasu i umiejętności. Niekoniecznie pieniędzy - często myśli się, że zasobny portfel pozwala łatwiej wygrywać w darmowych grach. Jak mówi Nordberg - zapłacić można za oszczędzenie czasu i zrezygnowanie z częstego powtarzania pewnych czynności. Jednak osoba, która gra dużo, jest w stanie osiągnąć ten sam wynik - można bawić się grami Play4Free, nie płacąc nic. Wbrew pozorom i tacy gracze są cenni - często pełnią ważną funkcję w społeczności i promują grę, bo po prostu ją lubią i jest darmowa.
Innym mitem, który Nordberg rozwiał, jest pomysł, że darmowe gry wyprą w końcu produkcje płatne. Producent podkreśla, że nie - mają bowiem różne funkcje. Darmowy Battlefield może służyć jako miły przerywnik w pracy albo na wyjeździe, gdy masz ze sobą tylko laptopa. Co nie zmienia faktu, że w domu na kanapie odpalasz Battlefielda 3. Nie oznacza to jednak, że gry darmowe są gorszymi wersjami tych „dużych” - wykorzystanie znanych marek sprawia, że są rozpoznawalne i łatwiej im zdobyć popularność, ale i oczekiwania graczy są większe.
Jak mówił Nordberg, obecna oferta Play4Free to nie koniec, a obok takich atrakcji jak wprowadzenie wspólnej waluty dla wszystkich gier, czeka nas w tym roku jeszcze kilka zaskoczeń związanych ze znanymi markami.
Tyle teorii, a w co właściwie można zagrać? Część z tych gier znacie już zapewne dobrze - są dostępne w sieci od dłuższego czasu - EA jednak od jakiegoś czasu czyni starania, by skonsolidować i promować usługę jako całość.
Fani poważnych wersji Battlefielda mogą przetrzeć oczy ze zdumienia, widząc kolorowe ludziki o kwadratowych szczękach, strzelające do siebie na polu bitwy. „Battlefield Heroes” podchodzi do wojny niepoważnie - tu można ostrzeliwać wroga, siedząc na skrzydle samolotu, odrzucić czołg za pomocą supermocy czy na chwilę zniknąć. Rozgrywka mogłaby być bardziej dynamiczna, jeśli na większej mapie nie dorwiecie się do pojazdu, to czeka was dłuuugi bieg. Trochę kłuje w oczy ucharakteryzowanie armii Nationals na zabawnych Nazistów (jednak bez stawiania kropki nad i, swastyki nie uświadczycie).
Pieniądze wydaje się głównie na coraz to dziwaczniejsze kostiumy dla herosów - możliwości zmiany ich wyglądu są naprawdę oszałamiające. Jednak możemy też kupić uzbrojenie wpływające na balans rozgrywki. Choć w sumie nie przeszkodziło mi to w spędzeniu kiedyś kilku miesięcy z tą grą.
Battlefield Play4Free jest przeglądarkową przeróbką Battlefielda 2. Gra powstała na zmodyfikowanym silniku tej gry, ma też mapy z niej. Ale została wzbogacona o parę dodatków z innych odsłon serii (np. Bad Company 2). Nie zabrakło też dodatku z Battlefield Heroes - każdego żołnierza można nie tylko uzbroić, ale i ubrać według własnych preferencji - to opcja oczywiście dla tych, którzy mają sporo czasu albo trochę pieniędzy. Również broń da się dostosować do potrzeb klasy, którą gramy - modyfikacje także możemy nabyć za pieniądze, dzięki temu zyskamy lepszy oręż. Klasy zostały zapożyczone z Bad Company 2: szturmowiec, medyk, inżynier i zwiadowca. Nie zabrakło oczywiście znanych z serii pojazdów i możliwości walki do 32 graczy jednocześnie.
Taki miks różnych elementów niekoniecznie przyciągnie najbardziej zagorzałych fanów serii, ale dla wielu może być okazją, by spróbować, jak to jest na Polu bitwy.
BattleForge to połączenie gry karcianej ze strategią czasu rzeczywistego, które jest przeznaczone dla wielu graczy, choć oczywiście da się i pograć samemu. Gracz wciela się w rolę Skylorda, wybrańca, który kieruje jedną z armii przyporządkowaną do żywiołów. Jednostki przyzywane są za pomocą kart, jednak walki wyglądają jak w rasowym RTS-ie, zwłaszcza wielkie wrażenie robi ich wygląd i rozmiary. Nie ma tu rozbudowy bazy, więc gracz zmuszony jest do dynamicznego działania, popartego jednak wcześniejszym przygotowaniem talii. Trochę kart i punktów na nie dostajemy na starcie, więcej można wykupić. Oprócz zakupów kart za pieniądze możliwa jest wymiana lub odsprzedaż miedzy graczami. Czasem zdarza się też jakąś wygrać, jednak twórcy zapewniali, że zestaw podstawowy też wystarczy do zabawy - choć jak wiadomo, apetyt rośnie w miarę jedzenia.
Warto dodać, że za BattleForge odpowiedzialny jest m.in. Volker Wertich, który pracował przy dwóch częściach The Settlers i serii Spellforce.
Tytuł Lord of Ultima słusznie Wam się kojarzy, bowiem gra jest kontynuacją popularnego kiedyś MMO Ultima Online - chociaż sama jest przeglądarkową strategią. Zadanie gracza polega na stworzeniu jak najpotężniejszego imperium, a droga do tego jest dość typowa dla strategii: budowanie budynków, wydobywanie surowców, szkolenie armii, inwestowanie w uzbrojenie - nie dajcie się zmylić faktem, że LoU to gra przeglądarkowa - jest całkiem skomplikowaną strategią. Kluczem do wygranej są jednak sojusze między graczami. Tak czy inaczej, dla samotników również znajdą się questy, które wyznaczą cele i pozwolą zdobyć nagrody.
Za pieniądze można kupić diamenty, które wymienimy na dodatkowe surowce i artefakty. Oczywiście da się je też zdobyć w trakcie normalnej rozgrywki.
Czy ktoś nie zna serii Need For Speed - ręka do góry? Nie widzę, i nic dziwnego, bowiem ta gra wyścigowa doczekała się mnóstwa części i wersji - wersja online jest naturalnym krokiem. Jeśli jesteście fanami serii, to w grze znajdziecie połączone miasta znane z gier Need for Speed: Carbon i Need for Speed: Most Wanted (obszary Ameryki Północnej). Dostępne tryby też wydają się znajome: wyścig na okrążenia, przejazd z punktu A do B, drużynowa ucieczka i pościg, w którym gracz umyka przed policją. Gra robi bardzo dobre wrażenie graficznie - ma zresztą pobieranego na dysk klienta. Mamy do wyboru niemal setkę samochodów, niektóre w kilku wariantach, a możliwy jest także tuning - zarówno osiągów, jak i wizualny.
NFSW wprowadził też do świata mikrotransakcji nieco większe zakupy - pisaliśmy niegdyś o samochodzie za 100 dolarów. Jak zdradził David Nordberg - całkiem nieźle się sprzedawał. Kwestia samochodów jest zresztą kontrowersyjna - można je kupować za pieniądze, niektóre są dostępne tylko w ten sposób. Tym, którzy preferują zakupy za uzbierane punkty, pozostaje pocieszać się, że umiejętności się nie kupi.
Natomiast nowością w Play4Free, którą przedstawiono mi przy okazji tej wizyty, jest...
Command & Conquer: Tiberium Alliances Nie miałem okazji grać, jednak poobserwowałem rozgrywkę z perspektywy jedynej dostępnej na razie strony konfliktu - GDI.
Dla niektórych herezją jest, że popularna seria strategii czasu rzeczywistego doczekała się wersji przeglądarkowej. Jednak skoro trwają prace nad pełnoprawną C&C Generals 2, to nie widzę problemu.
Command & Conquer: Tiberium Alliances ma realizować ideę tzw. seamless gaming, czyli płynnego przenoszenia się z graniem z platformy na platformę. Gramy na pececie, a wracając do domu, sprawdzamy stan gry na telefonie czy konsoli przenośnej - dzięki wykorzystaniu HTML5 wystarczy dowolna przeglądarka go obsługująca.
W przeciwieństwie do znanych Wam być może przeglądarkowych strategii, cykl gry został tak pomyślany, by nie trzeba było się zrywać w środku nocy. W tym celu ustanowiono np. limit ataków. Zdaniem producentów minimalne zaangażowanie, jakie trzeba poświęcić armii, to 3 razy dziennie po 20 minut. Starali się jednocześnie zrobić grę skomplikowaną, która pozwoli wsiąknąć fanom serii C&C - jak na razie chwalą się dobrymi opiniami graczy na temat wersji beta.
Rozgrywka odbywa się na trzech poziomach - zarządzanie mapą, gdzie umieszczamy własne bazy, decydujemy o wsparciu kolegów oraz atakujemy neutralne obozy zarządzane przez sztuczną inteligencję. W ten sposób zdobywamy research points, które pozwalają nam rozwijać technologię wojenną - nie da się więc unikać walki, jest ona kluczem do ekspansji.
Zarządzanie bazą to w dużej mierze puzzle i kombinowanie z budynkami na mapie opartej o heksy. Należy rozmieszczać je tak, by wspierały się wzajemnie i maksymalizowały wydobycie tiberium, za które kupujemy budynki oraz kryształów na jednostki. Bazę można przebudowywać w razie potrzeby, dostosowując ją do bieżącego kierunku naszej ekonomii. Od niej zależy ilość wojsk (command points), jakie możemy wystawić w bitwach.
Trzeci poziom to ataki i obrona bazy. W założeniu również przypomina to puzzle - przed atakiem ustawiamy nasze jednostki w czterech falach, które co dziesięć sekund ruszać będą w górę mapy, w kierunku umocnień i jednostek wroga. Obrońcy mogą poruszać się tylko w lewo i w prawo, atakujący prą do przodu. Po starcie bitwy nie mamy już wpływu na nasze wojska. Niszczenie jednostek odbywa się na starej zasadzie kamień-papier-nożyce, więc warto najpierw przemyśleć, czy przodem pójdzie piechota, pojazdy czy lotnictwo.
Na szczęście nie traci się pokonanej bazy - da się ją naprawić. Jednak terytorium i progres to dotkliwa strata - twórcy jednak liczą, że zachęci ona gracza do odbudowy i przemyślenia strategii. Nie miałby takiej szansy, gdyby jego baza została zmieciona z powierzchni ziemi.
Jest jeszcze czwarty poziom, czyli tytułowe sojusze, które będą kluczem do sukcesu gry. Gdy zaczyna się rozgrywka, gracze są rozłożeni na obwodzie dużego okręgu. W miarę ekspansji i podbijania neutralnego terenu będą się poruszać do jego wnętrza, napotykając innych. Ponieważ komputer nie atakuje, a tylko się broni, gracz ma czas na oswojenie się z rozgrywką, zanim przyjdzie mu wziąć udział w poważnych walkach.
Twórcy z Phenomic starają się jak najbardziej usprawnić komunikację między graczami. Nie zabrakło umieszczonych w grze forów dyskusyjnych, zarówno dla naszego sojuszu jak i naszych tymczasowych aliantów, powtórek z bitew, czatu czy znanego z sieci społecznościowych systemu notyfikacji o ważnych wydarzeniach i komentowania ich.
Kwestia mikropłatności nie została jeszcze ustalona - gra jest na etapie zamkniętej wersji beta. Na pewno będą to jakieś sposoby na oszczędzenie czasu.
Jeśli zostanie dobrze wykonane, Command & Conquer: Tiberium Alliances ma szansę się stać całkiem przyjemną grą strategiczną. Ci z Was, którzy załapali się na betę, mogą się już o tym przekonać. Na pewno najlepiej będzie się w nią grało z grupką znajomych, tworzących tytułowy sojusz. Być może dla wielu weteranów serii będzie to miła okazja do powrotu do świata GDI i NOD - nie tak wymagająca, jak nadchodzące C&C: Generals 2, ale też oferująca możliwość grania w miejscach, gdzie na pełnoprawną grę nie ma co liczyć. Zwłaszcza jeśli sprawdzą się założenia twórców i w przeglądarkowe C&C będzie można grać na rozmaitych urządzeniach.
W gry Play4Free zagracie pod adresem play4free.com Paweł Kamiński