Dragon's Dogma już na Netfliksie. Obejrzałem 3 odcinki i nie jestem zachwycony
Chociaż to w 100 proc. japońska produkcja, stylistycznie bliższa jest tym amerykańskim podejściom do anime. Zatem podobnie jak "Castlevania" z Netflixa - ładne, ale z niezbyt pasjonującymi dialogami. A do tego dochodzą jeszcze niespecjalnie wciągające sceny walki.
18.09.2020 | aktual.: 19.09.2020 11:25
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Od 17 września na Netfliksie dostępna jest seria "Dragon's Dogma", kolejny "originals" tego serwisu. I kolejna adaptacja gry. Ale chociaż tematem zajmowali się Japończycy, efekt nie jest dla mnie specjalnie zachwycający. Ale po kolei - odświeżmy sobie pamięć o oryginale, bo to już 8 lat minęło od jego premiery.
"Dragon's Dogma" wyszło w maju 2012. Jeden z "underdogów" czasów X360 i PS3. Pozornie klon "Dark Soulsów", w praktyce bardzo fajny miks otwartoświatowego RPG z soulsowym zacięciem do walki, gdy przychodziło walczyć z bossami. Trochę niedoskonała mechanika i pewna aura niedopowiedzeń dodawała klimatu do otaczającego nas, ponurego świata.
Mimo wszystko zdziwiłem się, gdy zapowiedziano animację. Walki z wielkim potworami były zdecydowanie epickie, ale mocno enigmatyczny scenariusz i niespecjalnie żywiołowe dialogi nie wydawały się bazą na pełny serial. I po kilku odcinkach niestety to widać...
Dragon's Dogma | Official Trailer | Netflix
Początek zwiastuje jeszcze, że wszystko będzie w porządku. Mamy alternatywne względem gry intro, w którym Ethan, główny bohater, wykonuje szereg codziennych czynności - gadka szmatka, jedzenie, przechadzka przez swoje miasteczko, Cassardis (któremu odjęto ten grecki urok) i polowanie. W końcu przybywa smok, który zamienia Cassardis w zgliszcza, a Ethanowi wydłubuje serce.
Gdy się budzimy, pojawia się Pionek ("Pawn"), który obwieszcza nam, że my jesteśmy Przebudzonym ("Arisen"), a on będzie nam służył. Zatem szkielet historii się zgadza, tak samo jak okoliczne pejzaże. W mig rozpoznaję okolicę miasteczka, lasy, przesmyki, twierdzę, klify nad morzem. Wybór wilków na pierwszych przeciwników też słuszny - na początku gry były naszym głównym zagrożeniem.
Ale to tyle z miłych wrażeń. Walka? Ta z ludźmi i małymi stworkami - strasznie mało ciekawa, pełna dziwnych, nielogicznych sytuacji, za to pozbawiona całkiem epickości. Jeszcze gorzej, gdy zjawiają się duże potwory. Smok, cyklop, gryf, hydra - ok, mamy faktycznie bestiariusz z gry. Ale twórcy wrzucili je w zupełnie innym stylu graficznym od reszty animacji! Trójwymiarowe potworki wyglądają niestety trochę jak te stylizowane na lata 90. GIF-y 3D, które nakłada się w Instagramie na zdjęcia.
Być może serial pociągnie luka, którą zostawiła gra, czyli wspomniany, enigmatyczny scenariusz. Twórcy anime postawili na "opowieść drogi", w której niby celem jest smok, ale że do celu dłuuuga droga, to trzeba ją co chwila czymś nowym wypełniać. W grze też oczywiście wędrowaliśmy, ale tam cel wycieczki między punktami A i B był z reguły znany. Ale to, co zobaczyłem przez 3 odcinki, totalnie nie zachęca, by włączyć kolejny odcinek.
No, chyba że jak w telenoweli - przełączamy w oczekiwaniu na to, kiedy zacznie się coś dziać.
Nie chciałbym skreślać od razu całego "Dragon's Dogma", bo "Castlevania" też potrzebowała czasu, żeby się rozkręcić - ale ta druga produkcja przynajmniej z marszu przykuwała oko kreacjami monstrów i brutalnymi scenami walki. Tutaj podobnych haczyków nie widzę.