E3 2012: dzień jest tylko jeden, konferencje - aż cztery. Miasto Aniołów wita Cię chmurami

E3 2012: dzień jest tylko jeden, konferencje - aż cztery. Miasto Aniołów wita Cię chmurami

E3 2012: dzień jest tylko jeden, konferencje - aż cztery. Miasto Aniołów wita Cię chmurami
marcindmjqtx
05.06.2012 11:09, aktualizacja: 15.01.2016 15:42

Dzień przed rozpoczęciem targów E3, gdy tradycyjnie odbywają się konferencje największych wydawców, to aż cztery wielkie imprezy w ciągu kilkunastu godzin. Czasami ciężko jest nadążyć, gdy śledzi się je przez sieć. A jak to wygląda z punktu widzenia dziennikarza znajdującego się na miejscu?

Pobudka? O 3 nad ranem, choć wcale tego nie planowałeś. Cóż, nie planowałeś też zaśnięcia o 21. To wyszło jakoś samo, gdy organizm po całym dniu - tym jednym wolnym, który przeznaczyłeś na zobaczenie oceanu albo, broń Panie Boże, Hollywood, stwierdził, że właśnie spędził na nogach całą noc i domaga się snu. Obudził się, posłusznie, o 11. W końcu już późno. Jego zdaniem.

Chwilę zajmie, zanim przetłumaczysz mu, że się myli. Jet-lag nie jest może ogromnym problemem, gdy leci się na zachód, zwłaszcza, jeśli ląduje się wieczorem, ale i tak przez co najmniej parę dni człowiek czuje się dziwnie. Gdy w końcu wstaniesz o tej 7 rano (po drodze budząc się jeszcze na kilka minut o 5:20 i 6:10), przez co najmniej godzinę nie będziesz się mógł pozbyć wrażenia, że jest już popołudnie.

Sytuację uratowałoby pewnie poranne słońce - nic w końcu nie budzi tak, jak jego promyki. O tym jednak zapomnij. Jest początek czerwca, co oznacza "june gloom". Taksówkarz wiozący Cię na pierwszą z konferencji - Microsoftu, w Galen Center, 3400 South Figueroa Street - wytłumaczy Ci, że o tej porze roku niebo nad Los Angeles zawsze jest zachmurzone. Tak ma i już. Ale padać nie będzie na pewno, a około 12 się przejaśni, doda. Zaczniesz się zastanawiać, ile z tych "chmur" to po prostu zanieczyszczenia.

--- Microsoft Microsoft zaczął z wysokiego C, bo pokazał i Halo 4 - które co prawda w ogóle mnie nie ekscytuje, ale doceniam, jak wielką jest marką - i nowego Splinter Cella. Choć ten nie wygląda jak "powrót do korzeni", o którym marzyłem, a raczej jak logiczna kontynuacja Conviction, to jednak i tak mi się podobał.

Potem, niestety, emocje opadły. A to jakieś futbole amerykańskie, a to dodatkowe usługi dla Amerykanów, a to Nike+... Żeby oddać sprawiedliwość, pod koniec pojawiło się jeszcze kilka naprawdę wartych uwagi gier - na czele z Tomb Raiderem, ale nic jakoś, niestety, mnie nie porwało. Czekałem na Gears of War, z uwagi na udział polskiego studia People Can Fly, ale pokazano jedynie króciutką zajawkę. Największe firmy w większości zjadają własny ogon - to prawda znana od dawne, ale szczególnie dziś było to ogromnie widać. Zero nowości, zero zaskoczeń, praktycznie zero nowych marek, a jeśli już coś się pojawiało, to albo było zbyt enigmatyczne, by wydać jakąkolwiek opinię (Matter), albo wyglądało słabo (Ascend). W pamięć zapadł jeszcze South Park, ale to raczej z uwagi na poczucie humoru jego twórców, którzy pojawili się na scenie (jako jedyni nie korzystali z promptera!), a nie samej gry.

Za pozytywne zaskoczenie uznaję tylko Xbox SmartGlass, czyli wytrącenie Nintendo jego najważniejszej broni w przypadku Wii U - wykorzystania tabletu jako kontrolera.

---

Na Microsoft prawie się spóźnisz, głównie ze względu na korki, na jakie po drodze trafi taksówka. Zostawisz kierowcy - pochodzącemu, swoją drogą, z Iranu i znającemu parę słów po polsku - 20 dolarów i popędzisz do baaardzo długiej kolejki. Masz zaproszenie na konferencję ze specjalnym kodem kreskowym, które przyszło mailem parę tygodni wcześniej, więc po prostu ustawisz się na jej końcu, nie przejmując się niczym. Świat przez chwilę wyglądać będzie tak:

Dzień konferencji przed E3 kojarzy mi się głównie z tłumami i czekaniem. Konferencje są cztery, więc co najmniej osiem razy utyka się wśród masy osób, która chce się gdzieś dostać. Na całe szczęście organizatorzy wiedzą, co zrobić, by wszystko działało jak trzeba, idzie więc zwykle w miarę sprawnie. Choć nie obywa się bez wpadek - rok temu na przykład na imprezę Ubisoftu nie weszło całe mnóstwo osób, a to z uwagi na przepisy przeciwpożarowe i przepełnioną salę. Ktoś źle oszacował liczbę gości.

Na samej konferencji będziesz zajmował się... prawie niczym. Oczywiście to zależy od tego, co dokładnie robisz, ale jeśli pracujesz w serwisie sieciowym, to będziesz po prostu, to brutalne, wiem, nieprzydatny. Niepewna łączność z Internetem (darmowe wi-fi zwykle jest, ale zwykle też nie działa) nie pozwala na prowadzenie relacji na żywo, więc lepiej i sprawniej robią to osoby, które zostały w domu. Zrobisz parę zdjęć, spróbujesz dodać trochę własnych wrażeń, ale większość i tak ogarną inni. Po co wobec tego w ogóle chodzić na te konferencje? Nie wiem, szczerze. Ale kwestią sporną jest też to, po co je w organizować, bo przecież wszystko można zrobić taniej i łatwiej, tylko w sieci. Pewnie kiedyś do tego dojdzie.

Po konferencji Microsoftu czeka Cię następna, tym razem Electronic Arts (jeśli jesteś na E3 nie pierwszy raz, to pewnie wiesz to bez zaglądania w kartkę. Kolejność jest zawsze taka sama. Miejsca zresztą też, każdą salę będziesz więc kojarzyć bardzo dobrze). Jak się tam dostaniesz? Specjalnie podstawionym autobusem. Przynajmniej ten sposób jest najłatwiejszy. Poszczególne firmy na szczęście potrafią ze sobą w tym względzie współpracować. W towarzystwie dziennikarzy z całego świata dojedziesz do...

Orpheum Theatre. To miejsce oraz LA Theatre, gdzie odbywa się zawsze konferencja Ubisoftu, robią ogromne wrażenie. Są stare (jak na USA, ma się rozumieć), majestatyczne, pełne klimatu i... po prostu ładne. Takiego Los Angeles chciałoby się oglądać więcej - szkoda tylko, że niewiele go takiego jest. Nawet zresztą te urokliwe budynki sprawiają wrażenie zaniedbanych i zniszczonych. Zastanawiam się zresztą, jak często coś się w nich na co dzień dzieje. Sądząc po okolicy - brudnej i pełnej sklepów przypominających nieistniejący już Stadion Dziesięciolecia - raczej rzadko.

---

Electronic Arts

Konferencję "Elektroników" podsumuje bardzo krótko, bo i nie za bardzo jest, o czym mówić. Powiedzieli na początku, że pokażą 10 gier - pokazali. Żadna mnie nie porwała. O wszystkich już słyszeliśmy, nie zaprezentowano też absolutnie żadnych choć trochę rewolucyjnych czy świeżych pomysłów. Odgrzewane kotlety zaatakowały z ogromną mocą. Jeśli w którymś momencie straciłem wiarę w tegoroczne targi, to w tym (odzyskałem ją chwilę później, ale o tym zaraz). Pozytywnie zaskoczył mnie tylko Medal of Honor, bo spodziewałem się czegoś dużo gorszego, a tymczasem gra prezentowała się całkiem nieźle. Ale nadal nie przekonała mnie, żebym ją kupił.

Ach, no i jeszcze UFC przeszło do EA. Zupełnie nie znam się na sportach walki, a MMA mnie raczej odrzuca, więc nie robi to na mnie wrażenia, ale trzeba zauważyć, że to kolejny gwóźdź do trumny THQ. Czy tej firmie uda się jeszcze wstać z kolan? To pytanie na inną okazję.

---

Zanim jednak wejdziesz do Orpheum Theatre, czeka Cię... kolejka. Tym razem ciągnąca się aż do najbliższego skrzyżowania, a potem jeszcze skręcająca za róg. Znów przydadzą się wydrukowane bilety, tym razem z kodem QR. W tłumie krążyć będą pracownicy EA rozdający opaski uprawniające do wejścia na konferencję wszystkim posiadającym zaproszenia.

Wszystkie te zawieszki, przypinki i opaski to, swoją drogą, osobna historia. Prywatnie - a wiem, że nie jestem w tym jedyny - jestem maniakiem zbierania ich i trzymania na pamiątkę w jednym miejscu (dumnie wiszą niedaleko komputera). Ot, prywatne trofea, warte o wiele więcej niż jakiekolwiek gadżety. W tym roku na razie za dużo ich, niestety, nie ma. Takie Ubi, na przykład, nie rozdawało nic, robiło tylko każdemu uprawnionemu do wejścia na ich show stempelek na ręku. Z uśmieszkiem. Czułem się trochę, jakbym przyszedł na koncert w jakimś klubie.

Po konferencji Electronic Arts udasz się na Ubisoft. Tym razem żaden autobus nie będzie potrzebny. Tak się bowiem składa, że wspomniane LA Theater, gdzie odbywa się impreza francuskiej firmy, mieści się jakieś trzysta metrów od Orpheum Theater. Po drugiej stronie ulicy. Rzut berem, dosłownie. Nie obejdzie się  mimo to bez standardowego ściskania się w tłumie, co dla kogoś będącego już wewnątrz może wyglądać tak...

W Twojej głowie przez chwilę zagości myśl o jedzeniu - pora już obiadowa - ale zdusisz ją i posłusznie wejdziesz na kolejną salę konferencyjną. Jeśli będziesz mieć szczęście, po drodze załapiesz się jeszcze na ciastko i soczek od organizatora.

---

Ubisoft Ubisoft wygrał w tym roku wszystko. Znakomitym, przepięknym i emocjonującym fragmentem z Far Cry 3. Powalającym zwiastunem Assassin's Creed 3. Niesamowitym fragmentem rozgrywki z tej gry, który pokazał, ile jeszcze wycisnąć można z tej marki i udowodnił wszystkim niedowiarkom, że AC w czasach rewolucji amerykańskiej ma sens. Rozbrajająco uroczym Rayman Legends na Wii U. Największym występem gwiazdy podczas wszystkich konferencji. ShootManią i występem na żywo gwiazd e-sportu (zacząłem być nawet ciekaw tego tytułu, do tej pory nie interesował mnie wcale). No i oczywiście fragmentem z gry Watch Dogs, o której nie wiedział nikt i która była właśnie tą tak bardzo oczekiwaną przeze mnie niespodzianką. Niesamowity klimat, ogromne możliwości, otwarty świat, zupełnie nowa marka, hakowanie, zabójstwa, przełączanie się między bohaterami, Chicago, cyberpunk... ŁAŁ.

Inne firmy pokazały, że głównie zajmują się zjadaniem własnego ogona i robieniem gier, które są "tymi piosenkami, które już znamy". Ubisoft robi coś więcej, szuka czegoś więcej, chce być czymś więcej. Chylę przed nim czoła. Gdyby całe E3 było takie, jak ta konferencja, byłoby piękne.

---

Wychodząc z Ubisoftu, dostaniesz prezent - encyklopedię serii Assassin's Creed. Przy okazji zdasz sobie sprawę z tego, że to pierwszy gadżet, jakim Cię tego dnia obdarowano. To tyle w kwestii rozdawnictwa wydawców.

Z pewnością będziesz chciał dostać się "na Sony". W tym pomogą, tak jak i wcześniej, specjalnie podstawione autobusy. Tym razem będzie ich nawet więcej niż poprzednio. To dlatego, że konferencja japońskiej firmy jest z pewnością największą - przynajmniej pod względem liczby gości - ze wszystkich czterech. Odkryjesz to, gdy zajedziesz na ogromny parking przed Memorial Sports Arena, 3939 South Figueroa Street. Zaraz za bramkami, przez które przejdziesz, jeśli jesteś, rzecz jasna, zarejestrowany, rozciągać się będzie pole pełne parasoli, stolików i plastikowych krzeseł. Pośrodku wszystkiego zobaczysz bar, więc może złapiesz coś do picia i nawet do jedzenia, bo też w pobliżu się znajdzie. Chwila przerwy jeszcze nikomu nie zaszkodziła.

Ile osób będzie wokół? Ciężko powiedzieć, ale na pewno parę tysięcy. Przygotuj się na hałas, muzykę - Sony zawsze zatrudnia DJ-a, który gra set na żywo podczas oczekiwania na konferencję - i tłum (do którego w ciągu dnia w sumie powinieneś już przywyknąć. Ten go jednak przebije). W którymś momencie usłyszysz z głośników "the doors are now open". To będzie znak, że czas udać się na konferencję.

---

Sony Japońska firma ma tendencje robienia konferencji trochę zbyt długich, więc tak było i tym razem. Parę razy można było delikatnie przysnąć. Zdecydowanie za dużo było też dobrego mówienia o sobie - takiemu Ubisoftowi, przykładowo, udało się tego uniknąć. Sony nie, więc jakieś tysiąc razy usłyszeliśmy, jak to PlayStation zmienia świat...

Mimo to w czasie samej konferencji znalazło się parę świetnych momentów. Nowa gra Quantic Dream (nie wiem, co tam było aktualną rozgrywką, ale zapowiada się intrygująco), nowy God of War (wiem, taki sam jak poprzednie, ale tu popełniam wyjątek, bo jestem umiarkowanym fanem), The Last of Us (więcej w tym jednak Uncharted, niż początkowo myślałem), kolejny fragment z Assassin's Creed 3, ta sama seria w wersji na Vitę... Nawet ten Wonderbook mi się spodobał, to intrygujący pomysł. Dużo dobrego widziałem, choć całość odrobinę mnie znużyła. Ale może to też kwestia zmęczenia. I tylko ta forma była momentami trochę nie do strawienia.

---

Jeśli jesteś na E3 pierwszy raz, to konferencja Sony powali Cię rozmachem, ilością ludzi, świateł, wielkością sceny, ilością ekranów... Jest naprawdę ogromna. W końcu jednak kiedyś się skończy, a wtedy już pozostanie Ci jakoś dostać się do hotelu. Czy to taksówką, czy znów busem, nieważne. Tam będziesz mógł odpocząć, spisać wrażenia (nie spodziewaj się, że skończysz przed północą), przedstawić - być może - swoim czytelnikom trochę kuchni ostatnich wydarzeń i iść spać. To dopiero jutro naprawdę zacznie się robić ciekawie.

Tylko nie spodziewaj się, że o poranku zobaczysz promyki słońca. Tu po prostu tak jest.

Tomasz Kutera

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)