E3: Lords of the Fallen - tu się umiera, tu się kombinuje - widzieliśmy rozgrywkę

E3: Lords of the Fallen - tu się umiera, tu się kombinuje - widzieliśmy rozgrywkę

E3: Lords of the Fallen - tu się umiera, tu się kombinuje - widzieliśmy rozgrywkę
marcindmjqtx
12.06.2013 13:50, aktualizacja: 07.01.2016 15:45

CI Games wreszcie pokazało światu swoje nadchodzące action RPG. Tomasz Gop, producent, stwierdził otwarcie, że nie boi się porównań do Dark Souls, bo wie, że gra jego studia ma swoje unikalne cechy. Istotnie, dało się je zauważyć.

Forma prezentacji: ponad półgodzinny pokaz rozgrywki na żywo oraz krótka sesja pytań i odpowiedzi z twórcami.

Taktyka, wyczucie momentu, nauka. Te trzy słowa powtarzały się przez całą prezentację. Lords of the Fallen systemem walki stoi - niezależnie, czy gracz wcieli się w zwinnego łotrzyka robiącego szybkie uniki, w kleryka z ciężkim młotem, czy w wojownika w grubej zbroi. Walka wymaga skupienia. Już pierwszy przeciwnik, Rhogar, choć jest tylko podstawowym żołdakiem, onieśmiela rozmiarem. Jeden jego cios może zmiażdżyć gracza, zwłaszcza jeśli wybierze się słabiej opancerzoną klasę. Trzeba go zajść z boku, od tyłu i zaatakować szybko, zanim zdąży oddać. Przynajmniej łotrzykiem. Wojownik czy kleryk to już inne podejście.

Podobnie jest z bossem - wielkim rycerzem z półzastygłej magmy, któremu przez najeżoną kolcami zbroję płytową przebłyskuje płynny ogień. Trzeba odczekać, zaobserwować jak się porusza, kiedy atakuje, ile ciosów zadaje, kiedy wali z rozmachu w ziemię i kiedy można zadać cios jemu. Kleryk będzie potrzebował więcej czasu, by wziąć zamach potężnym młociszczem. Jeśli się przeliczy, odbije się od tarczy. Łotrzykowi wystarczą sekundy, ale jak spudłuje - zginie. Taktyczne podejście nie oznacza tylko czajenia się i czekania - zdaniem Gopa taktyczne są także Starcraft 2 czy Tekken, gdzie trzeba działać szybko i z rozmysłem. Dlatego wyegzekwowanie planu ataku to równie ważna część każdego pojedynku. Trzeba jednak uważać - wróg nie zachowuje się cały czas tak samo. Gdy zostanie poraniony, zmieni się - straci część zbroi, jego ostrze zacznie płonąć. Zmienią się też jego ataki, więc znów trzeba szybko ocenić sytuację, zaplanować działanie i sprawnie je wprowadzić w życie. Warto uczyć się na błędach.

Lords of the Fallen

Życie gracza mogą ułatwić aktywne umiejętności. Powiedzieć, że każda klasa ma jedną, to duże uproszczenie, bowiem klasy w Lords of the Fallen to tylko pewna sugestia na start i inny komplet sprzętu. Potem wszystko zależy od gracza. Nic nie stoi na przeszkodzie, by rozwijając swoją wersję Harkyna czerpać po trochu ze wszystkich trzech drzewek rozwoju - jednak wtedy postać będzie do wszystkiego i do niczego. Warto inwestować punkty w umiejętność, która najbardziej odpowiada naszemu stylowi walki. Można znikać na chwilę jak łotrzyk i zadawać krytyczne obrażenia pojawiając się - smaczek polega na tym, że obrażenia są tym większe, im krócej było się ukrytym. Można zdecydować się na szał wojownika - potężne ataki, ale okupione brakiem obrony. Można wezwać wsparcie jako kleryk - duchowy pomocnik odciągnie wrogów, ale rzucanie tego czaru trochę trwa i byle muśnięcie mieczem wroga przerywa ten proces. Dość powiedzieć, że Tomasz Gop został tu pokonany przez własną grę - przeciwnicy atakowali tak zajadle, że nie udało się tej umiejętności użyć. Straconą energię można odzyskać zadając obrażenia bronią klasową - kolejna rzecz, która przemawia za specjalizacją i przemyśleniem rozwoju postaci.

Myślenie przydaje się zresztą ciągle - warto mieć oczy dookoła głowy, bo choć pokazywano nam niewielki fragment gry w klasztorze, to i tak Gop co chwilę podkreślał, że gdzieś jeszcze można wejść, gdzieś jest dodatkowa ścieżka, gdzieś da się skręcić, ta wieża ma podziemia, na tamten gzyms da się wskoczyć, coś da się przegapić. Można czasem nawet ominąć wrogów, chodzić łatwiejszymi lub trudniejszymi ścieżkami, ale te łatwiejsze... trudniej znaleźć. Wisienką na torcie dla wszelkich szperaczy-poszukiwaczy są sekretne miejsca. Twórcy preferują wieloetapowe podejście do nich. Są i proste: „Zauważ, wejdź i znajdź”, ale twórcy z entuzjazmem opowiadali o tych bardziej skomplikowanych: użyj przedmiotu znalezionego na uboczu na statui odpowiadającej twojej klasie, wezwij bossa (zwanego tu Lordem), a ten zauważy magię emanującą z figury i z furią ją zaatakuje - tylko w ten sposób uda się zdobyć ukrytą w środku broń. Jedną z trzech możliwych do znalezienia w tej sytuacji. Twórcy nie boją się umieszczania w grze zawartości, którą da się przegapić. Tomasz Gop spytany o to, czy nie boi się, że część graczy nie zobaczy tych ukrytych miejsc i przejść, że praca twórców się zmarnuje - czego oni nie lubią - odparł, że przynajmniej gracze to lubią. Część z nich lubi szperać, zwiedzać, przechodzić wiele razy i to będzie w Lords of the Fallen docenione.

Lords of the Fallen

Zresztą po tym świecie chce się łazić. Trzeba przyznać, że jak na grę o mrocznej tematyce, Lords of the Fallen ma całkiem żywą paletę kolorów. Wnętrze klasztoru nieco przypominało mi Diablo 3, z kładącym się na posadzce błękitnym i czerwonym światłem z witraży. Wyjście na zewnątrz robi wrażenie: oślepia słońce świecące między górskimi szczytami w oddali, płatki śniegu wirują dookoła, proporce łopocą na wietrze. Można się zapomnieć i nie zauważyć, że znienacka rzuci się na gracza szybki Rhogar Vanguard albo ostrzela go z kuszy Rhogar Hunter. Albo obaj naraz. Można się też zapatrzeć na widoki w oddali i nie zauważyć, że z bliska nie wszystkie tekstury wyglądają tak pięknie. Lords of the Fallen jest bardzo ładne, ale nie czuć w nim mocy nowych konsol - mam nadzieję, że „jeszcze” nie czuć.

Chce się łazić jeszcze z jednego powodu - by lepiej ten świat poznać . Odnaleźć ukryte tu i ówdzie fragmenty historii. Jeśli bierne poznawanie fabuły Wam nie wystarczy, w Lords of the Fallen, mimo że jest to raczej action RPG, pojawią się dialogi, niewielkie wybory w ich obrębie oraz towarzysze. Twórcy preferują raczej scenki na silniku gry i dają graczowi prowadzić dialogi - momenty, gdy odbierają mu kontrolę i prezentują filmik, chcą ograniczyć do minimum. Co i rusz podkreślali, że rozgrywka to dla nich oś gry.

Lords of the Fallen

Na razie za wcześnie na oceny, ale po pierwszej prezentacji nowa gra CI Games wygląda bardzo obiecująco. Odium „klona Dark Souls” pewnie będzie wisieć nad Lords of the Fallen, jednak nie zamykałbym gry w tej szufladce. Widać, że twórcy wiedzą, czego chcą. Sami są graczami, swoje już przeszli i mają świadomość, co im się podobało w ich ulubionych tytułach. Wyciągają to, przerabiają, poprawiają, dodają coś od siebie i składają w nową rzecz. Nie starają się, by była dla każdego, chcą by była dla nich i im podobnych. Mam nadzieję, że Lords of the Fallen będzie właśnie taką sprawnie działającą całością - ale przekonam się o tym za rok.

Paweł Kamiński

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)