E3: Dziennik Podróżnika - przygotowania
Targi E3, najważniejsza impreza świata gier w roku, to nie tylko zwiastuny, galerie, zapowiedzi i konferencje. Dla dziennikarzy to także mnóstwo, mnóstwo pracy. Jeśli chcielibyście zajrzeć "za kurtynę" i dowiedzieć się, co dzieje się poza oficjalnym przedstawieniem - hej, zajrzyjcie tutaj.
Dziennik Podróżnika to mój nie-do-końca-autorski pomysł (natchnął mnie Konrad Hildebrand swoimi gamescomowymi notatkami) na pokazanie targów "od kuchni". Rzecz jasna wszystkiego nie uda mi się opisać, niemniej tak czy inaczej jest to coś dodatkowego, więcej niż same wrażenia z konferencji czy zapowiedzi kolejnych hitów (tych oczywiście, spokojnie, będzie multum). Zaczynam już dzisiaj, choć ciągle siedzę jeszcze w Warszawie, bo:
a) przygotowania to też rzecz warta uwagi,
b) chciałbym usłyszeć od Was czy jest coś, o czym chcielibyście się szczególnie dowiedzieć - komentarze czekają,
c) buduję hype (yay!).
Przechodząc do meritum - przygotowania. Zaczynają się już w momencie, w którym trzeba pomyśleć o przelocie i noclegach, czyli, na dobrą sprawę, parę miesięcy wcześniej. W tym roku chyba, przyznamy się, wzięliśmy się za to trochę za późno, efektem czego Piotrek Gnyp leci przez Dallas, a ja przez Nowy Jork. Będziemy się starali nie zgubić.
Potem zostaje jeszcze rejestracja na targi i radość z maila zatytułowanego "Your E3 Expo 2011 Media Registration Has Been Qualified", i... Wtedy tak naprawdę dopiero się zaczyna. Kalendarz powoli zapełnia się kolejnymi pokazami i konferencjami, na które skrzętnie trzeba się zapisywać, a my zastanawiamy się, jak to wszystko ze sobą pogodzimy.
Szczerze? Nie pogodzimy. Jestem pewien, że nasz misternie budowany plan rozleci się pierwszego dnia. Nie, żebym był pesymistą - raczej realistą. Tak po prostu jest. Ale przygotować się trzeba, wiadomo, bo bez tego byłoby jeszcze gorzej. Godzę się z myślą, że nie zobaczę wszystkiego, bo wiem, że się nie da. Ważne, żeby tym, co mnie ominie, była jakaś nieznacząca gra na Wii, a nie nowe Call of Duty. To byłaby wtopa.
Ustalenie kalendarza to nadal nie koniec przygotowań: mnóstwo jest jeszcze kwestii pobocznych. A to trzeba się ubezpieczyć (USA to już, cóż, nie Unia Europejska), a to kupić dolary (jak to brzmi w ogóle...), a to spakować (ile par skarpetek powinienem wziąć?), a to przygotować kamerę i sprzęt. Czytaj: zająć się całą masą pierdół, które, owszem, są pierdołami, ale ważnymi - naprawdę nie mam ochoty wylądować w Los Angeles bez szczoteczki do zębów, której zabranie ze sobą w ostatniej chwili wyleci mi z głowy.
Przygotowania są tym trudniejsze, że reszta redakcji też wrze: kto będzie kiedy na stronie, kto zajmie się którą konferencją, kto tym, kto tamtym. Trochę żal, gdy pomyślę, że tym razem jestem z takich ustaleń wyłączony. Cóż, wybrałem pracę w centrum huraganu. Ale E3, hej, jaram się przecież.
Dziennik Podróżnika wróci po weekendzie, gdy już wyląduję w Los Angeles. Przypomnę jeszcze na koniec: koniecznie dajcie znać czy są jakieś rzeczy zza kulis, o których chcielibyście usłyszeć, a ja postaram się je tu naświetlić.
Tymczasem idę myśleć, czego jeszcze nie spakowałem.
Tomasz Kutera