Dyad - a gdybyś był cząstęczką w Wielkim Zderzaczu Hadronów? [RECENZJA]
02.08.2012 16:42, aktual.: 08.01.2016 13:20
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Pozwólcie mi podeliberować chwilę, odpłynąć na falach mej imaginacji. A gdyby tak w świecie gier możliwe były związki między tytułami, to co narodziłoby się z miłości Wipeouta i Flow? Osmos i Guitar Hero? Pewnie właśnie Dyad.
Zapewne ciężko Wam sobie wyobrazić taką kombinację, zacznijmy więc od krótkiego wyjaśnienia, czym Dyad jest. Wbrew temu, na co wygląda na obrazkach, Dyad nie jest eksperymentem czy interaktywnym przeżyciem - jest grą z krwi i kości. I to taką, w której przygryzacie wargę, by poprawić czas o jeszcze kilka sekund albo podbić wynik o jeszcze kilkanaście punktów. Twórcy mówią o niej "tunnel racing puzzle shooting" i jak pokracznie by to określenie nie brzmiało, to pasuje.
Pierwsze skojarzenie, jakie miałem po włączeniu Dyad to darmowa gra Solace - tam też połączono prosty znany każdemu typ rozgrywki - w Solace był to shmup z niezwykłą oprawą graficzną i muzyczną. Dyad wykorzystuje mechanizmy, jakie znamy z wyścigów, choć ciężko jest jednak określić kto i o co się ściga. Bliżej nieokreślony pojazd przemierza olbrzymią tubę, która mieni się kolorami i rozbrzmiewa dźwiękami. Być może sam jest dźwiękiem odbijającym się gdzieś w kablu słuchawek. Nie wiem i w gruncie rzeczy nie jest to istotne - po chwili to kim jestem i dokąd zmierzam przestało mieć znaczenie, bowiem porwał mnie rytm. W zwiastunie twórcy pytają "A gdybyś był cząsteczką w Wielkim Zderzaczu Hadronów?" i tego wyjaśnienia możemy się trzymać - jest równie dobre jak każde inne.
Poszczególne przejazdy w Dyad różnią się zasadami - zawsze mknie się do przodu, poruszając na boki po obwodzie okręgu. Jednak, by nabrać rozpędu trzeba rytmicznie naciskać przycisk, co pozwoli łapać się kolejnych punktów - skojarzenia z nutami z Guitar Hero są jak najbardziej wskazane, lecz w Dyad to gracz nadaje rytm swojemu przejazdowi. Nie trzeba łapać wszystkich dźwięków, choć oczywiście wyższa ich liczba premiowana jest lepszą oceną. Każdy schwytany wydaje dźwięk, który łączy się z brzmiącą w tle muzyką elektroniczną - dość zresztą zawiłą. Chwilę potrwało, zanim nauczyłem się śledzić melodię. Zdecydowanie najlepiej będą się bawić zwolennicy muzyki elektronicznej i chyba posiadacze dobrego ucha. Mówię chyba, bo zawsze jest szansa, że to, co dla mnie po kilku minutach grania zaczęło się układać w spójną melodię, dla nich będzie dźwiękowym bełkotem. Słowem-kluczem do Dyad jest: "psychodeliczny".
Poziomów w Dyad jest sporo, a na każdym pojawiają się jakieś modyfikacje zasad. A to trzeba chwycić się określonej liczby punktów, a to łapać je parami, albo unikać takich w innym kolorze, albo najpierw aktywować punkt, przelecieć przez falę energii przez niego wywołaną, a po jej naładowaniu uruchomić dopalacz, który zmienia nasz pojazd w świetlną lancę zbierającą punkty szybciej niż Sonic pierścienie. Nie znudzicie się szybko, a jeśli lubicie bić rekordy i szlifować wyniki, to na każdej planszy czeka trofeum do zdobycia, a wynik zostaje zapisany w globalnej tabeli. Jeśli zaś macie raczej duszę odkrywcy, to pewnie zakochacie się w trybie Remix, gdzie można zmienić kilka parametrów toru, otrzymując zupełnie inny wyścig.
Mam z Dyad niesamowity problem - choć jej rozgrywka jest ciekawa i satysfakcjonująca, to potrafi szybko zmęczyć. Po pierwszych trzydziestu minutach z grą - akurat gdy już zrozumiałem zasady i zacząłem podążać za hipnotyzującą muzyką - nagle poczułem, że muszę przerwać. Duża liczba bodźców audiowizualnych połączona z ciągłym obracaniem toru jest tak intensywna, że ciężko mi wytrzymać dłużej przy Dyad. Rozgrywkę co prawda skonstruowano tak, że wyścig nie trwa dłużej niż 2-3 minuty, ale jednocześnie w głowie szybko włącza się melodia "jeszcze jeden przejazd, jeszcze jeden przejazd". Miejcie to na uwadze, jeśli macie problemy ze wzrokiem czy epilepsją - standardowe ostrzeżenie pojawiające się przed grą warto potraktować poważnie.
Dyad wygląda jak eksperyment z formą, co wielu bardziej tradycyjnych graczy może odstraszyć. Okazuje się jednak całkiem grywalną produkcją, opakowaną w niezwykłą oprawę graficzną. Jeśli tytuły takie jak REZ, Audiosurf, Flow, Osmos i w końcu Wipeout są dla Was synonimem dobrej gry, to możecie spokojnie dodać Dyad do tej gromadki.
Paweł Kamiński
Dyad pojawiła się na razie tylko na amerykańskim PSNie, nie wiadomo niestety, kiedy będzie na europejskim.