DICE dyskryminuje kobiety, bo tak. Czy możemy wreszcie skończyć ze sztuczną poprawnością w grach wideo?
Serio, czasy się zmieniają, mamy równouprawnienie, i bardzo dobrze, inaczej postrzegamy pewne kwestie, a nasze podejście do „niewygodnych” tematów zmieniło się na przestrzeni ostatnich lat. Ale nie popadajmy, kurka, w skrajności.
Pamiętam czasy, kiedy aby połączyć się z Internetem wybierało się na modemie numer 0 202 122, ustawiało liczbę prób na 99, szło zrobić herbatę, wyprowadzić psa na spacer i przy odrobinie szczęścia można było przeglądać sieć po mniej niż godzinie. W związku z tym śmiało mogę powiedzieć, że w „internetach” widziałem już wszystko i nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć.
Mimo tego co jakiś czas trafiam na coś, po zapoznaniu się z czym zaczynam się zastanawiać, czy ktoś tak poważnie, czy jednak robi sobie jaja. Coś takiego znalazłem wczoraj. Oto autorka – a może autor, bo osoba ta nie raczyła się podpisać - w swoim „felietonie” oburza się na fakt, że w Battlefield 1 nie będzie kobiecych postaci, także w multiplayerze.
Battlefield 1 oficjalne wideo z rozgrywką
Chodzi głównie o to, że DICE postanowiło porzucić pomysł bohaterki, bo - jak mówią plotki - taka forma nie spodobałaby się odbiorcom. Skandal. Przecież gry wideo to wcale nie biznes, dotarcie do swojego "targetu" nie ma żadnego znaczenia, a pieniądze tworzą się same, jeśli tylko staramy się zadowolić każdego, najlepiej tego, który najgłośniej krzyczy. Brawo...
Szczegół, że w Pierwszej Wojnie Światowej kobiety w armii co prawda służyły, ale pełniły marginalną rolę. Takie były wtedy czasy i nie ma co robić z tego zagadnienia. Tymczasem swoje oburzenie wyraża nie tylko osoba odpowiedzialna za artykuł na vgpwn.com, ale też była programistka w DICE, Amandine Coget. Brakuje jeszcze Anity Sarkeesian, która podnosi już chyba raban o ikonkę auto save’a w grach…
Takie sytuacje niestety zdarzają się coraz częściej, a ich absurdalność przestała już śmieszyć, a zaczęła irytować. Pamiętacie zamieszanie z pozą Tracer w Overwatch? Tak bardzo to nagłośniono, że Blizzard w końcu się złamał i ją zmienił. Tyle dobrego, że firma postanowiła przy okazji ze wszystkiego zażartować.
Magazyn TIME pisał w kwietniu o badaniach, które wykazały, że nastolatki grające w pełne seksizmu i przemocy gry wideo wykazują mniejszą empatię w stosunku do krzywdzonych kobiet. 154 dzieciaków podzielono na trzy grupy i każda grała w inną grę. Dwie części GTA (jako te z seksizmem i przemocą), oba Half-Life’y (sama przemoc), Dream Pinball 3D i Q.U.B.E. 2 (bez seksizmu i przemocy).
Po wszystkim zadano badanym pytanie, z bohaterem której gry identyfikowali się najbardziej, a następnie pokazano zdjęcie młodej dziewczyny bitej przez chłopaka. O dziwo, najbliżej wszystkim było do protagonistów GTA. Ciekawe czemu? Czyżby dlatego, że z wybranych gier tylko ta seria takie coś umożliwia? Gordon Freeman jest świetny, ale raczej mało się udziela, a niespecjalnie widzę możliwość wczucia się w rolę piłeczki od flippera. Z pewnością nie to jest powodem. Przecież badania naukowe wykonuje się rzetelnie…
Idźmy dalej, francuski rząd rozważa opcję finansowego wspierania twórców promujących pozytywny wizerunek kobiet w grach. Z kolei tytuły uznane za seksistowskie spotkają się z reperkusjami w postaci na przykład usunięcia ich reklam z czasu największej oglądalności. Genialne. Walczmy z dyskryminacją stosując… dyskryminację.
Nie zrozumcie mnie źle. Kobietom, a w zasadzie wszystkim ludziom, należy się szacunek. No chyba, że ktoś bardzo stara się, żeby było inaczej. Są tytuły, które faktycznie traktują kobiety przedmiotowo, ale powiedzmy sobie szczerze – z facetami jest podobnie. Weźmy sobie pierwszego z brzegu bohatera gry wideo. Idealnie wyrzeźbiony, ociekający testosteronem i nieczujący bólu ultra samiec. I to jest w porządku? Ano jest, bo gry wideo to sztuka jak każda inna i twórcy mają pełne prawo robić je takimi, jakimi tylko sobie wymarzą.
Zresztą czy naprawdę jest tak źle? Gry są jak książki czy filmy – mniej i bardziej ambitne. Dziś już nikt nie podnosi krzyku na hit kinowy, w którym główny bohater w pojedynkę przewala się przez tabuny wrogów niczym Jagiełło przez Krzyżaków pod Grunwaldem. Zdaje się też, że wielce oburzeni nie dostrzegają właśnie tych poważniejszych produkcji. Life is Strange, To The Moon, That Dragon, Cancer i wiele innych pokazują przecież, że da się zrobić coś, co nie jest tylko ociekającą seksem strzelaniną.
Wracając natomiast do obecności kobiet w Battlefieldzie 1, to ktoś próbuje wygenerować problem tam, gdzie go nie ma. Może stać się popularnym, nabić kliknięcia. Szkoda, że popada w ten sposób w skrajność i tak naprawdę robi z siebie idiotę. A swoją drogą, DICE potwierdziło, że w kampanii dla pojedynczego gracza wcielimy się w kobietę.
Bartosz Stodolny