Dustforce - ekstremalne ścieranie kurzu na czas

Dustforce - ekstremalne ścieranie kurzu na czas

Dustforce - ekstremalne ścieranie kurzu na czas
marcindmjqtx
27.01.2012 16:36, aktualizacja: 08.01.2016 13:22

Są na świecie czynności, których nikt nie lubi, ale które wykonywać trzeba. Patrz: sprzątanie. Znacie kogoś, kto naprawdę lubił ścierać kurze? Nie ma takich osób. Sam trochę jestem pedantem i, przykładowo, myję łazienkę trzy albo cztery razy w tygodniu, ale przyjemnością bym tego nie nazwał mimo najszczerszych chęci. Gdyby jednak prawdziwe sprzątanie wyglądało tak, jak w Dustforce...

Na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z klasyczną, dwuwymiarową platformówką. Trzeba skakać, pokononywać (czy też, w tym wypadku, czyścić) wrogów, przy okazji sprząta się też brud, dzięki czemu można wyprowadzać i łączyć potężne ciosy, dosłownie i w przenośni „zamiatające” wszystko wokół. Standard? Trochę tak, ale podejście zmienia się, gdy tylko bliżej się „Dustforce'owi” przyjrzymy.

Wtedy okazuje się, że wcale nie jest to „kolejny klon ”. Plansze wcale nie są bardzo trudne, a grze, jeśli już ją porównywać do jakichś platformówek, najbliżej chyba do leciwego już „Sonica”. W obydwu grach liczy się nie tylko to, żeby przejść dany etap, ale także by zrobić to jak najszybciej i najbardziej sprawnie. Gra bierze pod uwagę czas, finezję (a więc np. liczbę ewentualnych zgonów) i dokładność, czyli to, ile brudu udało się posprzątać. Następnie wystawia odpowiednie oceny i lokuje gracza na liście wszystkich grających w „Dustforce” na świecie. Dzięki temu celem gry nie jest jedynie jej ukończenie - to schodzi na dalszy plan - ale rywalizacja z innymi i osiąganie jak najlepszych wyników.

To właśnie sprawia, że „Dustforce” jest grą tak wyjątkową. Pobicie najlepszego wyniku wśród znajomych - albo i na świecie - to zwykle nie lada wyzwanie, jednak nie tak nieosiągalne, jak by się mogło wydawać. Wystarczy poznać odpowiednią taktykę (np. oglądając powtórkę pierwszego obecnie gracza, bo i to można zrobić) i trochę poćwiczyć. To wciąga i sprawia, że jeden etap to nie trzy minuty zabawy, ale czasami nawet trzy godziny.

Duża w tym zaleta tego, jak zaprojektowano kolejne poziomy. Każdy z nich można przejść jednym „ślizgiem” (odpowiednią ścieżkę udanie wskazują porozrzucane kupki kurzu), trzeba tylko odpowiednio zgrać kolejne wykonywane ruchy. Sterowanie zostało tak skonstruowane, że nie ma tu miejsca na przypadkowe walenie w klawisze, każde uderzenie w przycisk trzeba gruntownie przemyśleć. Na wszystko znajdzie się sposób - trzeba go tylko znaleźć, a potem wdrożyć w życie. Nie jest łatwo, ale jeśli już się uda, to satysfakcję mamy, jak w reklamie, gwarantowaną.

Inna rzecz, że nie wszystkim taki model rozgrywki przypadnie do gustu. Gracze poszukujący bardziej tradycjnej platformówki, w której wyzwaniem są same poziomy, mogą być trochę zawiedzeni. W „Dustforce” nie ma ich aż tak wiele, jak się początkowo wydaje, poza tym niektóre są zamknięte, a by je odblokować, trzeba perfekcyjnie przejść te podstawowe. Jeśli więc ktoś nie lubi powtarzać i „maksować” pojedynczych fragmentów gry, to „Dustforce” może go w końcu po prostu znudzić.

Tak jak, przykładowo, znudziło trochę mnie. Niby zakochałem się od pierwszego wejrzenia - swoje zrobiła urocza, symboliczna grafika i genialna ścieżka dźwiękowa - ale było to raczej pierwsze zauroczenie, które szybko się ulotniło, a nie prawdziwa miłość. Im więcej grałem, tym bardziej miałem dosyć. Chciałbym zobaczyć zablokowane poziomy, ale nie mam tyle cierpliwości i czasu, by siedzieć nad podstawowymi po kilka godzin i próbować wykonać je perfekcyjnie. Szkoda, że nie ma innej możliwości, by uzyskać dostęp do zamkniętych etapów.

Resztki miłości do „Dustforce” uratował tryb wieloosobowy. Naraz może się bawić dwóch albo czterech graczy w dwóch przeciwnych drużynach. Tryby rozgrywki są dwa - w jednym trzeba zdobywać punkty, zajmując pozycje na mapie, w drugim wystarczy spychać przeciwnika na kolce lub w przepaść. Trochę przypomina to dziwaczną, platformówkową bijatykę. Granie wieloosobowe nie jest tak bardzo dopracowane, jak tryby dla jednego gracza, sporo rzeczy nie zostało przemyślanych, ale i tak przez pół godziny szybkich testów bawiłem się znakomicie. Potem miałem dosyć, ale pewnie chętnie jeszcze wrócę do tej rozgrywki. Nie rozumiem tylko, czemu jest dostępna tylko lokalnie. Granie we dwóch na jednej klawiaturze ma swój urok, ale chętnie pozamiatałbym też kimś z drugiej części globu.

Werdykt Patrząc na grę obiektywnie, trzeba przyznać, że wśród tak masowo ostatnimi czasy powstających platformówek 2D, „Dustforce” to mała perełka. Jest bardzo dopracowane, wygląda i brzmi świetnie, a tym, których wciągnie, zaoferuje długie godziny zabawy. Ostrzegam jednak, że potrzeba do niej sporo cierpliwości i mentalnego przygotowania się do wielokrotnego (naprawdę wielokrotnego!) powtarzania tych samych poziomów. Jeśli tego typu rozgrywka Was nie bawi, wolelibyście platformówkę z dużą liczbą poziomów, w której wyzwaniem jest samo ich przejście, to poszukajcie gdzie indziej. Dużo zależy od podejścia, niemniej, niezależnie od niego, „Dustforce” należy się uznanie za wysoki poziom wykonania.

Tomasz Kutera

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)