Dragon Age II: Znak zabójcy, czyli dworska intryga w pięciu aktach
Włamać się do najeżonego pułapkami skarbca, który jest zlokalizowany w Chateau Haine, fortecy nie do zdobycia, otoczonej gęstym lasem pełnym dzikich bestii. Warto? Tak, jeśli nie dla celu misji, to dla towarzystwa uroczej elfki o imieniu Tallis.
BioWare nie próbuje nawet ukryć, że tym, co ma nas zachęcić do kupna nowego dodatku, jest postać Tallis, w którą wciela się Felicia Day. Aktorka, scenarzystka, współtwórczyni popularnego internetowego serialu „The Guild” i obiekt westchnień licznej grupy nerdów. Felicia była też reżyserem (i odtwórczynią głównej roli) innego sieciowego serialu - „Dragon Age: Redemption”, który zadebiutował 11 października. W obu przypadkach wciela się ona w jedną i tę samą postać elfiego zabójcy. Media przenikają się więc, tworząc spójną całość. Spójności dopełnia oczywiście fakt, że postać Tallis została wymodelowana na wzór Felicii, z zachowaniem jej charakterystycznych ruchów i gestów podpatrzonych w serialu. Uprzedzając Wasze pytanie: nie, nie ma szans na wirtualny seks w stylu „Dragon Age”. Będzie Wam musiał wystarczyć flirt.
Plan jest prosty: wchodzimy, kradniemy, wychodzimy Fabuła dodatku kręci się wokół przedmiotu - obecnie znajdującego się u orlezjańskiego diuka, Prospera de Montforta - który Tallis chce pilnie odzyskać. Droga do niego prowadzi oczywiście przez Hawke'a, Czempiona Kirkwall. Nasz Czempion, w przeciwieństwie do zabójczyni, jest zawsze mile widzianym gościem na dworze szlachcica. Hawke, czy tego chce, czy nie, ulega czarowi Tallis i decyduje się pomóc jej w zdobyciu pożądanego przedmiotu. Brzmi znajomo? Na pewno dla fanów BioWare, a w szczególności tych rozmiłowanych w „Mass Effect”. Przy okazji jednego z dodatków do „Mass Effect 2”, zatytułowanego „Kasumi's Stolen Memory”, zaserwowano nam bowiem przygodę o bardzo podobnym zarysie. Mamy tu przyjęcie wyższych sfer, w czasie którego próbujemy dostać się do skarbca, a koniec końców finał i tak wymaga użycia sił. Czy to oznacza, że BioWare się rozleniwiło? Nie, a nowe rozszerzenie należy traktować raczej jako rozwinięcie pomysłu i krok w dobrym kierunku. Niestety, daleko jeszcze do celu.
W odróżnieniu od dodatku do „ME2”, zawiązanie akcji jest tu o wiele bardziej wiarygodne, czy raczej - prostu jest, co już stanowi krok naprzód. Nie trafiamy bowiem od razu na przyjęcie. Wcześniej musimy zadbać o przychylność i uwagę szlachcica, które zapewnią nam bliższy kontakt z nim. Na szczęście w Chateau Haine zjawiamy się w momencie, gdy gospodarz zamku, wraz z gośćmi i całą świtą, wybiera się na polowanie, którego celem jest wywerna, więc nadarzy się okazja do zaimponowania szlachcie. Po tym ciekawym wstępie trafiamy w końcu na dwór, w otoczenie arystokratów, i przystępujemy do realizacji planu. Nie będę Wam psuł zabawy, ale zapewne domyślacie się, że zamierzenia nie przeżyją konfrontacji z rzeczywistością.
Chociaż chęć zwiększenia spójności całej historii poprzez dodanie wiarygodnego wprowadzenia jest krokiem w dobrym kierunku, to jednak nie wykorzystano pełnego potencjału. Już na etapie polowania dowiadujemy się, że od tego, jak duży okaz wywerny upolujemy, będzie zależało to, jak wielką przychylność gospodarza sobie zaskarbimy. Sugeruje się nawet, że od tego może zależeć to, jak blisko niego zasiądziemy przy stole w czasie przyjęcia. Koniec końców okazuje się, że na przyjęciu nie ma nawet stołu, a diuk nie ma nam do powiedzenia nic ponad to, że cieszy się, iż nas widzi. Całkowicie zmarnowana szansa na przygotowanie sceny przy stole biesiadnym, gdzie od naszego intelektu i uroku osobistego mógł zależeć postęp w wykonaniu zadania. Nie miałbym o to pretensji, gdyby nie fakt, że sama gra sugeruje taki przebieg wydarzeń.
Skok w bok W „Znaku zabójcy” jest kogo skrócić o głowę. W dalszym ciągu większość problemów rozwiązuje się sztyletem i kulą ognia. Za sprawą dodatku natkniemy się nawet na trzech nowych odbiorców tych uprzejmości. Wspomnianą wywernę, która upierdliwością ustępuje tylko smokom, poczwary przypominające murlocki ze świata Warcrafta, niestanowiące jednak większego wyzwania, oraz wariację na temat łotra pod postacią arlekina. Na szczęście dodatek oferuje również odrobinę urozmaicenia. Po pierwsze, możecie się spodziewać całkiem długiej sekcji skradankowej, która będzie od Was wymagała cichego poruszania się, krycia się w cieniu i ogłuszenia kilku strażników. Są to oczywiście rozwiązania zaaranżowane w już istniejącym silniku „DA” i nie należy się spodziewać gimnastyki na miarę Sama Fishera. Dysponujemy co prawda możliwością odwrócenia uwagi strażnika, ale już ogłuszenie działa tylko na pół minuty. Widać Hawke nie potrafi bić równie mocno co inni weterani infiltracji. Omawiana sekcja nie jest na szczęście na tyle długa, by zdążyła zirytować.
Powiewem świeżości jest wieloetapowa pułapkozagadka, która wymaga zaangażowania szarych komórek. Jest ona opcjonalna, ale warto poświęcić jej uwagę. Zabawa z ustalaniem sekwencji okrywania części mozaiki czy w zadanie testujące naszą spostrzegawczość i pamięć skutecznie wydłużają zabawę.
Również ostatni pojedynek zasługuje na pochwałę. Zwyczajnie trzyma się on standardów wyznaczonych przez poprzednie rozszerzenie, ale nie popełnia jego błędów. Oznacza to, że walka jest długa, podzielona na sekcje i wymaga dopasowania taktyki, ale nie stosuje tanich sztuczek.
Z dodatku na dodatek Z dodatku na dodatek jest coraz lepiej. Po niezłym „Dziedzictwie” dostajemy dobry „Znak zabójcy”. Angaż Felicii Day to strzał w dziesiątkę: szczerze się zaśmiałem, gdy oglądałem jej taniec, który miał zwabić wywernę, a nie była to jedyna okazja, gdy na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Jeżeli tylko nie zniechęca Was fakt, że czwartą część dodatku stanowi sekcja logiczna, to jest to rozszerzenie warte tych 800 MSP / 36 zł.
Marcin Jank