EA doszło do wniosku, że duże FPS‑y jednak potrzebują kampanii dla jednego gracza
Spokojnie możemy więc spodziewać się takiej w zapowiedzianym na przyszły rok Star Wars: Battlefront 2.
Wiceprezes EA - Patrick Söderlund - został w trakcie spotkania z inwestorami zmuszony do udowodnienia, że jego firma wyciąga wnioski z efektów swoich działań. W niewygodnej sytuacji postawił go Michael Pachter, który był ciekawy, jak EA zamierza polepszyć jakość swoich gier oraz proces ich produkcji. Pachter stwierdził, że wydawca zawalił sprawę z NBA, prawdopodobnie pogrzebał markę Medal of Honor, a Battlefront nie zebrał bardzo wysokich not.
Jeśli idzie o NBA, to wiemy już, że w tym roku gry nie będzie. Nowa edycja pojawi się na początku 2017, czyli dużo po starcie sezonu, co nie wróży rekordowych zarobków. O Medal of Honor faktycznie nic nie słychać. W 2013 roku marka oficjalnie została wyłączona z rotacji strzelanek wydawanych przez EA, po rozczarowujących próbach wskrzeszenia jej z akcją w czasach współczesnych. Odpowiadającego za te próby studia Danger Close też już nie ma, jest za to DICE Los Angeles.
Jeśli idzie o Star Wars Battlefront, to sprawa jest ciekawa. EA nie może przecież narzekać na sprzedaż gry. Pod koniec ubiegłego roku firma zwiększyła nawet prognozy sprzedażowe z 9 do 13 milionów sztuk, a niedawno poinformowała, że do sklepów trafiło 14 milionów pudełek z Battlefrontem. Ale średnia ocen na Metacritic jest jaka jest.
Patrick Söderlund nie jest z niej zadowolony i zamierza temu zaradzić. Popularnym zarzutem był brak fabularnej kampanii. Winowajca takiej sytuacji mógł być tylko jeden.
Dodał też, że strzelaniny to wciąż gatunek, w którym tytuły z ambicją zdobywania najwyższych laurów muszą oferować kampanię dla pojedynczego gracza i tryby sieciowe. Ma rację? Krytyka braków Battlefronta pokazuje, że chyba tak. Przynajmniej w kontekście wydawcy pokroju EA, który chce sprzedawać dziesiątki milionów gier. Z drugiej strony taki Blizzard zdaje się tym nie przejmować w Overwatchu, a Cliff Bleszinski jasno daje do zrozumienia, że kampania w FPS to strata pieniędzy. Za kilka dni zrecenzuję nowego Dooma, który jest z kolei dowodem na to, że samotna zabawa w strzelaninie wcale nie umarła.
Po prostu, jeśli coś robić, to robić to dobrze i z przekonaniem. A Battlefront był wymuszonym kompromisem i grą nie do końca w stylu DICE. Pół roku temu Blake Jorgensen tłumaczył, że tym razem chodziło o przystępność, a nie głębię rozgrywki, której mogli spodziewać się hardkorowi fani studia:
Pytanie, na ile ta filozofia będzie przyświecać sequelowi. Jeśli miałbym strzelać, to obstawiam, że nic się nie zmieni. To znaczy, tym razem dostaniemy już na pewno porządną kampanię fabularną, ale Battlefront dalej nie będzie Battlefieldem. Przy czym, biorąc pod uwagę, że za kilka miesięcy zagramy w Battlefield 1 i Titanfall 2 - tytuły, które na pewno pożyją długo - będzie to mniejszym problemem.
[źródło: DualShockers]
Maciej Kowalik