Driver: San Francisco z beznadziejną fabułą i ciekawym pomysłem
Powiedzmy to sobie od razu. Tanner jest w śpiączce i wszystko co wydarzy się w Driver: San Francisco to tylko jego majaki. Niby to beznadziejne rozwiązanie, ale po pierwsze powiedziano nam o tym teraz, a więc nie będzie rozczarowania po przejściu gry jak po ostatnim odcinku LOST, po drugie, to, że śni pozwoliło twórcom wprowadzić ciekawy patent.
Otóż będzie można przeskakiwać pomiędzy różnymi samochodami i wcielać się w ich kierowców. Niby brzmi to absurdalnie, ale przecież Driver jest o prowadzeniu samochodów, a chodzenie zawsze tylko serii szkodziło więc patent ma sens. Takie przeskoki pozwolą nam na nietuzinkowe kończenie pościgów a także przeskakiwanie między punktami na mapie. Rozwiązanie to ma być także obecne w trybie dla wielu graczy. W grze znajdzie się też 100 licencjonowanych samochodów, wśród których nie zabraknie klasyków znanych z takich filmów jak Znikający Punkt, Death Proof, Blues Brothers czy Dukes of Hazard.
Premiera już jesienią. Osobiście trochę tylko żałuję, że nowy Driver nie dzieje się w gdzieś w latach 70-tych, a współcześnie, bo to już inny klimat. Daje jednak grze kredyt zaufania, wiedząc, że pracują nad nią ludzie odpowiedzialni za część najlepszą - pierwszą.
Marcin Lewandowski
[via Destructoid]