Driver: San Francisco - kierowca w krainie czarów
Wczoraj wybrałem się do San Francisco. Znaczy, tylko wirtualnie. Miałem akurat okazję pograć trochę w nowego Drivera, stąd to wszystko.
28.04.2011 | aktual.: 07.01.2016 15:55
Driver to trochę już chyba podupadła seria gier, którą niektórzy nazywają "GTA bez wysiadania z samochodu", ale moim zdaniem to dla niej mocno krzywdzące. W skrócie rzecz biorąc, gracz wciela się w rolę policjanta, którego głównym (w zasadzie jedynym) zadaniem jest jeżdżenie samochodem. W teorii gra pełna jest efektownych pościgów rodem z filmów z lat siedemdziesiątych. A jak jest w praktyce?
(O)błędnie? Moje pierwsze zetknięcie się z najnowszą odsłoną serii było bardzo niespecjalne. Najpierw okazało się, że nie mogę uruchomić nowej gry, tylko od razu trafiam w jej środek. Tego oczywiście nie wolno mi było oglądać, więc stojący wokół mnie twórcy zrobili się odrobinę nerwowi. Problem w tym, że początkowo nie wiedzieli, co z tym fantem zrobić. Ostatecznie okazało się, że w tej wersji jest mały błąd i żeby zacząć od początku, trzeba w menu głównym wybrać "continue", a nie "new game". Oryginalnie, nie powiem.
Nie wspominam jednak o tym incydencie po to, żeby się wyzłośliwiać (no dobrze, może troszeczkę...), ale żeby dać Wam obraz pewnej skali. Driver: San Francisco na razie jest grą pełną błędów. Gdy już udało mi się zacząć, moje pierwsze zetknięcie z samą rozgrywką wyglądało tak, że nacisnąłem gaz, a samochód poszybował na czterysta metrów w górę. Pomógł dopiero restart konsoli. Potem jednak ciągle sporadycznie zdarzały mi się takie sytuacje - choć przynajmniej już same się po chwili "naprawiały". Ja jestem miłym człowiekiem i zawsze każdemu życzę dobrze, ale mam pewne wątpliwości czy wszystko to uda się wyłapać i wyeliminować do momentu premiery (czyli do pierwszego września tego roku). Czasu niby niemało, ale odniosłem wrażenie, że i problemów też znajdzie się sporo. Okaże się.
Zacząłem może trochę od końca, ale jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, takie były moje zupełnie pierwsze wrażenia na pokazie: błędy. Na szczęście potem okazało się, że - gdy już działa - najnowszy Driver jest całkiem sympatyczną grą.
Po drugiej stronie lustra Choć w sumie jest piątą częścią serii, Driver: San Francisco zaczyna się w kilka miesięcy po Driverze 3 i to do niego najbardziej nawiązuje fabularnie. Ciężko mi powiedzieć, jak ściśle i na ile to się trzyma kupy, bo z całej serii grałem jedynie w pierwszą część (a i to nie za wiele, z uwagi na jej kosmiczny poziom trudności). Niemniej, jest główny bohater, Tanner, policjant i jest główny zły bohater, Jericho, kryminalista. Ten drugi na samym początku wrzuca tego pierwszego pod ciężarówkę, wysyłając go tym samym w stanie śpiączki do szpitala.
"Jakże to tak? Bohatera? W śpiączkę?" - zapytacie. Ano tak, ten nietypowy zabieg ma całkiem sensowne wyjaśnienie. Tak się bowiem składa, że cała gra toczy się nie w prawdziwym świecie, ale w marzeniach sennych Tannera. Co z jednej strony jest podejściem dość dziwnym - bo niby jak mam się wczuwać w historię, która toczy się w głowie nieprzytomnego gościa - ale z drugiej na tyle oryginalnym, żeby mnie jednak do siebie przekonać. W ostatecznym rozrachunku jestem na tak, zwłaszcza, że z tego, co widziałem, sama fabuła zapowiada się na całkiem interesującą i dobrze wyreżyserowaną.
Marzenia senne to jednak nie tylko zabieg fabularny. Dzięki nim możliwy jest główny mechanizm rozgrywki. Nazywa się "Shift" i pozwala na błyskawiczne przemieszczanie się między samochodami na ulicach. Wystarczy nacisnąć jeden przycisk, by miasto oglądać nie zza kierownicy, ale z lotu ptaka. Wtedy trzeba już tylko wybrać na ulicy dowolny samochód i można "wcielić się" w jego kierowcę. To właśnie w ten sposób znajduje się kolejne misje i popycha grę do przodu. Wykorzystywać to można też w czasie rozgrywki - choć nie zawsze. Zapomnijcie o przechodzeniu w ten sposób wyścigów i generalnie ułatwianiu sobie gry, to nie o to tu chodzi. Sam pomysł - oryginalny i dobrze zrealizowany. Podoba mi się.
Driver ma więc coś w stylu "pół-otwartego" świata. Niby wysiąść z samochodu nie można, ale dowolnie się między nimi przemieszczać już tak. Dzięki temu także gra jest do pewnego stopnia nieliniowa. Sporo ma być misji pobocznych, sporo także rzeczy w stylu rozmaitych znajdziek na ulicach, wyzwań (np. wyścigów), garaży, w których można kupować samochody (140 licencjonowanych maszyn, na oko wszystko czego można wymagać od gry o takiej tematyce) i tak dalej. Powinno być, w co grać poza głównym wątkiem.
Samochód to broń Największą zaletą gry, przynajmniej w moich pierwszych wrażeniach, jest to, że... fajnie się jeździ, po prostu. Model prowadzenia samochodu jest oczywiście zupełnie zręcznościowy i nie ma z realizmem wiele wspólnego. Prywatnie zaliczam to na plus, zdaję sobie jednak sprawę, że nie dla każdego tak musi być. Długe poślizgi, omijanie o centymetry innych pojazdów, wchodzenie w zakręty na ręcznym, ogromne skoki - ma to swój styl.
To co jeszcze mi się podobało to fakt, że, jeśli trzymać się jeszcze porównań z GTA, tutaj o wiele lepiej zrealizowano ruch uliczny. Raz, że aut na drodze jest całkiem sporo, dwa, że mają one jakąś sztuczną inteligencję i potrafią, na przykład, ominąć wypadek. Wbrew pozorom, takie szczegóły robią różnicę.
W grze obecny będzie także multiplayer - i to będzie miał aż 19 różnych trybów, z czego kilka kooperacyjnych. Ciężko mi jednak cokolwiek więcej o nim powiedzieć, bo go nie zaprezentowano. Co najważniejsze Shift będzie obecny - jeden z twórców określił to tak, że w Driverze "samochody są jak bronie w innych tytułach". Bardzo ładne porównanie, przyznacie.
I tylko jednego nie rozumiem... Ogólnie rzecz biorąc, Driver zapowiada się na całkiem niezłą produkcję. Owszem, nie dla każdego, ale miłośnicy gier samochodowych powinni się nią zainteresować, bo może z tego wyjść coś dobrego. Może grafika jest trochę wczorajsza, ale nie to jest przecież najważniejsze.
I tylko jedna rzecz mnie poważnie zastanawia. Driver jest w produkcji od pięciu lat. Rok temu Radek i Piotrek też widzieli go w akcji i pisali o nim tak. Po przeczytaniu ich wrażeń poważnie zastanawiam się, co zmieniło się w grze od tamtego czasu i dlaczego to tak długo trwa. Bo pomijając to, że mi się bardziej podobało, wygląda to tak, jakby pokazano nam dokładnie to samo (prócz multi, którego ja nie widziałem, oni tak). Dodajcie do tego jeszcze opóźnienia i zwolnienia - ten tytuł wyraźnie ma jakieś problemy. Oby nie odbiło się to na jego jakości.
Tomasz Kutera