DriveClub - recenzja
Posiadacze PlayStation 4 nie mają gdzie palić gum. Gran Turismo nadjedzie prędzej czy później, ale jeśli nie możecie się go doczekać, chwytajcie pady i kierownice, bo ryk silników z DriveClub brzmi naprawdę solidnie.
07.10.2014 | aktual.: 03.03.2016 10:43
Gra miała pojawić się wraz z premierą PlayStation 4 jako darmowa pozycja dla posiadaczy abonamentu PlayStation Plus. Tak się jednak nie stało - projekt zaliczył roczny poślizg, a ostatecznie na PS+ trafi jedynie duże demo. A ono raczej nie pokaże, czym tak naprawdę jest DriveClub.
Mniej „arcade” niż się spodziewacie
DriveClub posiada coś na kształt trybu kariery, choć tak naprawdę Tour to połączone ze zdobywaniem doświadczenia wprowadzenie do zabawy. Czeka tam na nas kilkadziesiąt wyścigów, których poziom trudności rośnie w miarę ich odkrywania. Każde z wyzwań (zwykłe wyścigi, czasówki, drift) pozwala zdobyć gwiazdki, których potrzebować będziemy do odblokowywania kolejnych wyścigów.
fot. Polygamia
Wspominam o tym na początku nie bez powodu, bo Tour to najlepszy sposób, żeby poznać DriveClub. Rozegrano to dość sprytnie, bo początkowe wyzwania są bardzo łatwe, gwiazdki wpadają praktycznie same, a po trasach jeździ się łatwo i przyjemnie. Po jakimś czasie dotrzecie jednak do momentu, w którym DriveClub nie głaszcze już po głowie i nie klepie po plecach za dobre czasy. To moment, w którym zdobycie jednej gwiazdki zaczyna być trudne, a powtarzanie tego samego toru po 10 razy staje się codziennością.
Gwiazdki zdobywa się zaliczając wyzwania na trasie. Może być to skończenie wyścigu w pierwszej trójce, zaliczenie określonego czasu przejazdu lub na przykład nabicie odpowiedniej ilości punktów za czysty przejazd zakrętu.
Na poziom trudności niebagatelny wpływ ma świetny, choć wymagający model jazdy. Z jednej strony daleko mu do klasycznej symulacji, z drugiej taka Forza Horizon 2 to przy DriveClub spacerek po parku. Pierwsze skojarzenie? Seria Project Gotham Racing. Tam też elementy symulacji i zręcznościówki były na tyle fajnie wyważone, by nie odrzucić poziomem skomplikowania, a jednocześnie dalekie były od serii Need for Speeda. Nie znajdziecie tu linii ułatwiających najlepsze wejście w zakręt, nie ma też popularnego od jakiegoś czasu cofania czasu. Jedno kiepskie wejście w zakręt może kosztować miejsce na podium, podobnie jak wytrącająca z rytmu stłuczka - a o tę w wyścigu z innymi samochodami nietrudno.
Choć żadnego z 50 dostępnych w grze aut nie można tuningować, doskonale czuć różnice zarówno w osiągach, jak i prowadzeniu. Pomocne w wyborze najlepszego auta na trasę są proste statystyki, takie jak przyspieszenie, prędkość maksymalna, sterowanie czy drift. Na krętych trasach sterowanie może się okazać najważniejsze, z drugiej strony bez odpowiedniego przyspieszenia wyjście nawet z najlepiej ogarniętego zakrętu popsuje czas przejazdu. Warto podpatrywać jakie auta, kierowane przez wirtualnych kierowców, mają najlepsze czasy przejazdów w trybie tour. To często pomaga w wyborze odpowiedniego samochodu. Nie można niestety powyłączać poszczególnych systemów w autach, co w wielu grach zdecydowanie podnosi poziom trudności - szkoda.
fot. Polygamia
W nasze ręce oddano pięć klas aut. Pojeździmy takimi brykami, jak Renault Clio RS, BMW M235i, Aston Martin Vanquish, Ferrari 458 Italia i Koenigsegg Agera R. Sony podpisało też umowę z Mercedesem, na mocy której swój wirtualny debiut mieć będzie śliczny Mercedes-AMG GT. To prawdziwa świeżynka, która swoją prawdziwą premierę miała 9.
Pierwsze, co powinniście zrobić po włączeniu DriveClub, to utworzenie lub dołączenie do jakiegoś klubu. Nie bez powodu gra nazywa się tak, jak się nazywa, wspomniane kluby to bowiem bardzo istotny element gry. Samochody odkrywane są w trakcie nabijania poziomów doświadczenia - zarówno kierowcy, jak i klubu, stąd początkowa rada. Nie warto jeździć w pojedynkę - ja zrobiłem ten błąd na początku i dziwiłem się czemu, większość aut wciąż pozostaje pod kłódeczką. Utworzyłem więc klub, dołączył do niego Koso i samochody zaczęły wpadać do mojego wirtualnego garażu zdecydowanie szybciej. Niestety, Marcin grał zdecydowanie mniej ode mnie, a jednoosobowe nabijanie punktów dla klubu to droga przez mękę.
Marcin Kosman: Nie jest to MotorStorm (poprzednia gra Evolution Studios). Nie jest to też Gran Turismo. I może z obu powyższych powodów bawiłem się z DriveClubem raczej średnio. Z moim niedorzecznym sposobem jazdy i odbijaniem się od współzawodników czułem się w zasadzie bezkarny. Mocno zawiódł mnie system klubów, sprowadzający się w zasadzie do zbierania punktów do wspólnego koszyka. W małych dawkach to przyjemne wyścigi, ale mimo wszystko spodziewałem się czegoś więcej. I nie, ta opinia nie jest zemstą za zarżnięcie WipEouta. Można.
Ta jedna sekunda
Podczas gdy recenzowana przeze mnie niedawno Forza Horizon 2 stawiała przede wszystkim na frajdę z jeżdżenia i zwiedzania, DriveClub idzie w drugą stronę. Zarówno w trybie Tour, pojedynczych przejazdach, jak i wyzwaniach (indywidualne, drużynowe) liczy się czas. Czas przejazdu, który będzie trzymał Was przy telewizorze i zmuszał do opanowania zarówno samochodu jak i trasy. Ta jedna sekunda to czasem być albo nie być jeśli chodzi o zdobytą gwiazdkę lub zaliczenie wyzwania wysłanego przez znajomego (lub kompletnie obcego gracza). Na trasach znajdziemy również małe wyzwania, jak na przykład nabicie odpowiedniej ilości punktów za czysty przejazd zakrętu, poślizgu w konkretnym miejscu lub wykręcenie najwyższej średniej prędkości na danym odcinku. We wszystkich tych „aktywnościach” walczymy z wynikami naszych znajomych.
Przy DriveClub przypomniały mi się studenckie czasy, kiedy w mieszkaniu mieliśmy jeden komputer. Było nas trzech i każdy ślęczał przez monitorem wykręcając jak najlepsze czasy w Colin McRae Rally 2. Te same nerwy, ta sama radość z pobicia czyjegoś czasu o sekundę czy pół. Poza świetnym modelem jazdy, to druga najbardziej wkręcająca w DriveClub rzecz. I moim zdaniem strzał w dziesiątkę - wyobrażam sobie, jak driveclubowe wyzwania podchodzą do Autologa od EA, klepią go po głowie jak małe dziecko i mówią „idź już do rodziców, nie masz tu czego szukać”.
Gra oferuje również bardziej klasyczne podejście do wieloosobowej zabawy. Możemy bowiem wziąć udział w normalnym wyścigu z innymi graczami. Ale i tu wjeżdża element klubowy, bowiem możemy ścigać się w klubowych grupach. Wyznaczane są wtedy drużyny, a finalny wynik wyścigu nie zależy od jednego auta. Podczas wieloosobowej zabawy nie zauważyłem jakichkolwiek lagów, samo lobby było natomiast dość przyjemne i szybko wrzucało do właściwego wyścigu.
fot. Polygamia
A włoski wysmagał wiatr
Pomimo rocznej obsuwy DriveClub, Evolution Studios nie zdążyło spełnić wszystkich obietnic i za to powinno dostać po głowie. W grze nie ma jeszcze trybu fotografii oraz opadów. Na obie opcje musimy poczekać przynajmniej do premiery, choć mówi się o dodaniu ich dopiero na przestrzeni października. Owszem, teoretycznie warunki pogodowe zmieniać można - na przykład podczas pojedynczych wyścigów, gdzie umożliwiono graczowi ingerencję w ustawienia. Niestety, póki co najwięcej zmienia pora dnia (w nocy niewiele widać, naprawdę). Zmiana słonecznego dnia na pochmurny to czysta kosmetyka, choć wybranie opcji „burza” sprawia, że na trasie wieje na tyle mocno, by przed autami przelatywały na przykład liście. Ale na prowadzenie samochodu nie ma to najmniejszego wpływu.
Zapewne zaskoczą Was dość nierealistyczne zmiany czasu podczas wyścigów trybu Tour. W przeciągu całej trasy minie bowiem na przykład pół dnia. Twórcy wprowadzili kompresję czasu, którą można samodzielnie ustawiać w pojedynczych wyścigach, w „kampanii” ingerować w nią niestety już nie można.
Maciek Kowalik: DriveClub wygląda mi na nieślubne dziecko Project Gotham Racing (model jazdy, punkty "za styl") z Forzą Horizon (sielskie widoczki, tu i ówdzie fajerwerki, brak spiny). Najważniejsze to szybko pogodzić się z tym, że to gra o ściganiu. Nie o ustawianiu ciśnienia w oponach. Nie o demolowaniu innych rywali na trasie. Liczysz się ty, Twoje auto i czas na mecie. Na DriveClub patrzę z perspektywy niedzielnego kierowcy, któremu takie podejście do sprawy powinno przeszkadzać, jednak model jazdy poprowadzony środkiem drogi pomiędzy arcade i symulacją przypasował mi na tyle, że ani myślę odpuszczać wyzwanie przed zdobyciem wszystkich gwiazdek. Nie klękam na kolana przed grafiką w żadnej grze, ale widoczki serwowane przez DC skutecznie zachęcają do jeszcze jednego okrążenia. Moim zdaniem warto zagrać, o ile rozsądnie nie oczekujecie tu drugiego Gran Turismo.
DriveClub bywa śliczny, ale bywa też przeciętny. Wszystko zależy od wybranej trasy. Wyścig Mini Cooperów na trasach w Indiach to festiwal dla oczu, spod kół lecą pożółkłe liście, a słońce świeci tak pięknie, że poczułem się prawie jak na zagranicznej wycieczce. Specjalnie powtarzałem ten wyścig kilka razy, żeby pooglądać widoki. Ale taka Norwegia zachwyca już tylko górami w tle, bo na samej trasie nie dzieje się praktycznie nic. Modele aut są ładne, ale nie ma tu wodotrysków z Forzy Motorsport 5. Z drugiej strony kokpity są świetnie dopracowane, zadbano o najmniejsze szczegóły. I choć dawno już przestałem jeździć w tym widoku, to dla DriveClub robię wyjątek i czerpię frajdę z wirtualnego siedzenia w wirtualnym kokpicie. Zniszczenia są niestety jedynie kosmetyczne i to w dodatku na tyle małe, że widziałem jedynie lekkie obcierki. Mocne uderzenie w barierkę raczej rzadko skutkuje dachowaniem, odbijemy się od niej tracąc cenne sekundy. Czasem można też dostać karę za kolizję lub ścięcie zakrętu. Gra odcina nam wtedy na kilka chwil przyspieszenie - nie polecam.
DriveClub bywa też niestety nudny, a to oznacza, że nie jest dla każdego. Na pewno nie jest dla osób, które planują po prostu wskoczyć do niego na chwilę i przejechać 1-2 wyścigi. Tu największa frajda zaczyna się po odblokowaniu lepszych aut, a to oznacza, że przy grze trzeba swoje wysiedzieć. Zaliczenie otrzymanych wyzwań bez nauczenia się trasy jest również mało prawdopodobne. Nie ma tu przepychu i wielkości gier z serii Gran Turismo, jednak DriveClub jest po prostu wymagający. Wymaga zarówno czasu, jak i zaangażowania w zabawę, dopiero wtedy pokazuje swoje prawdziwe oblicze. Dlatego nie jestem pewien, czy „darmowa” wersja z Plusa jest najlepszym pomysłem. Okrojona odsłona może zniechęcić do zakupu zamiast do niego nakłonić.
Werdykt
Spodziewałem się prostej, niewymagającej zręcznościówki, a dostałem solidne wyścigi, które często nie pozwalają mi odejść od konsoli. Przynajmniej do momentu poprawienia jakiegoś własnego czasu lub zaliczenia wyzwania wysłanego przez znajomego. To wyścigi, przez które zastanawiam się nad zakupem kierownicy do PlayStation 4. Ciekawy jestem, jak DriveClub rozwinie skrzydła, kiedy uzyska do niego dostęp większa liczba graczy. Mam bowiem wrażenie, że złapie mnie w swoje macki jeszcze mocniej, a wykręcone przez znajomych czasy będą śnić mi się po nocach. To nie jest tak, że DriveClub warto kupić tylko z powodu braku wyścigowej konkurencji. To po prostu dobre wyścigi, z fajnym, poważnym modelem jazdy, które trzeba mieć. Jeśli szukacie nowego PGR-a, to znajdziecie go właśnie w produkcji Evolution Studios.
Paweł Winiarski
Platformy: PlayStation 4 Producent: Evolution Studios Wydawca: Sony Dystrybutor: Sony Computer Entertainment Polska Data premiery: 08.10.2014 PEGI: 3 Grę do recenzji udostępnił dystrybutor. Screeny pochodzą od redakcji.
Driveclub (PS4)
- Gatunek: wyścigi
- Kategoria wiekowa: od 3 lat