Długo nie będzie lepszego dnia do odpalenia Battleborn niż najbliższa sobota
Fani - niczym w czasach internetu wydzwanianego przez 0202122 - postanowili skrzyknąć się na wspólne granie.
Nie kopmy już leżącego, retorycznym dopytywaniem się, jak fakt, że społeczność musi umawiać się na wybrany dzień, by pograć bez wielominutowego czekania na matchmaking, świadczy o grze nastawionej na multiplayer. Wiemy jak jest. Battleborn nie wypaliło i Gearbox rozpoczął już wdrażanie planu B. Randy Pitchford nie chce używać nomenklatury free-to-play, ale skoro jakaś część gry będzie darmowa, a resztę będziemy mogli dokupić w razie potrzeb... Nie wiem, czemu szef studia chce tworzyć nowe nazwy.
W każdym razie - Gearbox nie zamierza wyciągać wtyczki w serwerowni. A społeczność ogłasza wszem i wobec, że 12 listopada będzie "Dniem Battleborn". Brzmi doniośle i jeśli faktycznie jest to oddolna inicjatywa, to mogę jej tylko przyklasnąć. Bo Battleborn nie jest takie złe. I po prostu fajnie byłoby móc w niego normalnie grać, nie przejmując się opiniami zakochanych w Overwatchu. Sobotni zryw pokaże czy są na to jeszcze szanse i będzie dobrą okazją do ściągnięcia gry z półki czy wygrzebania jej z czeluści Steama. Swoje dorzuci też Gearbox, tworząc specjalną playlistę na ten dzień. Może z bonusowymi punktami doświadczenia czy kredytami. Może z odblokowanymi wszystkimi postaciami. Sugestie zbierane są na Reddicie, a developer ma wreszcie okazję, by zdobyć wśród społeczności kilka punktów.
Może się uda, może nie - spróbować nie zaszkodzi, a zawsze to jakaś okazja, by wycisnąć jeszcze trochę radochy z zakupu. I tylko strach zaglądać w kalendarz, by sprawdzić datę premiery Battleborn. Lot na dno był absolutnie ekspresowy.
Podobne akcje w wydanym pięć lat temu Dark Souls nie dziwią i pokazują siłę społeczności. Mam nadzieję, że czytaliście kapitalną notkę Pawła Kumora o "Powrocie do Lordran".
Maciej Kowalik