Diablo 3: Reaper of Souls - recenzja
Miło mi donieść, że prawie 2 lata po premierze w Diablo 3 wreszcie gra się super.
04.04.2014 | aktual.: 30.12.2015 13:26
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Repair of Souls Znam kilku gorących przeciwników polskiej wersji Diablo 3, ale prywatnie uważam, że to jedna z lepszych lokalizacji ostatnich lat. Podobnie jest w przypadku dodatku. Bardzo dobrze dobrano aktorów dubbingujących poszczególne postaci, szczególnie podobał mi się mój lekko zblazowany krzyżowiec. Nie zauważyłem żadnych błędów, za to wiem, że tłumaczom udało się przemycić kilka dowcipów zrozumiałych tylko dla polskich graczy. Dobra robota.
Prawdę mówiąc, część powodów, dzięki którym tak dobrze grało mi się w Reaper of Souls, nie wynika z samego dodatku, ale ze zmian, jakie w tym samym czasie pojawiły się w podstawowej wersji gry. Do Diablo 3 warto wrócić nawet wówczas, jeśli nie zdecydujecie się na razie na zakup rozszerzenia. Wszystko z powodu dwóch rzeczy: nowego systemu poziomów trudności oraz nowego systemu łupów.
Swego czasu Diablo 3 odrzuciło ogromną liczbę graczy między innymi dlatego, że było po prostu nudne. Rozpoczęcie gry nową postacią wymagało każdorazowego przejścia jej na nużąco łatwym, nieciekawym "normalu". Prawdziwa zabawa zaczynała się dopiero na kolejnych poziomach trudności. Nie każdemu chciało się męczyć kilkanaście godzin, by wreszcie coś zaczęło się dziać.
Teraz jest inaczej. Poziomów trudności jest pięć, a na ostatnim można jeszcze zwiększać siłę potworów, jeśli komuś ciągle jest za łatwo. Na potrzeby recenzji przeszedłem całą grę, nie tylko piąty akt, od zera. Wybrałem trzeci poziom trudności. Dobrnięcie do końca zajęło mi prawie 35 godzin, wspiąłem się w tym czasie na 62. poziom. I nie nudziłem się ani przez chwilę: gra zawsze była wyzwaniem.
Nie czułem znużenia także dzięki nowemu systemowi łupów. Przedmioty legendarne pojawiają się teraz regularnie, a nie raz na 30 godzin. Potrafią przy tym wypaść nie tylko z największych bossów, ale choćby i ze zwykłych beczek czy skrzynek. Zdecydowanie lepiej dopasowany do postaci, którą się aktualnie gra, jest także sprzęt żółty i niebieski. Co chwilę znajduje się coś wartego założenia. Zupełnie z innym nastawieniem idzie się na najbardziej wymagające bitwy, gdy praktycznie pewne jest, że zobaczy się nowe przedmioty legendarne.
Te dwie zmiany to najlepsze, co mogło przytrafić się Diablo 3. Można narzekać, że trzeba było czekać na nie prawie 2 lata, ale lepiej późno, niż wcale. Ale: są one dostępne także w podstawowej grze, więc nie mają bezpośredniego wpływu na ocenę dodatku.
Trzeci dzwonek Skoro Diablo został pokonany, podobnie jak reszta demonów, to z kim teraz mogą zmierzyć się bohaterowie gry? Otóż z samą Śmiercią, którą w świecie Sanktuarium uosabia oszalały anioł Maltael. Historia ciągle jest absolutnie pomijalna, ale jeśli kogoś interesuje to uniwersum, to znajdzie tu sporo nowych informacji na jego temat, choćby o stworzeniu rodzaju ludzkiego. Zirytowało mnie za to zakończenie. Nie będę go zdradzał, ale Blizzard nie mógł wymyślić bardziej oczywistego sposobu na zostawienie sobie furtki do następnych części serii.
Jak bagna, to pełne potworów
Medalion Geralta? Kusza Ordona? Zobacz najzabawniejsze przedmioty z polskiej wersji Diablo 3.
W dodatku trochę większą rolę grają towarzysze bohatera - szelma, templariusz, zaklinaczka i złotnik doczekali się pobocznych, opcjonalnych misji. Jeśli ktoś śledził ich historie, to dowie się, co stało się z siostrami Eireny i jak potoczyły się losy brata Lyndona. Kormak odwiedzi swój zakon, a Shen wyruszy na poszukiwania niezwykle cennego klejnotu. Misje te są wyjątkowo krótkie, ale sam fakt ich istnienia miło mnie zaskoczył.
Piąty akt nie jest już tak strasznym recyklingiem pomysłów z Diablo 2, jak cztery poprzednie, ale jeśli ktoś oczekiwał powiewu świeżości, to raczej się go nie doczeka. Odwiedzamy gotyckie miasto, zatęchłe bagna, zamglony cmentarz, pola bitwy między aniołami i demonami, zawieszoną w przestrzeni Fortecę Pandemonium oraz parę mniej istotnych miejsc. Walczymy z hordami upiorów i rozmaitych nieumarłych, bestiami, robalami, szczurami, a w końcu pomiotami piekieł. Ot, standard, Blizzard nie wychodzi poza utarte schematy. Ale przynajmniej żongluje rodzajami odwiedzanych lokacji. Nie ma tu na szczęście powtórki z aktu drugiego i ciągłego biegania po bardzo zbliżonych miejscówkach. Mimo braku oryginalności, piąty akt podoba mi się najbardziej ze wszystkich, może właśnie dlatego, że nie jest powtórzeniem pomysłów z Diablo 2. Miłym zaskoczeniem są wydarzenia poboczne, których jest dużo więcej niż wcześniej. Zwłaszcza w mieście co chwilę wpada się na jakąś opcjonalną lokację do zbadania.
Na koniec warto wspomnieć jeszcze o finałowej bitwie. Starcie z Maltaelem to chyba pierwsza naprawdę niełatwa potyczka z bossem w całej grze. Miłe zaskoczenie.
Foch?
Krzyżowiec i krzyżówka W dodatku dostajemy także nową klasę: krzyżowca, czyli w pewnym sensie odświeżoną wersję paladyna z drugiej części. Od razu został moim ulubionym bohaterem. Z jednej strony jest ciężko opancerzony, ale z drugiej zdatny do zadawania naprawdę ogromnych obrażeń. I, w przeciwieństwie do barbarzyńcy, wyposażony w tarczę. Rycerz z krwi i kości, a nie jakiś tam dzikus z toporem.
Prawdę mówiąc, zestaw umiejętności krzyżowca wydaje mi się momentami aż zbyt różnorodny. Może i atakować wręcz, i na średni, i nawet na daleki dystans. Ma sporo ataków obszarowych i dużo sposobów na ucieczkę. W drużynie wybitnie sprawdzi się w roli tanka, ale będzie przy tym zadawał całkiem poważne obrażenia. Mam wrażenie, że jest trochę potężniejszy od pozostałych klas - ale Diablo 3 nie jest grą PvP, więc nie jest to wielkim problemem. Tak czy inaczej, krzyżowcem gra się świetnie. Ciężko nie czuć satysfakcji przy używaniu umiejętności, która pozwala spaść wrogom z nieba na głowy, zadając im przy tym monstrualne obrażenia. Albo rzucając w nich młotem. Albo szarżując na nich z tarczą. Albo tratując ich na widmowym koniu. Miód.
Tuż przed walką z Maltaelem...
Ahoj, wesoła przygodo Trzecią największą nowością w Reaper of Souls jest tryb przygodowy, dostępny po jednorazowym zakończeniu gry jedną z klas. Zamiast podążać za kampanią i w ten sposób przechodzić grę, można dowolnie skakać między lokacjami i podejmować się prostych, losowo generowanych zadań ("zabij określoną ilość wrogów", "zabij bossa" itp.). Jeśli zbierze się dzięki nim pięć specjalnych kluczy, to otrzymuje się dostęp do Szczeliny Nefalemów, losowo generowanego lochu. I tak można bez końca, cały czas zdobywając coraz lepsze wyposażenie, kolejne poziomy i specjalne odłamki, które dają dostęp do powracającego do Diablo hazardu. Nikt nie broni, by w ten sposób zacząć zabawę nową postacią. To ulga dla wszystkich tych, którzy mają dość przeklikiwania się przez ciągle te same dialogi i scenki. Znów: nie wiem, czemu Blizzard wprowadził taki tryb tak późno, ale dobrze, że wreszcie to zrobił.
Zaklinam cię Nowy akt, nowa klasa i tryb przygodowy to najważniejsze zmiany, ale tych jest oczywiście jeszcze trochę. Limit poziomów doświadczenia podniesiono do siedemdziesięciu, co oznacza, że każdy bohater zyskał jedną nową umiejętność aktywną. Warto wspomnieć także o nowej rzemieślniczce, Myriam. Może ona nie tylko zmienić jedną z cech przedmiotu, co bywa bardzo przydatne, ale także jego wygląd. Dzięki temu bohaterowie nie muszą już wyglądać jak choinki, poubierane w zupełnie różne części pancerza, często kolorowe i zupełnie niepasujące do siebie. Wystarczy kilka kliknięć, by to zmienić. Z pewnością nie zabraknie graczy, którzy spędzą godziny przebierając swoje postaci w inne ciuszki. Sam zrobiłem ze swojego krzyżowca wojownika w bieli, by później przemodelować go na złoto-czerwonego rycerza z trójzębem i w hełmie z ogromnymi rogami.
Krzyżowiec po drobnym liftingu
W Reaper of Souls grało mi się świetnie, choć nie ulega wątpliwości, że ogromna w tym zasługa zmian, które Blizzard wprowadził ostatnio do podstawowej wersji Diablo 3. Z przyjemnością donoszę, że to wreszcie jest naprawdę dobry hack'n'slash, przemyślany i sprawiający satysfakcję. Nieidealny i pod niektórymi względami ciągle dość archaiczny, bo momentami chciałoby się, by więcej zależało od umiejętności gracza, a nie statystyk i przedmiotów - ale taki już trochę urok tego gatunku. Odnowione Diablo 3 polecam w ciemno, a jeśli przypadnie Wam do gustu, to i w dodatek warto zainwestować - to jeszcze więcej tego samego i świetny tryb przygodowy.
Tomasz Kutera
Platformy:Win, Mac (w przyszłości także: PS3, PS4, X360, XOne) Producent:Blizzard Entertainment Wydawca:Blizzard Entertainment Dystrybutor:CDP.pl Data premiery:25.03.2014 PEGI:16 Wymagania: 2,8 GHz, 1,5 GB RAM, karta graficzna 1 GB
Grę do recenzji udostępnił dystrybutor. Screeny pochodzą od redakcji.