Dziennik Gazeta Prawna: "firmy naruszają prawa graczy"
"Dziennik Gazeta Prawna" w dzisiejszym wydaniu w wyczerpujący sposób zajął się kwestią legalności niektórych praktyk stosowanych przez producentów gier wideo. Wnioski? Wygląda na to, że nie wszystko jest tutaj do końca legalne...
04.01.2012 | aktual.: 06.01.2016 11:39
W pierwszej kolejności gazeta zajęła się obrotem gier na rynku wtórnym, z którym producenci starają się walczyć. Iwona Łoboda, autorka artykułu, zwraca uwagę na to, że "na odwrocie opakowań gier umieszczają [producenci] informację, że nie wolno odsprzedawać zakupionego egzemplarza". Sprawdziliśmy to sami dla pewności i faktycznie, na pudełkach gier na PS3 znajduje się taka informacja:
ZABRANIA SIĘ ODSPRZEDAŻY I WYNAJMU PRODUKTU, CHYBA ŻE SCEE WYRAZI NA TO ZGODĘ. Podobnych notyfikacji nie znaleźliśmy na opakowaniach gier na inne platformy.
"Dziennik Gazeta Prawna" jasno informuje jednak, że takie zastrzeżenia nie mają żadnej mocy prawnej:
Wynika to z zawartej w prawie autorskim zasady wyczerpania prawa do zezwalania na dalszy obrót egzemplarzem (art. 51 ust.3) (...) Nawet umowy licencyjne, które gracz zawiera, nabywając grę, nie mogą ograniczyć takiej reguły. - Przepis o wyczerpaniu praw jest przepisem bezwzględnie obowiązującym i nie można zmodyfikować go umownie - wyjaśnia dr Michalak. Gazeta zaznacza jednak wyraźnie, że podobna zasada nie obowiązuje w przypadku cyfrowej dystrybucji.
Niestety, "Dziennik Gazeta Prawna" nie informuje, dlaczego w takim wypadku producenci czy wydawcy w ogóle decydują się na umieszczanie takich informacji na swoich pudełkach. Mamy co do tego poważne wątpliwości (czy to nie jest wprowadzanie konsumenta w błąd?), obecnie staramy dowiedzieć się więcej, poinformujemy Was o rezultatach.
"Dziennik Gazeta Prawna" zajął się także online passami, a więc sytuacją, w której drugiemu nabywcy gry uniemożliwia się granie za pośrednictwem sieci bez wprowadzenia dodatkowej opłaty. "Zastosowanie tego zabiegu, podobnie jak umieszczanie na pudełku napisu, iż płyty odsprzedać nie wolno, może oznaczać, że gracz wcale nie nabył produktu, a jedynie zobowiązanie producenta do dostarczenia mu rozrywki", pisze Łoboda w swoim artykule.
Tomasz Lustyk, adwokat, na łamach "Dziennika..." stwierdza, że "większość osób (...) nie jest świadoma tego, czy kupuje rzecz, czy zawiera umowę. (...) nie mają też żadnego wpływu na kształt umowy (...) Z tych właśnie powodów uważam, że takie praktyki (...) mogą być niezgodne z prawami konsumentów i nakładają na graczy obowiązki sprzeczne z dobrymi obyczajami".
Pełen tekst można przeczytać na stronach DGP.
Cała sprawa jest niezwykle interesująca. Nas zastanawia także, jak z punktu prawnego wygląda sprzedaż w pudełkach kodów na gry w dystrybucji cyfrowej (np. steamowych). Takich produktów nie można już przecież odsprzedać. Czy to zgodne z prawem? Staramy się dowiedzieć więcej i poinformujemy Was, gdy tylko nam się to uda.
Tomasz Kutera