E3: Dziennik Podróżnika - dolecieliśmy!
Dzisiejszy Dziennik będzie raczej krótki, choć powód jego napisania był baaardzo długi.
Powód, czytaj: podróż. Nie wiem kto wymyślił, żeby Los Angeles lokować na końcu świata, ale to nie był dobry pomysł. Przynajmniej mnie się nie podoba.
Jeśli nigdy wcześniej nie podróżowaliście tak daleko - nie, to nie jest nic fajnego. Zwłaszcza, gdy ma się dwie przesiadki, jedną w Londynie, a drugą w Nowym Jorku. Moja dziewczyna na przykład mówiła, że zazdrości mi trochę tych lotów, bo ona lubi samoloty oraz latać nimi, a nigdy za Atlantykiem jeszcze nie była. Moja droga, jeśli to czytasz (a także wszyscy Ci, którzy uważają tak samo): naprawdę nie ma czego zazdrościć. Było nudno, długo i niewygodnie (no, może jak się lata pierwszą klasą to tak nie jest, daj Boże, żebym się kiedyś przekonał). I nawet na start i lądowanie sobie nie popatrzyłem, bo dwa razy dostałem miejsce w samym środku. Czad, zwłaszcza, gdy się chcę wyjść do łazienki, a wszyscy wokół śpią.
A jakby jeszcze długich lotów było mało, to Amerykanie przywitali mnie nie chlebem i solą (względnie hamburgerami i ketchupem), ale OGROMNĄ kolejką do odprawy celnej. I pozostawali głusi na argumenty pod tytułem "mam następny lot za dwie godziny" (nie byłem sam, żeby nie było, znalazła się jeszcze dwójka dziennikarzy z Francji, też na E3). Ostatecznie faktycznie uruchomili jakieś dodatkowe okienka, ale i tak na lot do LA zdążyłem ledwo-ledwo.
No, ale bez przesady, nie chodzi o to, że tylko narzekam - jesteśmy, dotarliśmy, żyjemy. Teraz idziemy spać i jutro wrócimy z większą ilością konkretów. I Dziennik Podróżnika też już skręci w tematy growe, spokojnie.
A zdjęcia jakieś też jutro, bo na razie jestem wyczerpany i naprawdę nie mam siły ich już zgrywać. Ostatecznie mój dzień zaczął się, wedle czasu polskiego, o 4:45 w niedzielę. Dobranoc, do jutra.
z Los Angeles: Tomasz Kutera