"Disco Elysium" mogło nie być tak dobre, gdyby nie Polacy
Brzmi to trochę jak zachowanie Joeya z "Przyjaciół" i jego radości, gdy zobaczył swoją twarz na ekranie telewizora. Lubimy ekscytować się polskimi nieznaczącymi wątkami, ale akurat ten z "Disco Elysium" taki nie jest.
I potwierdzają to sami twórcy gry, którą zachwycaliśmy się my, którą zachwycił się cały świat i obsypał ją nagrodami. "Disco Elysium" z intrygującego erpega zamienia się w globalny hit, bo doczeka się nawet serialu. Nie mam pojęcia, czy to dobry pomysł i czy uda się to wszystko przenieść na ekran telewizora, ale sam fakt jest dowodem na to, że "Disco Elysium" namieszało.
Historia mogłaby potoczyć się inaczej, gdyby nie wrocławskie The Knights of Unity. Współpracę polsko-estońską zachwalają sami twórcy z ZA/UM. Według nich działania Polaków… uratowały projekt.
O ogromnym wkładzie polskiego studia pisze serwis gram.pl. W rozmowie z Mateuszem Mucharzewskim Kamil Kloc, business development specialist w The Knight of Unity, tłumaczy szczegóły przedsięwzięcia:
Niewiele? Tak może się tylko wydawać. Wkład Polaków był ogromny. Gdyby było inaczej, Estończycy nie przesłaliby replik czterech statuetek otrzymanych w zeszłym roku na gali The Game Awards. A tak się właśnie stało. Powstały na wyraźne życzenie twórców "Disco Elysium", by podkreślić znaczenie współpracy i docenić robotę naszych rodaków.
W całej tej historii nie chodzi o patriotyczne uniesienia rodem z memów "Poland strong". To niezwykle ciekawe, że za sukcesem stoją bardzo często niewidzialni ludzie, którzy nawet nie pracują bezpośrednio w danej ekipie odpowiedzialnej za grę. To miłe, że potrafią być za swoją pracę docenieni. Bo choć outsourcing to codzienne zadanie "specjalistów od Unity" - jak określa się Polaków - to jednak nie zawsze dotyczy on takich projektów jak "Disco Elysium". I pewnie nie zawsze spotyka się z takim odbiorem. Sympatyczna historia.