Dying Light - noc w mieście zombie kryje jeszcze jedną groźbę: innych graczy

Dying Light - noc w mieście zombie kryje jeszcze jedną groźbę: innych graczy

Dying Light - noc w mieście zombie kryje jeszcze jedną groźbę: innych graczy
marcindmjqtx
14.08.2014 09:33, aktualizacja: 07.01.2016 15:45

Dying Light to z jednej strony kolejna gra o tłuczeniu zombie ostrymi przedmiotami. Z drugiej: to taka gra, w której ukryto wiele fajnych patentów. Oto dwa kolejne.

Forma prezentacji: 30 minut grania w kooperacji, do tego komentarz

Jedną z rzeczy, które szalenie nie podobały mi się w Dead Island, duchowej poprzedniczce Dying Light, było szukanie ścieżek wśród elementów wielkiej wyspy. Minuta marszu wzdłuż ogrodzenia do furtki. Przedzieranie się między domami do drabiny na dach. Wspinanie na skały w ściśle określonym miejscu. Twórcy chyba też mieli dość. O likwidującym ten problem systemie parkour z Dying Light naczytałem się mnóstwo, gdy grę oglądali Tomek i Maciej, ale czytać a zagrać to niebo a ziemia.

Susami przez miasto Banalne skakanie przez płotek to nie parkour. Parkour to możliwości: wskoczenie na dach z oparciem o ścianę, wdrapanie się na rusztowanie, wskoczenie na platformę z pominięciem strzeżonej przez zombie drabiny, zjazd na linach szybem windy. Parkour to nie bieganie z wciśniętym cały czas jednym przyciskiem, a wciskanie go w odpowiednich momentach, by nie zaliczyć spotkania z chodnikiem. Urzekło mnie, że po zrujnowanej strefie kwarantanny naprawdę mogę poruszać się jak chcę, właściwie nic, na co byłby w stanie wleźć dorosły, napędzany adrenaliną człowiek, nie było przeszkodą. Tymon Smektała, producent gry, uważa, że dawanie graczowi coraz większej swobody poruszania się powinno stać się stałym elementem w nowej generacji konsol - Titanfall czy Call of Duty: Advanced Warfare poszły w tym kierunku i ma nadzieję, że Dying Light wyznaczy tu nowe standardy.

Noc jest ciemna i pełna strachów Drugim elementem, jaki jego zdaniem powinien pojawiać się coraz częściej, jest kombinowanie z trybem wieloosobowym, by zaoferować graczom coś nowego, dającego większego emocje. W stosunku do Dying Light użył nawet określenia „większego kopa adrenaliny”, co jest w pełni uzasadnione - gra oferuje bowiem zwyczajną kooperację, ale także niesymetryczny multiplayer z zaskoczenia. Inwazję hiperinteligentnego zombie na Twoją grę.

Dying Light - zwiastun przygotowany na targi Gamescom 2014 Gdy z towarzyszem torowaliśmy sobie drogę przez miasto nocą, zdążyłem jeszcze zauważyć, jaka ta noc jest ciemna. Jest naprawdę ciemna - bez latarki nie widać nic dalej, niż na wyciągnięcie wirtualnej ręki. Gdy więc przedzieraliśmy się przez to może atramentu, nagle pojawił się komunikat. Zaatakował nas inny Hunter - superszybki i bardzo wytrzymały zombie kierowany przez innego gracza. Jeśli nie wyłączy się tego w opcjach, taka niespodzianka może czekać gracza, gdy tylko zapadnie mrok. Twórcy chcą, by poczuł prawdziwe wyzwanie. W nocy ma mu się grać dużo trudniej niż za dnia. Najpierw planowali superinteligentnego zombie kierowanego przez sztuczną inteligencję. Ale szybko zrozumieli, że gracze w końcu odkryją schematy jego działania i będą bez trudu unikać lub pokonywać - zagrożenie zniknie. Dlatego oddali go w ręce innego grającego. W rozgrywce Hunterem także zdobywa się poziomy doświadczenia i umiejętności, dzięki czemu gra może lepiej dobrać przeciwników. Dobry gracz na wysokim poziomie stanie naprzeciw nawet czwórki uzbrojonych łowców.

Nie mogłem niestety wcielić się w tę rolę, ale obrona przed zwinnym potworem też dostarczyła emocji.

Dying Light

Bohaterowie wyposażeni są w latarki UV, których światło na chwilę spowalnia potwora. Wtedy można spróbować go zabić. Jeśli ucieknie, trzeba nerwowo wciskać klawisz sensora ruchu, by zorientować się, czy bestia nie jest gdzieś obok. Klimat jak w „Obcym”. Nie można schować się i zaczaić, bowiem ludzcy gracze dostają dodatkowe zadanie zniszczenie kilku kokonów, co jest konieczne do wygranej. Trzeba decydować szybko. Czy ruszą sprintem po płotach i dachach do kokonów? Czy może skupią się najpierw na pokonaniu potwora? A może jeden ruszy, gdy drugi będzie odciągał uwagę Huntera? Pamiętacie oczywiście, że dookoła panują niemal nieprzeniknione ciemności? Skok ciśnienia jest w tym trybie gwarantowany, po pokonaniu najeźdźcy zwykłe zombie wydadzą się żałośnie powolne i nieporadne. Tak prezentuje się rywalizacja w trybie wieloosobowym Dying Light.

Dying Light

Rywalizacja przyjaciół Zresztą ta wspomniana kooperacja też nie jest do końca zwyczajna, bowiem oferuje dodatkowe wyzwania o nagrody (pieniądze, broń, przedmioty). Zanim zanurzyliśmy się w noc, eksplorowaliśmy wnętrze potężnego wieżowca. Szukaliśmy odpowiedniego miejsca, by podłożyć bombę - eksplozja miała dać znak ludziom spoza murów kwarantanny: powiedzieć im, że tu jesteśmy i walczymy. Na jednym z pięter gra dała sygnał, że można rzucić partnerowi dodatkowe wyzwanie - jeden gracz włącza, drugi akceptuje, jeśli ma ochotę - to bardzo cenna opcja. Ściganie się na liczbę zabitych w określonym czasie zombie było super. Ale gdy po podłożeniu bomby gra podsunęła możliwość wyścigi do wyjścia, zobaczyłem małą wadę tego systemu. Mój towarzysz pochłonięty wyzwaniem nie zauważył, że zostałem z tyłu i mam małe szanse wydostać się z nim. Gdy przegrałem wyścig, dostałem opcję teleportacji do niego, ale coś przegapiłem i o mało nie zginąłem. Wyzwania będą na pewno świetną opcją przy graniu drugi raz lub w rozgrywce ze znajomym, gdzie będzie komunikacja i drugi gracz lub gracze będzie skłonny porzucić nagrodę albo szybciej zakończyć wyzwanie, by pomóc koledze.

Dying Light ukaże się w lutym przyszłego roku na PS3, PS4, Xboksa 360, Xboksa One i PC.

Paweł Kamiński

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)