Życie uczuciowe Juliana Luxemburga trudno uznać za szczególnie bogate. Właściwie to nie istnieje, a umówiona przez znajomego randka zdaje się być wyspą nadziei na morzu samotności. Julian więc przygotował romantyczną kolację i czeka. A ja wraz z nim.
„Dinner Date” umieszcza gracza w roli „podświadomości” głównego bohatera. Śledzimy jego myśli i możemy wydawać proste polecenia w rodzaju „spójrz na zegar”, „zjedz kanapkę”, „spójrz w lewo”, „zaciągnij się papierosem”. Julian zrobi to, co mu się każe, czasem akcja nie ruszy naprzód, dopóki gracz nie zleci konkretnej czynności. Naiwnie wierzyłem, że to, co robię, ma choć minimalny wpływ na akcję gry. Niestety, „Dinner Date” jest jak najbardziej liniowe.
I kończy się po 20 minutach.
Głównym problemem „Dinner Date” jest fakt, że jej autor, Jeroen D. Stout, wpadł na świetny pomysł, opracował ciekawą formę, a potem zapomniał, że warto byłoby wypełnić grą jakąś treścią. W momencie, w którym zobaczyłem napisy końcowe, czułem głównie niedowierzanie. To naprawdę wszystko? Facet czeka na dziewczynę, ta się spóźnia, a on się denerwuje i snuje różne myśli? Serio? Niestety, tak, serio.
Wbrew obawom niektórych „Dinner Date” nie jest żadnym nadętym psychologicznym thrillerem, który chce przeczołgać gracza przez ciężki temat, a potem odbiec, wymachując białym szalem i beretem. Jest prostą historią obyczajową, opowiadającą o sytuacji, która mogła przydarzyć się każdemu. Historii, która skończyła się, zanim miała szansę się rozpocząć. Grze brakuje wykopu, treści, zawartości. Fajnie, że mogę siedzieć sobie w głowie bohatera i wysłuchiwać jego myśli, ale nie różni się to zbytnio od dziesiątków innych monologujących bohaterów.
Być może autorowi chodziło o pokazanie, że czekanie na randkę to jedna z tych sytuacji, kiedy można robić wszystko, a nie ma się wpływu na nic. Bo osoba, na którą czekamy albo przyjdzie, albo nie. Ale w takim wypadku jest to średni temat na grę.
Aż prosi się o to, aby dać graczowi możliwość pokierowania losami Juliana. Aby mógł się upić i nie usłyszeć dzwonka do drzwi. Aby mógł się wściec i zrugać spóźnioną randkę. Świetnie byłoby pokazać wieczór także z perspektywy tej drugiej osoby. Może jej autobus się zepsuł i nerwowo stoi gdzieś w korku, równie bezradna co jej partner? Możliwości jest wiele.
„Dinner Date” jest po prostu malutkim, amatorskim epizodzikiem wyjętym z większej produkcji w stylu Heavy Rain. Z fajną stylistyką graficzną i perspektywą. Ale w ogólnym rozrachunku raczej wprawką niż pełnoprawnym dziełem.
Od momentu swojej premiery gra Stouta znacząco potaniała, więc jeśli lubicie tego rodzaju eksperymenty, to zerknijcie na Steam. Może następna produkcja będzie lepsza.
Konrad Hildebrand