Drogie Telltale Games... [The Walking Dead, Episode 3: Long Road Ahead]

Drogie Telltale Games... [The Walking Dead, Episode 3: Long Road Ahead]

Drogie Telltale Games... [The Walking Dead, Episode 3: Long Road Ahead]
marcindmjqtx
19.09.2012 15:33, aktualizacja: 08.01.2016 13:20

Właściwie to powinienem wstrzymać się z pisaniem do Was aż do premiery piątego, ostatniego epizodu waszej gry, The Walking Dead. Ale przyznam, że w trzecim epizodzie nieco jednak przegięliście. UWAGA, NIE MA SPOILERÓW*.

Można się zastanawiać, czym właściwie. Niby zrobiliście przygodówkę, ale zagadki w niej są banalne, występują pojedynczo i po kolei - żadnego szalonego klikania i używania kruka na piórniku. Niby są w niej elementy akcji, ale proste - z QTE poradziłby sobie każdy, czasu jest zwykle dość. Strzelanie do zombie wymaga nieporównanie mniej refleksu, niż w konkurencyjnych produkcjach. Słowem: nie ma w The Walking Dead wyzwania. Ale nie rozgrywka jest powodem, dla którego każdy epizod przechodzę bez wstawania od komputera.

Powodem są bohaterowie. Kłaniam się w pas przed Waszymi scenarzystami, którym udało się wykreować grupkę krwistych postaci, na których mi, graczowi, zależy. Serio, nie pamiętam już, kiedy ostatnio tak zależało mi na bohaterach w jakiejś grze - jak głupio by to nie brzmiało. Mniej przywiązuję się do swoich herosów w RPG, gdzie przecież często sam kreuję ich od zera. Tymczasem, w waszej grupce bohaterów znalazłem i dziewczynę, z którą staram się jak najczęściej rozmawiać, i faceta, któremu nigdy nie przyznaję racji, i kobietę, którą czuję potrzebę się opiekować, i kolesia, któremu nie ufam... Właściwie żadna z osób nie jest mi obojętna.

Powiem więcej - dużo słabiej przywiązałem się do postaci z komiksowej serii, niż do Lee, Clementine, Carley, Lily, Kenny'ego i całej reszty tej, jakże zmiennej, grupy. Udało wam się oddać idealnie atmosferę zagrożenia znaną z komiksu - sprawiliście, że w każdej chwili spodziewam się ciosu, straty jednego z ludzi, którymi się opiekuję. A wy mi tego wcale nie ułatwiacie, i co chwila muszę wybierać - nie tylko banalnie (jak na opowieść o zombie) między tym, kto zginie, a kto przeżyje. Są też mniejsze wybory, a czasem cięższe - do kogo się uśmiechnąć, komu zaufać, komu wręczyć kurczące się racje żywnościowe, a kogo zlekceważyć. Może nie zrobiliście w swojej grze najpiękniejszej grafiki, ale słowa uznania dla tego, kto animował twarze postaci. Gdy po każdej pieczołowicie wybranej kwestii widzę reakcję bohatera albo czuję satysfakcję, albo coś ściska mnie w środku.

Co gorsza nie dajcie mi czasu do namysłu. Zwykle w RPG, gdy nie wiem co powiedzieć, odkładam kontroler i idę po szklankę wody. A w The Walking Dead daliście zdecydowanie za krótki czas na odpowiedź - czy ktoś pomyślał, jak trudne są moje wybory? Czy ktoś zwrócił uwagę na dramat rozgrywający się w kilka sekund w głowie gracza? Szczerze - jestem Wam wdzięczny, że tego nie zrobiliście - że zmusiliście mnie do podejmowania szybkich, instynktownych decyzji, które musiałbym podejmować, gdybym naprawdę znalazł się w obliczu zagrożenia lub podbramkowej sytuacji. Emocje, jakie wtedy kłębią się we mnie, rzadko udaje się wyzwolić grze komputerowej. Te kilkanaście sekund dawało mi czasem więcej adrenaliny, niż obrona przed Wiedźmą w Left 4 Dead 2. Zupełnie nie rozumiem zarzutu niektórych, że Waszą grę się ogląda, a nie gra.

Jednak mam do was inny zarzut - ostatni, trzeci epizod wywołał we mnie bardzo mieszane uczucia. Nie dlatego, że takich przetasowań w obsadzie się nie spodziewałem. Piętnaście minut po starcie gry zaserwowaliście taką scenę, że nacisnąłem Alt+F4, wstałem od klawiatury i powiedziałem sobie "Nie gram, przegięli". Bo przegięliście. A potem było tylko gorzej. Rozumiem, dlaczego to zrobiliście - taki jest duch serii, w komiksach było identycznie - nikt nie był nietykalny. Szkoda tylko, że tym razem nie miałem wyboru. Może zepsułem iluzję, zajrzałem za kurtynę, bo zniechęcony porażkami ładowałem te same sceny po kilka razy próbując przeciwdziałać wydarzeniom. Gdy mimo wielu prób nie udało się, zrozumiałem, że część wyborów w trzeciej części była iluzoryczna, akcja i tak toczyła się zaplanowanym torem. Ustawiliście mnie dokładnie tam, gdzie chcieliście, a przy okazji złamaliście moją nadzieję w szczęśliwe zakończenie dla niektórych postaci, które były w grze od początku.

Podsumowanie wyborów z Epizodu 3.

Niemniej, wnoszę, że to chwilowe. A choć jesteśmy dopiero w połowie opowieści - gratuluję, udało Wam się to, co Robertowi Kirkmanowi. Regularnie płacę Wam, by dowiedzieć się, jak sponiewieracie moich ulubionych bohaterów.

Bo wiem dobrze, że szczęśliwego zakończenia nie będzie. Nie w świecie, gdzie trupy są żywe i chodzą po ulicach, a żywi, choć próbują działać, to i tak są już trupami.

Nie zawiedźcie mnie.

Pozdrawiam

Paweł Kamiński

* Tak twierdzi Tomek, który nie grał.

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)