Dreams zmierza na wirtualną rzeczywistość. Rozmawiamy z twórcą
"Niedorzecznie ambitny projekt" staje się jeszcze bardziej ambitny.
Mark Healey w branży jest niemal od zawsze. W latach 80. pracował w Codemasters, w kolejnej dekadzie dołączył do Bullfrog Productions, gdzie pracował przy m.in. "Theme Hostpial" czy "Dungeon Keeper". Potem dołączył do Petera Molyneuxa. kiedy formowało się Lionhead Studios i zdobywał kolejne doświadczenie przy grach "Black & White" oraz "Fable".
Z czasem postanowił jednak pójść na swoje i wspólnie z Alexem Evansem, Kareemem Ettouney'em i Davidem Smithem założył Media Molecule. Z tym ostatnim dzielił rolę dyrektora kreatywnego przy okazji "Little Big Planet" 1 i 2. Potem zajął się kolejnym kamieniem milowym w historii studia. Rzecz nazywa się "Dreams".
Celowo unikam określenia gra. "Dreams" to bowiem narzędzie, które we wprawnych rękach praktycznie nie ma limitów. Mniej zaznajomionym w temacie pokrótce przypomnę. W swoich założeniach "Dreams" przypomina nieco "Minecrafta", ale z ładniejszą grafiką. Media Molecule postanowiło oddać w ręce graczy silnik. Gracze przyjęli taką propozycję z otwartymi ramionami i zaczęli tworzyć. Efekty potrafią być powalające. Jedni odtwarzają gry, które znają i kochają, inni stawiają na oryginalne pomysły. Tu tylko kilka przykładów, wśród nich m.in. odtworzony "Fallout 4".
https://youtu.be/rTkKZLCL-vw
Kolejnym etapem rewolucji "Dreams" ma być wirtualna rzeczywistość. Bezpłatna aktualizacja, która ją wprowadzi pojawi się 22 lipca.
O tym co w niej zrobimy i zobaczymy, opowiedział nam Mark Healey.
Paweł Hekman: Sukces "Dreams" cię zaskoczył?
- Liczyłem na niego. To chyba oczywiste. Ale cały czas mam nadzieję, że to dopiero początek i prawdziwy sukces dopiero przed nami. Tym bardziej, że mamy na to plan, o którym nie mogę mówić <śmiech>.
Rozumiem, że wirtualna rzeczywistość ma być jednym z kroków do wypełnienia tego planu?
- Uważam, że to wielka szansa dla samego medium VR, które cały czas nie przebiło się do przesadnie szerokiej świadomości. Jesteśmy tym bardzo podekscytowani i liczymy, że VR przyciągnie nowych twórców i graczy. To pierwszy przypadek w historii, kiedy gracze będą mogli kreować własne światy w wirtualnej rzeczywistości. Jest w tym coś niezwykłego, może nawet trochę strasznego.
Strasznego?
- Nigdy nie wiesz, na co ludzie wpadną <śmiech>. A tak poważnie. Wyobraźnia społeczności nieustannie nas zaskakuje. Jeden z twórców spędził mnóstwo czasu w "Dreams", ucząc się i eksperymentując. Przykładowo, udało mu się zaprojektować maszynę, która pomogła mu stłuc płaski telewizor kulą do bilarda wylatującą ze stołu do snookera. Wyobraź sobie, co on wymyśli w wirtualnej rzeczywistości. Strach to może zbyt mocne słowo. Obawa przed nieznanym.
Mieliście jakieś problemy, przenosząc "Dreams" do VR?
- Planowaliśmy wirtualną rzeczywistość od dawna. Więc mieliśmy czas na odpowiednie przygotowania. Były mniejsze lub większe wyzwania programistyczne, ale to nie do końca moja działka. Te czasy mam za sobą <śmiech>. Prawda jest jednak taka, że pracując nad "Dreams" mamy sporą przewagę, bo wszystkie narzędzia i silnik gry jest nasz. Znamy go na wylot. Trochę mocowaliśmy się ze sterowaniem i kamerami, ale nie było to przesadne wyzwanie. Jak mówiłem, byliśmy do tego przygotowani. Przed wyzwaniem staną twórcy, którzy publikują swoje dzieła w "Dreams". W ich dotychczasowych produkcjach nagle będziemy mogli się rozglądać, więc trzeba będzie zadbać o rzeczy, których dotąd nie było widać. Pewnym problemem może być liczba klatek, rzecz absolutnie kluczowa przy wirtualnej rzeczywistości.
Jest coś w "Dreams", z czego jesteś szczególnie dumny?
- Jestem dumny, że udało nam się stworzyć tak niedorzecznie ambitny projekt, który w dodatku działa i podoba się ludziom. Wokół "Dreams" skupiła się cała masa utalentowanych osób, robiących niezwykłe rzeczy. Musimy jeszcze popracować nad "krzywą nauczania", bo niektóre kwestie sprawiają zbyt wiele problemów. Dumą napawa mnie też, że nadal ekscytują mnie nowości, które wprowadzamy. I to po tylu latach w branży <śmiech>.
Mówisz o wprowadzaniu nowości. Zakładam, że macie w planach kolejne atrakcje. Zdradzisz cokolwiek?;
- Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciał. Ale nie mogę. Powiem tyle: pod pewnymi względami wprowadzenie "Dreams" w wirtualnej rzeczywistości to koniec jednej z faz projektu. Natomiast następna faza... No cóż. Musicie uzbroić się w cierpliwość.