Do kogo należy zakończenie Mass Effect 3?
Bioware rozważa zmianę zakończenia Mass Effect 3 - co jest świetnym posunięciem. Nie dlatego, że zakończenie jest złe - nie wiem, jeszcze nie widziałem - a dlatego, że pokazuje iż obchodzą ich fani i ich emocje. I że są konsekwentni. (Tekst nie zawiera spoilerów.)
Fani Mass Effect 3 dzielą się na zadowolonych z zakończenia i nim rozczarowanych. Ale jest jeszcze jeden podział - część uważa, że nawet jeśli zakończenie jest słabe, to Bioware powinno się go trzymać. Inni twierdzą, że nie ma problemu, by je zmienić albo chociaż wyjaśnić i doprecyzować istniejące.
Wśród przeciwników zmiany często powtarza się argument, że gra jest spójnym dziełem. Skoro Bioware miało swoją wizję, to nie powinno jej zmieniać, bo komuś się nie podoba. Czy widział ktoś zmianę zakończenia filmu lub książki pod wpływem żądań fanów?
Fanowska sonda na forum Bioware (ona już zawiera spoilery)
W przypadku książek nie przypominam sobie takiego precedensu. Jednak w filmach wszelkiego rodzaju alternatywne zakończenia są częstym dodatkiem do wersji DVD, Blu-ray, uncut, reżyserskich i innych. George Lucas wklejając Haydena Christensena w zakończenie "Powrotu Jedi" pokazał, że nie ma świętości, na które nie można się porwać. Zwykle jednak takie dodatki pozostają dodatkami, nie zastępują oryginału. Niemniej analogia do filmów i książek jest błędna.
Mówimy o grach. Które choć aspirują do bycia częścią kultury, są od pozostałych jej tworów całkowicie różne. Są interaktywne, często mają wiele zakończeń. A proces ich tworzenia nie kończy się z datą premiery.
Gry przestają (a może już przestały) być skończonym produktem. Minęły czasy, gdy kupowaliśmy w sklepie pudełko z zamkniętą i ostateczną całością. Internet upowszechnił łatanie i aktualizowanie gier po premierze, nikogo już nie dziwi (choć często irytuje), że premiera pierwszego patcha często pokrywa się z premierą gry. Dodatki do gier rozwijające ich fabułę są stare jak ta branża - a jak często widzimy dodatek do książki lub filmu?
Gry stają się usługą. W dyskusjach o grach używanych często przypomina się nam, że kupujemy nie grę, a licencję na jej używanie. Każe się płacić osobno za tryb dla wielu graczy. A także za dodatkową zawartość - czasem są to nowe elementy, rozszerzające grę, jak dodatki do Fallout: New Vegas. A czasem coś, co od początku procesu produkcji zaplanowano jako składnik głównej fabuły, ale sprzedawany osobno. Bywają tu ewidentne przypadki, jak dwa rozdziały wycięte z Assassin's Creed 2. Bywają niuanse, jak proteańska postać w Mass Effect 3 - o której Bioware twierdzi, że powstała po skończeniu tworzenia gry i nie jest kluczowa dla fabuły, zaś część graczy uważa wręcz przeciwnie. Siekanie gier na kawałki ma oczywiście na celu zarabianie na nich dłużej i zniechęcenie nas do sprzedawania płyty.
Są i zalety takiego podejścia - jak przypadek gry Fight Night Champion, którą można sobie skompletować z pasujących elementów. Chcecie tylko tryb dla wielu graczy i edytor postaci? Nie ma problemu. Podobnie działa osobne sprzedawanie w niższej cenie trybu multi do Killzone 3 - wiem, że płacę za część produktu, ale płacę dużo mniej. Jako klient jestem traktowany fair i jasno: "Oto nasza gra w częściach, wybierz sobie coś". Nikt nie mydli mi oczu "kompletną historią", do której potem wyda nieistotne dla fabuły, ale jednak ważne dodatki.
Mass Effect 2 pokazał nam, że Bioware nie ma oporu przed sprzedaniem kawałków historii osobno. Spotykając Liarę czułem, że jej wątek nie został rozwinięty - "Lair of the Shadow Broker" potwierdził moje podejrzenia. Zaś wszyscy, którzy zaczęli grę w ME3 bez znajomości dodatku "Arrival" do ME2 czuli, że coś ich ominęło. Nie twierdzę, że Bioware wycięło te fragmenty z gotowej gry - raczej od początku zaplanowało, że potem "uzupełni" swoją historię.
Więc czemu nie mieliby "uzupełnić" Mass Effect 3. Skoro promowali taką postawię wcześniej, to dlaczego teraz mieliby się z tego wycofywać? Mają świadomość, że sami ukręcili na siebie bicz - wychowali klienta, który spodziewa się, że do gry można coś dodać. Gracze, którzy domagają się zmiany lub wyjaśnienia zakończenia są gotowi zapłacić za stosowną łatkę - jak absurdalnie by to nie brzmiało.
W moich gdybaniach utwierdza mnie wczorajsza wypowiedź Raya Muzyki opublikowana na blogu Bioware, który informuje, że uważnie przysłuchują się graczom, czytają wszelkie możliwe wypowiedzi:
Gorąco wierzę, że gry są sztuką, że wpływają na odbiorców, którzy są bardzo zaangażowani w historię i którzy mają prawo do konstruktywnej krytyki. Ale jednocześnie wierzę w zasadność decyzji zespołu deweloperskiego. Wraz z nimi myślimy intensywnie, co zrobić z komentarzami dotyczącymi zakończenia, nie zaburzając wizji artystycznej i integralności gry. (...)
Przygoda w Mass Effect wywołuje wiele bardzo osobistych emocji w graczach; jednak nawet nas bardzo zaskoczyła wyjątkowo mocna reakcja naszych lojalnych fanów na obecne zakończenia Mass Effect 3. Przejmujemy się tym przypadkiem i odpowiemy na wątpliwości graczy w niedługim terminie i odpowiedni sposób. Ciężko nad tym pracujemy. (...)
Więcej dowiecie się w kwietniu. Pracujemy ciężko, by zachować równowagę między wizją w oryginalnej opowieści, a potrzebami graczy, których słuchamy. W wolnym tłumaczeniu: tak, mamy wizję artystyczną, ale jesteśmy skłonni od niej odstąpić.
Wersja dla miłośników teorii spiskowych: od początku planowaliśmy drugie zakończenie, teraz sprzedamy Wam je jako "specjalnie na waszą prośbę".
Niemniej - to dobry ruch. Uczciwy.
Jeśli Bioware chce być konsekwentne, to tak samo jak dodawało postacie czy misje, powinno móc zmienić zakończenie lub dodać kolejny jego wariant. Jeśli zaś odmówiłoby fanom tego prawa, to niech ich "skończone i przemyślane gry" faktycznie zaczną takie być - koniec wycinania kawałków "bez wpływu na fabułę" i sprzedawania osobno. Ten drugi pomysł to wizja idealistyczna - DLC jest zbyt skuteczne, zbyt wielu graczy je kupuje. Wielu narzeka, a mimo to kupuje.
Zachowanie Bioware to w pewnym stopniu efekt zmian, jakie zaszły na rynku. Dzięki licznym platformom komunikacji graczom coraz łatwiej jest dotrzeć do twórców, a im coraz trudniej ignorować głos fanów. W grach free2play i indie częste są przypadki, gdy to społeczność graczy prosi o dodanie lub zbalansowanie jakiegoś elementu, a twórcy to robią. Wiedzą, że czasem warto zaufać swoim fanom, którzy często grają w grę więcej i znają ją lepiej, niż oni. Działanie Bioware byłoby krokiem dużego wydawcy w takim kierunku.
Ta zmiana jest nieco inna, bardziej znacząca - dotyczy fabuły, nie mechaniki. Można patrzeć na to jak na wielki krok w stronę interaktywności - losy postaci z gry wreszcie faktycznie zależą od graczy.
Oczywiście cały ten wywód ma sens tylko w jednym wypadku - jeśli Bioware faktycznie obchodzi zdanie fanów, to powinno wypuścić ten dodatek za darmo i do opcjonalnego pobrania.
Paweł Kamiński